Na polu biwakowym nad jeziorem Głęboczek grupa śmiałków co roku poddaje się niekonwencjonalnej terapii. Polega ona na bieganiu po... rozżarzonych węglach. Jej uczestnicy udowadniają, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, a granice ludzkich możliwości nie są dokładnie zbadane.
Pomysłodawcą i organizatorem tych zadziwiających biegów, które odbywają się już od 14 lat jest Mirosław Tański, właściciel pola biwakowego „Głęboczek”. W latach osiemdziesiątych dopadła go ciężka choroba, której nie potrafili wyleczyć najlepsi lekarze. Wówczas, tracąc wszelką nadzieję na wyzdrowienie, w akcie desperacji zwrócił się o pomoc do energoterapeuty z Olsztyna.
- Wystarczyło kilka wizyt, a objawy choroby całkowicie ustąpiły - wspomina pan Mirosław. Dodaje, że jakby mimochodem terapeuta już po skończonej kuracji, doradził mu chodzenie po rozżarzonych węglach. Miało to zapiec nawrotom choroby, podnieść hart ducha i poprawić samopoczucie.
Początkowo do tej, jak mu się wydawało, dziwacznej propozycji odniósł się sceptycznie. Jednak gdy spróbował raz, a potem drugi, przekonał się, że bieganie po ogniu rzeczywiście pomaga utrzymać dobre zdrowie. Po kilku próbach nie był już tylko uczestnikiem tej zadziwiającej kuracji, ale sam zaczął ją organizować na własnym polu biwakowym. Jak nam wyjaśnia, temperatura specjalnie przygotowanej ścieżki z rozżarzonych węgli drzewnych wynosi 700 - 800 stopni Celsjusza. W Głęboczku biegało po niej kilkudziesięciu śmiałków, tak starszych jak i całkiem młodych, m. in. 10-letni Olek Cieplak z Olsztyna.