...dziś są bardzo popularne i modne. Wiele restauracji oraz kawiarni swoich klientów chętnie podejmuje pod niebem.
Zapewne każdy z czytelników „Kurka Mazurskiego” miał niejedną okazję w takiej oazie zieleni i kwiatów spożywać posiłek lub rozkoszować smakiem lodów i pysznej kawy. Popularna forma konsumpcji nie dziwi już nikogo, wręcz odwrotnie - zachęca do tworzenia i wystawiania stolików na świeże powietrze. Nawet w naszym Szczytnie pod parasolem można przysiąść i obserwując życie miasta coś smakowitego skonsumować. Jednak ta forma biesiady, to wspomnienia, które miały swoich zwolenników i przeciwników.
Pierwszy ogródek powstał przy restauracji „Zacisze”. W swoich zbiorach posiadam zdjęcie z początku lat siedemdziesiątych, ukazujące ogródek gastronomiczny przy istniejącej do dziś restauracji. Pomysłodawcą utworzenia takiego zakątka był ówczesny prezes do spraw produkcji i gastronomii pan Kazimierz Borucki. To z inicjatywy ówczesnego szefa wykorzystano zaplecze posesji popularnej restauracji na stworzenie unikatowego miejsca. Zakupiono parasole i wyposażenie. Jedni pomysł chwalili, drudzy ze zdziwieniem i czasem naganą do takiej formy biesiady podchodzili. Wspomniane zdjęcie, które wykonał S. Wiśniewski zamieszkały w Szczytnie przy ulicy Chrobrego ukazuje nie tylko ogródkową sielankę, ale też wieżę ciśnień z czasów świetności tej obecnie kontrowersyjnej budowli. Niestety, mimo że wiele zdjęć wykonał wspomniany fotograf, co potwierdza czerwoną pieczątką na ich odwrocie, to nie udało mi się dowiedzieć jak miał na imię. Moja stała informatorka pani prezes Marcjanna Dobrońska powiedziała, że doskonale pamięta fotografa i to gdzie mieszkał, ale niestety nie wie czy było mu Stanisław, a może Stefan.
Przy okazji rozmowy o czasach tworzenia ogródka przy „Zaciszu”, pani prezes potwierdza, że tam siedziała, natomiast z fotografem, a dokładniej z miejscem jego zamieszkania miała pewną, zabawną historyjkę. Otóż w budynku przy ulicy Chrobrego mieszkał wspomniany fotograf, ale mieszkała też dentystka – pani Anna Piotrowska- Zamecka. Gabinet dentystyczny odwiedzało wielu mieszkańców Szczytna, a wieść, że pani Zamecka posiadała wspaniałą maszynę do borowania rozeszła się szybko po całym mieście. Dotarła też do pani Marcjanny Dobrońskiej, która zaczęła odwiedzać dentystkę i często była widziana przy wspomnianym budynku, jak wchodzi lub jak wychodzi. Pewnego dnia ciekawska znajoma nie wytrzymała i spytała panią prezes czemu tak często się fotografuje. Na co zapytana ze śmiechem odpowiedziała, że się nie fotografuje, tylko zęby boruje.
Przeciwnicy spożywania posiłków na świeżym powietrzu swoje niezadowolenie argumentowali tym, że muchy wpadają do zupy i trzeba wachlować sztućcami, by je odgonić. Byli jednak i tacy, którym przeszkadzał zapach szamba. Wspomniana restauracja posiadała bowiem zbiornik na ścieki a szambo często wówczas wybijało i niestety pachniało. Najgorzej było latem z uwagi na dużą rotację klientów. Wówczas zarówno załoga restauracji, jak i klienci miewali nietęgie miny. Pan Bogusław Palmowski wspomina, że przełom tych zapachowych incydentów nastąpił pod koniec lat osiemdziesiątych. Wówczas nakazem wykonawczym zalecono Spółdzielni „Społem” wybudowanie przepompowni ścieków. Była to wielka i dość kosztowna inwestycja, ale zgodnie z zaleceniami powstała nowoczesna przepompownia ścieków. Uważny spacerowicz zapewne dostrzeże w sąsiedztwie ścieżki pieszo-rowerowej właz po wspomnianej budowli. Bogusław Palmowski, wieloletni prezes „Społem” PSS w Szczytnie wspomina, że wprawdzie przepompownia spełniała swoją funkcję, ale wymagała też obsługi i nadzoru, bowiem często tworzyła się poduszka tłuszczu i trzeba było oczyszczać odtłuszczaczem. Pan Mirosław Orzoł wspomina, że często był wzywany, by zająć się problemem, który został zakończony w chwili przyłączenia restauracji „Zacisze” do kanalizacji miejskiej.
Miłe są wspomnienia a pamiątkowa fotografia ukazuje wieżę ciśnień w całej okazałości i pierwszy ogródek gastronomiczny przygotowany dla gości.
Grażyna Saj-Klocek