W elektronicznej matni
Przez wpółprzymknięte powieki widzisz świecące Ci prosto w twarz słońce. Do Twoich uszu dobiega delikatna, słodka muzyka. Wokół unosi się zapach rumianku i ziół. - Sielanka - myślisz z rozkoszą i nie otwierając oczu, sięgasz po kolejne soczyste jabłko.
I nagle... do Twojego jakże pięknego snu wdziera się bezczelnie budzik z komórki, wygrywając hit ze szczytu ostatniego notowania listy przebojów. - Kurczę blaszka - pomrukujesz pod nosem, obracasz się na drugi bok i ... słońce zagląda Ci w oczy, dokładnie jak we śnie. Zirytowany wstajesz, otwierasz okno, nie cieszy Cię czysty błękit nieba i zapach kwitnących kasztanów. Zmierzając do łazienki, zatrzymujesz się na moment, włączasz komputer. I, co za odmiana, życie nabiera sensu! Co tam wiosna, piękna pogoda? Jeszcze parę minut i znowu staniesz się, kim tylko zechcesz. W łazience szybka toaleta, przelotne spojrzenie w lustro.
- Nie wyglądam dziś za ciekawie, ale co tam! - i już gnasz z powrotem do pokoju. Okazujesz się szybszy od komputera. Zyskałeś kilkanaście, może kilkadziesiąt sekund, więc, nie tracąc nawet chwili, biegniesz do kuchni. Cola, bułka, kawałek kiełbasy i już jesteś w pokoju. Zerkasz na niepościelone łóżko, wahasz się przez ułamek sekundy, ale Twój wzrok przykuwa migocący ekran komputera. Logujesz się na gadu-gadu. Nie ma nikogo. Czujesz się odrobinę rozczarowany, ale rzut oka na zegarek (6.47) upewnia cię, że to nic. Że dla kogoś, kto nie jest zahartowany jak Ty, to faktycznie za wczesna pora. Ustawiasz status na „Zaraz wracam”, a niech wiedzą, że już jesteś! Teraz kolejno włączasz internet (Jak małżeństwo Dody? Jaki kolor włosów ma dziś Michał Wiśniewski? Czy Angelina Jolie adoptuje kolejne dziecko?), logujesz się na poczcie. To co, że wyszedłeś z niej zaledwie pięć godzin temu? Przecież w tym czasie mogłeś dostać tysiące maili! Przeglądając listy i czytając wiadomości, zauważasz, że dochodzi ósma. Niechętnie odrywasz się od komputera, bierzesz na ramię plecak i wleczesz się do szkoły.
Uff, matematyka i biologia już za Tobą, nauczycielkom nie udało się nawet odkryć sporych braków w Twojej wiedzy (no bo niby kiedy masz się uczyć? Przecież doba ma zaledwie 24 godziny...), teraz jeszcze tylko chemia i polski. Na myśl o tym, że już za dwie godziny będziesz znowu stukał w swoją klawiaturę, humor momentalnie Ci się poprawia, a kiedy pani z biblioteki pozwala Ci na długiej przerwie „załatwić niezwykle ważną sprawę w internecie”, jesteś wprost wniebowzięty. Szybko, masz przecież niespełna dwadzieścia minut, zapoznajesz się z kolejną porcją informacji, znowu sprawdzasz pocztę, przeglądasz blogi i fotoblogi znajomych.
Stwierdzasz, że też mógłbyś coś napisać. Albo nie. Lepiej zrobić sobie nowe fotki. W Twojej głowie kiełkuje już pomysł na naprawdę świetne zdjęcia, kiedy rozmyślania przerywa dzwonek. Niechętnie udajesz się na polski. Nauczycielka opowiada o jakiejś lekturze, ale nie masz pojęcia, o jakiej, nie widziałeś książki na oczy. Ach, ten brak czasu... Myślami jesteś znowu w sieci, ogarnia Cię irytacja, przecież nie byłeś dziś jeszcze na forum, a nauczycielka ciągle przynudza. Patrzysz z niecierpliwością na zegarek. Wskazówka zdaje się naigrawać z Ciebie, nie przesuwając się nawet o kawałeczek. I w końcu dzwonek! Zrywasz się, jednak mityguje Cię głos polonistki: - Jeszcze praca domowa. - Znowu - myślisz z rosnącą irytacją i, nie używając do tego najmniejszej cząstki swojej świadomości, notujesz temat wypracowania. - Na pewno znajdę coś w internecie - myślisz. Droga do domu mija Ci niepostrzeżenie. Rzucasz plecak w kąt i biegniesz do komputera.
Taak, wreszcie popołudnie, nieskrępowany żadnymi obowiązkami siadasz wygodnie na krześle, włączasz internet i... w końcu jesteś naprawdę sobą. Cichy, zakompleksiony, niewyróżniający się niczym, przemieniasz się w mistrza dowcipu i ciętej riposty. Nie zauważasz nawet, kiedy mijają kolejne godziny. Jest już wieczór. Przypomina Ci się, że miałeś przecież zrobić jakieś nowe zdjęcia. Bierzesz więc aparat i biegniesz do parku (Co wygląda w tle lepiej niż zieleń drzew? No i pasuje do Twoich oczu). Pstrykasz najpierw kilkanaście, potem kilkadziesiąt fotek. No, chyba starczy. Wracasz do domu, przeglądasz zdjęcia. Niby nic nadzwyczajnego, ale już Ty zrobisz z nich cudeńka. Zawodowy model by się nie powstydził!
Kolejne godziny mijają na przerabianiu i poprawianiu zdjęć. W końcu są gotowe. Efekt przeszedł nawet Twoje oczekiwania. Wrzucasz je do fotobloga i rozsyłasz znajomym wiadomość, że już są. Po chwili masz już całą masę komentarzy i to nie tylko od kolegów i koleżanek. - Świetnie - myślisz - Poznaję nowych ludzi. Po raz ostatni w ciągu dnia sprawdzasz pocztę, odpowiadasz na maile i z poczuciem dobrze przeżytego dnia kładziesz się do łóżka. W ostatnim przebłysku świadomości myślisz jeszcze z satysfakcją: - Jak to dobrze, że jednak nie pościeliłem rano tego łóżka... - i już po chwili jesteś na słonecznej łące pachnącej rumiankami.
Paulina Rucińska