... zlokalizowany w Szczytnie na ulicy Kościuszki 2 swoją działalność zakończył w 1990 r.
Przez lata Spółdzielnia „Społem” we wspomnianym obiekcie prowadziła usługi krawieckie, fryzjerskie, kosmetyczne, wypożyczalnię sprzętu domowego. Upowszechniała wiedzę z zakresu żywienia, higieny i profilaktyki zdrowotnej, prowadząc tematyczne kursy i szkolenia. Właśnie trafiło do mnie pamiątkowe zdjęcie wykonane we wnętrzu „Praktycznej Pani”. Ukazuje ono ówczesną kierowniczkę panią Bogumiłę Lipińską w gronie podległych pracownic. Wprawdzie fotografia została wykonana w 1977 r. , ale pani Bogumiła - ofiarowując zdjęcie - chętnie podzieliła się wspomnieniami. Przypomniała, że prowadzony pod szyldem „Społem” ośrodek popularnie zwany „PP” nie tylko świadczył usługi dla ludności, ale też prowadził działalność społeczno-wychowawczą. Organizowano tam spotkania, na których uczono kroju i szycia, przyrządzania rozmaitych potraw, dekoracji i estetyki. Dużym zainteresowaniem cieszyły się pokazy fryzjerskie, na których prezentowano różnorodność fryzur, udzielano też porad z zakresu pielęgnacji włosów. Każde spotkanie poprzedzała tematyczna pogadanka, a często kończyła degustacja wspólnie wykonanych i pięknie udekorowanych potraw, nowa fryzura, modna spódniczka.
Z kolei pani Marcjanna Dobrońska – wiceprezes Spółdzielni w rozmowie telefonicznej wspomina, że ówczesne mieszkanki Szczytna były żądne wiedzy, a liczna frekwencja sprawiła, że pomieszczenie „Praktycznej Pani” dosłownie pękało w szwach. Szybko znaleziono więc rozwiązanie i do kolejnych działań zaczęto wykorzystywać zlokalizowaną po przeciwnej stronie ulicy świetlicę oraz pomieszczenia piekarni i ciastkarni. Pani Marcjanna Dobrońska pytana o „Praktyczną Panią” ze śmiechem wspomina liczne grono rozentuzjazmowanych kobiet z kłębkami wełny, szydełkami i drutami, gdy uczono się robótek ręcznych tworząc szaliki, włóczkowe torebki, a nawet berety. Moja rozmówczyni w żartobliwej formie prosi, by nie mylić z „moherowymi”, bo takowe jeszcze nie były modne. Natomiast doskonale pamięta entuzjazm towarzyszący szkoleniom, a szczególnie „małe gosposie”. Z tego dziewczęcego zespołu wyrosły prawdziwe gospodynie domowe, bo wówczas taki był cel kształcenia kobiet.
Oczywiście jak to zwykle bywa skrót „PP” był na swój sposób interpretowany. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy zaczęłam pracować w „Społem” moje koleżanki mówiły, że ośrodek „PP”, to po prostu skrót od Pani Prezes, bo pani Marcjanna Dobrońska tuż przed rozpoczęciem urzędowania w biurze, czyli przed pracą się tam, jak mawiały koleżanki, „fryzowała”. Moja ówczesna szefowa zawsze miała modne i dobrze dobrane fryzurki. Nadszedł więc i dla mnie czas, by profesjonalistki zajęły moją głową. W 1986 r. długie, sięgające prawie pasa włosy zostawiłam w „Praktycznej Pani” i nadszedł czas krótkich fryzurek. Matka natura przetkała w naturalny sposób włosy siwizną, więc na głowie miałam modny wówczas i pożądany balejaż. Koleżanki dopytywały kto mi tak pięknie nakłada kolory, a ja ze śmiechem wszystkie kierowałam do „Praktycznej Pani”. W końcu moja fryzjerka pani Jadzia nie wytrzymała i zdradziła, że to naturalny kolor. Przyzwyczajona do zachwytów nad piękną fryzurą pewnego dnia usłyszałam: „ale masz fajną...” i nie czekając na dalszy ciąg uznania dla, jak sądziłam, mojego uczesania od razu uprzedziłam pytanie mówiąc, że to dzieło mistrzyni grzebienia pani Jadzi z „Praktycznej Pani”. Wówczas usłyszałam: „..spódnicę”, zdziwiłam się, bo nawet nie przyszło mi do mojej ufryzowanej głowy, że ktoś zwrócił uwagę na strój.
Wspomnienia związane z ośrodkiem „Praktyczna Pani” sprawiły, że zajrzałam do kolejnych spółdzielczych zakamarków, a w pudle z napisem „Praktyczna Pani” znalazłam igły, nici, zatrzaski, gumki, naparstki, wykroje. Od razu igła z nitką zatańczyła i takie odległe wspomnienia przywróciła.
Grażyna Saj-Klocek