Pojutrze ostatni dzień lata (felieton piszę w niedzielę). Nadejdzie jesień. Mamy obecnie tak piękną, słoneczną i ciepłą pogodę, że nawet nie pomyślałbym o jesieni, gdyby nie mama mojej żony.
Otóż poprzedni felieton zakończyłem krótką wzmianką o mazurskiej zupie grzybowej. Moja teściowa jest stałą czytelniczką „Kurka Mazurskiego”, toteż dzień po ukazaniu się numeru sprzed tygodnia postawiła przede mną gar grzybowej zupy własnej roboty. Czegoś tak wspaniałego jeszcze nie jadłem. Ugotowane świeże podgrzybki, pocięte, tak jak lubię, w kawałki wielkości połówek śliwki węgierki. Do tego wszelakie jarzynki oraz kartofle i drobny makaron. Całość na schabowej kości i ze śmietaną. Rewelacja. Tak akurat składa się, że dokładnie za miesiąc będziemy mieli rodzinne święto. Przyjedzie trochę gości. W tym dwie osoby mieszkające za granicą. Już zamówiłem u mamy zupę identycznie przygotowaną, jako danie atrakcyjne i regionalne. Dla gości spoza Polski będzie to zapewne duża atrakcja. Tak oto promuję Mazury.
Przy tak pięknej pogodzie, jaką podarowano nam na końcówkę lata, nawet nie pomyślałbym, że to już za chwilę nadejdzie jesień. Dopiero owa zupa przypomniała mi o zbliżającej się, kolejnej porze roku. Zatem, skoro lato kończy się, napiszę o tym kilka słów. Pamiętam, że dokładnie przed rokiem zamieściłem w „Kurku” felieton o piosenkach związanych z końcem lata i początkiem jesieni. Było o czym pisać, bowiem takich utworów jest niezliczona ilość. Dla przykładu przypomnę choćby kilka tytułów: „Bo mnie jest szkoda lata”, albo „Jesienny pan”. Także jeden z najsłynniejszych światowych hitów, czyli francuską piosnkę „Les Feuilles morte” - „Martwe liście”. Dzisiaj spróbuję rozejrzeć się w innych dziedzinach sztuki, pod kątem wykorzystania w nich tematu zakończenia lata.
Zacznę od kina. Chcę Państwu przypomnieć film polski sprzed 62 lat. Zrealizowany w roku 1958. Tuż po październikowych wydarzeniach, czyli na samym początku epoki Gomułki. Reżyserski debiut Tadeusza Konwickiego pod tytułem „Ostatni dzień lata”.