Ostatni łyk wakacji

PIĘKNE TONY

Wakacje, wakacje i już po wakacjach...

Ale nie dla wszystkich, bowiem studenci mają nieco dłuższy wypoczynek. Rok akademicki zaczyna się, jak wiemy, dopiero w październiku, więc uczęszczający na wyższe uczelnie mogą jeszcze sobie poleniuchować.

Ba, ale koszty pobierania nauk w Polsce są dosyć poważne i jeśli rodzice nie mogą pomóc, trzeba samemu trochę zarobić. Tak, jak ci dwaj młodzieńcy, którzy grali na miejskiej targowicy. Przechodnie nie pozostawali obojętni i, co widać na zdjęciu, wkładali co nieco do futerału - fot. 1.

Na jego pokrywie umieszczony był bowiem taki napis - fot. 2.

No i grosik wpadał. A przy okazji chłopaki umilali czas przechodniom, kupcom targowym i ich klientom.

- Zdolniachy jakieś, pięknie muzykują - skomentował minikoncert Stanisław Zieliński, który wszak zna się na muzyce, po czym dodał, że z pewnością mogliby oni grać w każdym, nie tylko rockowym, zespole.

Ba, koncertowicze nie byli jednak ze Szczytna, więc i nie zasilą żadnej miejscowej kapeli. Przyjechali w nasze okolice tylko na wakacje, a pochodzą z dość odległego Łukowa (woj. lubelskie).

A co z miejscowymi? Nikt u nas nie ma słuchu, ni talentu?

DJEMBELIŚCI

Ano nasi nie gorsi. Otóż nie tak dawno temu, ale jeszcze w wakacje zauważyłem na pl. Juranda bębnistów, a właściwie djembelistów, bo instrumenty na jakich grali to właśnie djembe - fot. 3.

Gdy ktoś nie wiedział co to takiego, to przytaczam wyjaśnienie (za "Wikipedią"):

djembe - afrykański instrument muzyczny pochodzący z Gwinei, stanowiący rodzaj kielichowego, jednomembranowego bębna. Membrana djembe zrobiona jest zazwyczaj ze skóry koziej lub rzadziej z krowiej naciągniętej za pomocą specjalnie zaplątanego sznurka bądź śrub.

Koncertowicze to Marcin Banach i Mateusz Rówlenicz. Chłopcy ćwiczą, bo chcą założyć własny zespół reggae. Jak widać na zdjęciu, (fot. 3) młodzieńcy walą w bębny, siedząc na podratuszowym murku.

OBLEGANY MUREK

Bo tak w ogóle to wspomniany murek, zwłaszcza wieczorami, jest miejscem spotkań miejscowej młodzieży. Zasiadłszy na nim, ćwiczą grę nie tylko na bębnach czy gitarach, ale prowadzą rozmaite towarzyskie rozmowy, zawiązują zapewne nowe znajomości, no i czasami się przytulają. Odbywa się tu też coś na kształt rewii mody - fot. 4.

W wystrzałowej kreacji prezentuje się Milena Domian, budząc zazdrość u koleżanek, a u kolegów odwrotnie - niekłamany podziw.

* * *

Lato się kończy, powoli nadchodzi jesień, a więc będzie coraz chłodniej. Siedzenie godzinami na kamiennym murku jest dość niewygodne, no a przede wszystkim stwarza ryzyko nabawienia się reumatycznej choroby zwanej potocznie wilkiem (łacińska nazwa lupus, od zmian na skórze).

Dlatego mam taką uwagę do Rady Miejskiej i burmistrza - warto by pomyśleć o zakupie gąbki, takiej, jaką wypycha się materace, kilkudziesięciu metrów dermy i urządzić z tego siedziska, by przykryć nimi murek otaczający ratusz od strony pl. Juranda. Młodzież nareszcie miałaby wygodę - miękkie siedzonka, a przy okazji znikłoby ryzyko złapania reumatycznej choroby.

LUZ i SWOBODA

Rozpoczęcie roku szkolnego to dzień niezwykły dla pierwszoklasistów. Pamiętam, jak sam go przeżywałem. Siedziałem jak trusia w niewygodnej, za dużej ławce z kałamarzem, spięty i bez najmniejszej ochoty do żartów, czy choćby jakiegoś lekkiego rozluźnienia, gdyż szkoła była miejscem, w którym obowiązywała najwyższa powaga. Tak z ręką na sercu, to tylko góra do IV klasy, bo później już się nieco, a może i więcej dokazywało, oj dokazywało!

Dziś jest zupełnie inaczej... Pierwszaczki mają luz i swobodę, że aż szkoda, że nie urodziłem się w obecnych czasach.

Pierwszego września zasiadły nie w ławkach, a na materacykach, dostawszy w dodatku od nauczycielki słodki poczęstunek - fot. 5.

Zafascynowani nowym otoczeniem obiecywali Pani, że następnego dnia przyjdą z najwyższą ochotą, ciekawi tego, czego będą się uczyć. Co innego starsi, zahartowani w szkolnych bojach uczniowie. Ci zjawili się w budzie bez większego entuzjazmu, a po inauguracyjnych uroczystościach ruszyli do parków, lub na miejską plażę, bo...

- Musimy jakoś odstresować ów dzień - mówi jedna z dziewcząt, która wraz z koleżankami i kolegami udała się nad duże jezioro.

Inną, większą grupkę starszych uczniów "Kurek" zauważył z kolei w parku nad małym jeziorem. Ci, o zgrozo, raczyli się piwkiem, a nawet... żołądkową gorzką, która wbrew nazwie wcale nie jest gorzka, a słodka - fot. 6 (żółty otok).

ORZEŁ BIAŁY

Kilka dni temu "Kurek" miał sposobność przyjrzeć się dokładnie makiecie pomnika, jaki ma stanąć na pl. Juranda, na wieczną pamiątkę Obrońców Ojczyzny (patrz "KM" nr 34) - fot. 7.

Na zdjęciu, niestety, nie widzimy barw, więc należałoby dodać, że orzeł jest złotego koloru (w oryginale ma to być polerowany brąz), a kamień szary. Tymczasem, jak "Kurek" dowiaduje się z nieoficjalnych źródeł, już trwają poszukiwania kamienia, ale czerwonego - chodziłoby tu o głaz granitowy. Są z tym kłopoty, bo choć wielkich kamieni na Mazurach nie brakuje, są one na ogół zwietrzałe i nie bardzo nadają się na podstawę pomnika.

M.in. oglądano głazy w Linowie, ale te, wedle opinii geologów, mogą wytrzymać 50, 100 lat, a tu chodzi o coś bardziej trwałego.

Opisywana makieta była wystawiona publicznie po raz pierwszy w ZS nr 2 przy okazji odbywającej się tu akademii upamiętniającej wybuch II wojny światowej.

Mnie osobiście nie zauroczyła, nic w niej nie ma oryginalnego - bardzo podobny orzeł zwieńcza sztandar szczycieńskich Sybiraków, inni zaś mówią, że został skalkowany z winiety "Rzeczpospolitej", ale, co trzeba podkreślić, wielu zapytanym przeze mnie osobom makieta się podobała.

- Piękny pomnik - powiedział m.in. pan Adolf Antosiak - kombatant.

PS.

Co ciekawe, gdy makieta podróżowała z pracowni pani Urszuli Szmyt do Szczytna przewożona była w samochodowej lodówce. Ze względu na wysoką temperaturę panującą tego dnia, obawiano się, że złoty Orzeł Biały, wykonany z plasteliny, pod wpływem ciepła straci swoje kształty. A wyglądał, jakby był z metalu...

2005.09.07