Nadchodzą trudne czasy dla pasymskiej oświaty. Burmistrz Mius zapowiada cięcia w wydatkach, bo w ostatnich lata zbytnio przeinwestował, a do tego nowe przepisy uniemożliwiają przerzucanie pieniędzy na oświatę z dochodów majątkowych. – Będę wszędzie przekształcał, gdzie jest to możliwe i szukał oszczędności – deklaruje włodarz Pasymia. Największe mają dotknąć szkołę w Gromie.
JAK UCIĄĆ 920 TYSIĘCY?
Wiemy już na kim w pierwszej kolejności odbije się zapowiadany przez burmistrza Miusa plan zaciskania pasa. Największe cięcia dotkną gminną oświatę, która pochłanie w tym roku 7,3 mln zł.
W tej kwocie 4,8 mln zł stanowi subwencja z budżetu państwa. Resztę trzeba dołożyć z kasy samorządowej. Do tej pory nie było większego problemu, bo radni przeznaczali na to środki z dochodów majątkowych pozyskiwanych głównie ze sprzedaży mienia komunalnego. Od bieżącego roku, po wejściu w życie nowych przepisów, stało się to już niemożliwe.
To oznacza, że wydatki na bieżące funkcjonowanie gminy, w tym utrzymanie szkół, można finansować tylko z dochodów bieżących. A tu relacje, jak przyznaje skarbnik gminy Arkadiusz Młyńczak, w ostatnich czasach się pogorszyły. Żeby je zrównoważyć trzeba dokonać cięć w wysokości 920 tys. zł. Na pierwszy plan pójdzie oświata, na której funkcjonowanie w tegorocznym budżecie przeznaczono najwięcej środków.
DLACZEGO GROM?
Najboleśniejsze cięcia mają dotknąć szkołę w Gromie. Tu bowiem, według wyliczeń urzędników, koszty utrzymania są najwyższe. W przeliczeniu na jednego ucznia najkorzystniej wypada szkoła podstawowa w Pasymiu – 8,6 tys. zł w skali roku. Nieco wyższe koszty są w Tylkowie – 9,2 tys. zł, a zdecydowanie najwyższe właśnie w Gromie – 18,5 tys. zł.
Jeszcze w ubiegłym roku burmistrz Mius zażądał od dyrektora Andrzeja Modzelewskiego, aby ten „poszukał” oszczędności rzędu 100 tys. zł. Oprócz tego do budżetu na 2011 rok wprowadził zapis zapowiadający likwidację działającego przy SP w Gromie punktu przedszkolnego.
ZANIEPOKOJONA WIEŚ
Gdy działania burmistrza ujrzały światło dzienne, w Gromie zawrzało. Mieszkańcy obawiając się, że zmierzają one do likwidacji szkoły zażądali wyjaśnień. Mius spotykał się z nimi w ubiegłym tygodniu dwukrotnie. W trakcie zebrań zapewniał, że nie zamierza likwidować szkoły, ale zaznaczał jednocześnie, że zmiany w jej funkcjonowaniu są niezbędne. Jeszcze trzy lata temu uczęszczało do niej 58 dzieci, a dziś tylko 44. Według prognoz za dwa lata ma być ich już tylko 26. Koszty utrzymania placówki wynoszą w skali roku 810 tys. zł, w tym 600 tys. zł stanowią płace dla 11 nauczycieli i osób zatrudnionych w administracji na dwa i pół etatu.
- Na jednego nauczyciela przypada tu średnio czterech uczniów. Wskaźniki finansowe tej szkoły są najgorsze – wyliczał mieszkańcom Gromu skarbnik Pasymia Arkadiusz Młyńczak.
Zadanie szukania oszczędności w pierwszej kolejności Mius scedował na dyrektora szkoły Andrzeja Modzelewskiego. Ten jednak nie spełnił jego oczekiwań.
Modzelewski nie zaproponował redukacji etatów, a na to przede wszystkim liczył Mius.
- Oszczędności muszą iść kosztem nauczycieli. Trzeba prawdę w oczy mówić – prezentował swój punkt widzenia „przyciśnięty do muru” burmistrz.
- Pan chce zwalniać ludzi – protestowali mieszkańcy.
- Nie ja, dyrektor to zrobi – odpowiadał Mius.
Dyrektor Modzelewski zapewniał, że robi co może, łączy klasy, co jak przyznaje jest bardzo dyskusyjne. Do tego jeszcze nauczyciele nie biorą pieniędzy za zastępstwa, a w czasie ferii w szkole wyłączono ogrzewanie. Twierdził, że zaciskając pasa jest w stanie wygospodarować maksymalnie 60 tys. zł. Przy okazji polemizował z przedstawionymi przez burmistrza i skarbnika argumentami. Do szkoły łącznie z punktem przedszkolnym i oddziałem zerowym uczęszcza 75 dzieci. Mogłoby by ich być więcej, gdyby przywożono tu, a nie do Pasymia uczniów z Jurg, tym bardziej, że do Gromu jest o 5 km bliżej. Dyrektor zaproponował, aby oddział przedszkolny wydłużył czas pracy z obecnych 5 do 8 godzin. Dzięki temu można by wprowadzić odpłatność w wysokości 70 zł za jednego przedszkolaka. W skali roku przyniosłoby to dochody w wysokości 18 tys. zł.
NIE CHCE, ALE MUSI
Te propozycje nie satysfakcjonują burmistrza. Naciskany przez mieszkańców zdradził, że rozpatruje 5-6 wariantów, m.in. zredukowanie działalności szkoły do klas I-III lub jej prywatyzację.
To drugie rozwiązanie mogłoby przynieść, według niego, od 200 do 400 tys. zł oszczędności.
- Jeżeli szkoła byłaby w prywatnych rękach dyrektor zatrudniłby ludzi nie na 13,5 etatu tylko na 6 lub 7 i tę samą powinność by spełniali. Nie obowiązywałaby tylko Karta Nauczyciela – przekonywał. Chce jednak, aby wyboru dokonali mieszkańcy. - Nie oczekujcie na to, że stanie się to moimi rękoma, to wasza rola.
Burmistrz zapowiedział, że zaciskanie pasa dotknie również pozostałe placówki oświatowe i jednostki budżetowe.
- Wszędzie będę przekształcał, gdzie to jest możliwe i szukał pieniędzy – deklarował, powołując się przy tym na klasyka: - Ja nie chcę, ale muszę.
SAMOKRYTYKA BURMISTRZA
Uczestnicy spotkania dziwili się, że jeszcze niedawno, podczas kampanii wyborczej słyszeli od Miusa tylko same dobre informacje. Dlatego jak przyznawali, oddali na niego głos.
Mius bił się w piersi i przyznawał, że „może i przeinwestował”, ale od razu zaznaczał, że nie było innego wyjścia.
- Miałem ataki z różnych stron od radnych. Każdy chciał, żeby jak najwięcej robić na jego terenie. I ten burmistrz się słuchał i wszystko realizował – opowiadał Mius. Zdradził też, że ma pretensje do samego siebie, za to, że nie znał skutków nowej ustawy o finansach publicznych (została uchwalona przez Sejm w sierpniu 2009 r. - sic!). – Ale to nie jest jeszcze tragedia – pocieszał zebranych.
Rozmowy w sprawie przyszłości szkoły w Gromie mają być kontynuowane.
Andrzej Olszewski/fot. A. Olszewski