To tragedia – skarbnik powiatu Henryk Samborski nie kryje podenerwowania. Subwencja, którą starostwo otrzymało na zadania oświatowe, jest o ponad 2 mln mniejsza niż to przewidziano w budżecie. Konieczne będą oszczędności, bo o dołożeniu pieniędzy z kasy starostwa skarbnik nie chce słyszeć.
ZMNIEJSZONA SUBWENCJA
W tegorocznym budżecie powiatu wysokość subwencji oświatowej przewidziano w kwocie przekraczającej 36 mln złotych. Tymczasem kilka dni temu przyszła wiadomość z ministerstwa, że suma ta będzie zmniejszona o ponad 2 miliony.
- To oznacza, że o tyle musimy ograniczyć nasze wydatki na oświatę – tłumaczy skarbnik powiatu Henryk Samborski.
Z czego wynika ta niekorzystna zmiana?
- Subwencja jest ściśle związana z liczbą uczniów, a tych w naszych szkołach systematycznie ubywa – wyjaśnia Henryk Samborski. Powiat prowadzi cztery placówki – Zespoły Szkół nr 1,2 i 3 oraz Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy. Na ten ostatni otrzymuje najwyższą subwencję. Kwota naliczana na uczniów niepełnosprawnych może być nawet dziesięciokrotnie wyższa od stawki bazowej wynoszącej nieco ponad 4 tys. zł na jednego ucznia. Dzięki temu część środków z tej puli można przeznaczyć na działalność pozostałych szkół, co zresztą samorząd powiatowy robi.
Gdzie skarbnik będzie szukał oszczędności?
- W pierwszej kolejności zaproponuję ograniczenie wydatków bieżących. W grę wchodzi zmniejszenie godzin ponadwymiarowych nauczycielom oraz łączenie ich tam, gdzie jest to możliwe – mówi Henryk Samborski. Nie wyklucza nawet, że jeśli liczba uczniów w kolejnych latach będzie się zmniejszać, to konieczne stanie się redukowanie etatów. Apeluje do dyrektorów, aby skuteczniej zabiegali o pozyskiwanie do swoich szkół o młodzieży spoza terenu powiatu.
- Jeśli nie podejmą tego rodzaju działań, system prędzej czy później nie wytrzyma – przewiduje.
Co na to dyrektorzy szkół?
POŻEGNANIE Z NADGODZINAMI
Dyrektor Zespołu Szkół nr 2 Danuta Maroszek przyznaje, że od kilku lat ubywa uczniów kształcących się w jej placówce.
- Kiedy objęłam funkcję dyrektora przed siedmioma laty było ich ponad tysiąc. Obecnie uczy się u nas niespełna 800 – mówi. To o pięć klas mniej. Wśród możliwych do wprowadzenia oszczędności wymienia zmniejszenie liczby godzin ponadwymiarowych. Są nauczyciele, którzy mają ich po 3-4.
Dyrektor zapewnia, że szkoła już od dawna zabiega o uczniów poprzez działania promocyjne. Nie zawsze z pozytywnym skutkiem.
- Wielu, np. z gminy Pasym, woli się uczyć w Olsztynie – zauważa Danuta Maroszek. Pewne nadzieje wiąże z trwającą rozbudową ZS nr 2, dzięki której ma on stać się jednym z kilku w województwie nowoczesnych centrów kształcenia hotelarzy i gastronomów.
Z kolei dyrektor ZS nr 1 Elżbieta Fiebig zapowiada, że w ramach szukania oszczędności w jej szkole najprawdopodobniej zostaną ograniczone remonty i zakupy wyposażenia. Przyznaje, że spadek uczniów jest zauważalny, ale nie drastyczny.
NIE MA NA CZYM OSZCZĘDZAĆ
Dyrektor ZS nr 3 Piotr Karczewski do propozycji cięć odnosi się sceptycznie.
- Otrzymując do dyspozycji na 2010 r. skromny i tak już ograniczony budżet szkoły, nie jest możliwym wprowadzanie kolejnych oszczędności – uważa. Dodaje, że obecny stan prawny w żaden sposób nie umożliwia zwolnień pedagogów, bo liczba kadry dydaktycznej wynika z Karty Nauczyciela.
- W trakcie roku szkolnego niemożliwe są istotne korekty w pracy szkoły, które wiązałyby się z ograniczeniem wydatków. O ewentualnych oszczędnościach należy więc myśleć przy organizacji nowego roku szkolnego, czyli od 1 września 2010 r. Jednak i wtedy pole manewru nie będzie zbyt duże – twierdzi. Jako przykład dyrektor podaje funkcjonowanie przyszkolnego internatu, który obecnie służy uczniom wszystkich szkół ponadgimnazjalnych w Szczytnie. Mieszka w nim około 100 osób, choć przed reorganizacją kwaterowało ich tam znacznie mniej. Ta sytuacja pociąga za sobą znaczne koszty utrzymania.
- Byłoby bardzo niekorzystnym zjawiskiem społecznym, gdyby w ramach szukania oszczędności budżetowych nastąpiło podniesienie ponoszonych przez młodzież kosztów z tytułu zakwaterowania – uważa dyrektor.
Zmniejszenie subwencji nie niepokoi na razie dyrektor SOSW Marii Jolanty Rudzkiej. Jak mówi, jej szkoła i tak jest w najlepszej sytuacji, bo uczęszcza tu najwięcej dzieci niepełnosprawnych, a wraz z nimi do placówki spływa więcej środków z budżetu centralnego. Zauważa też, że gdyby część subwencji przypadającej na SOSW nie trafiała do innych szkół, to można by znacznie bardziej rozwinąć szkolną bazę. - Inne placówki mają już sale gimnastyczne, a nam wciąż jej brakuje.
DOKŁADAĆ CZY NIE
Stanowisko skarbnika powiatu, aby nie dokładać samorządowych pieniędzy do subwencji oświatowej, nie zyskuje w okolicznych samorządach naśladowców.
Większość z nich dopłaca do subwencji ze środków własnych. Przykładowo, miasto Szczytno dokłada obecnie z własnych zasobów aż 3 mln złotych. Skarbnik Samborski dziwi się takiemu postępowaniu.
- Skąd w takim razie brać pieniądze na inwestycje, takie jak choćby zadania drogowe, na które czeka wielu mieszkańców? - zastanawia się, podkreślając przy tym, że kwotę subwencji naliczają przecież fachowcy z ministerstwa edukacji. - Powinno jej wystarczyć na bieżące funkcjonowanie – twierdzi skarbnik.
Z takim poglądem polemizuje burmistrz Szczytna Danuta Górska.
- W ramach subwencji otrzymujemy zbyt mało środków. Są one wydawane tylko na niezbędne rzeczy, a my chcemy naszym uczniom zapewnić bogatszą ofertę – uzasadnia. Zwraca też uwagę, że nie można porównywać oświaty miejskiej z powiatową, ze względu na zróżnicowane typy szkół.
Obserwatorzy szczycieńskich realiów uważają, że za tak znaczącymi dopłatami do oświaty kryje się silne lobby nauczycielskie w Radzie Miejskiej.
- Nie chcę tego komentować. My patrzymy na to pod kątem racjonalnego wydawania każdej złotówki, a z drugiej strony zależy nam na tym, by nasze dzieci miały w miarę bogatą ofertę edukacyjną – mówi burmistrz.
JEDNI DOPŁACAJĄ WIĘCEJ, INNI MNIEJ
Różnie do problemu podchodzą także samorządy gminne. Gmina Szczytno otrzymuje subwencję oświatową w wysokości 5,3 mln. Za tę kwotę nie jest w stanie zrealizować wszystkich zadań związanych ze szkolnictwem, sięga więc po środki z puli uzupełniającej (1,7 mln).
- Sama subwencja oświatowa nie starczy żadnemu samorządowi w Polsce. Państwo powinno w całości finansować tę sferę – uważa wójt Sławomir Wojciechowski. Gmina Szczytno i tak radzi sobie nieźle, zważywszy, że jeszcze w 2002 roku dokładała z budżetu 1,7 mln złotych, a już trzy lata później z subwencji ogólnej zostało jej jeszcze 400 tys. złotych. Około 1 mln zł dopłaca do oświaty gmina Świętajno. Zdaniem wójta Janusza Pabicha, eksperci naliczający subwencję nie zawsze wystarczająco orientują się w realiach szkolnictwa wiejskiego.
- Subwencja naliczana jest na klasy 18-osobowe, a u nas często mamy po 9-10 dzieci w oddziale – mówi wójt. Dodaje, że w tej sytuacji można likwidować kolejne szkoły, ale to niesie za sobą nieodwracalne skutki społeczne.
- Miejscowość bez szkoły to równia pochyła – twierdzi. Niedobrym, według wójta, rozwiązaniem jest także łączenie klas.
- Co to da? Mamy przecież XXI, a ni XIX wiek – mówi. Podkreśla również, że z nakładami na oświatę idą w parze wyniki egzaminów zewnętrznych. Im są one mniejsze, tym osiągnięcia uczniów prezentują się gorzej na tle innych.
Ewa Kułakowska, o/fot. archiwum