Co może łączyć owe dwa zacne zwierzęta domowe? Pozornie niewiele, ale… Tak właśnie nazywały się legendarne, aktorskie kabarety peerelowskich czasów. Zarówno „Koń”, jak i „Owca” były zespołami, które wystawiły tylko jeden program, po czym przestawały istnieć. Ale to ich spektakle pozostały w pamięci na lata, wyznaczając pewien styl, na którym wzorowały się inne scenki.
„Koń” powstał w roku 1957 i swój program pokazywał przez jeden lub dwa sezony. Byłem wtedy nastolatkiem. Pamiętam tylko fragmenty nagrane na taśmę filmową i pokazywane później w telewizji. Może niektórzy z moich czytelników także cokolwiek zapamiętali, ale nie sądzę, aby ktoś jeszcze potrafił rozszyfrować brzmiące z węgierska, umieszczone na plakatach, nazwisko autora programu. Brzmiało ono Godoczebole. Zatem jako samozwańczy kronikarz scenek dawnych, tajemnicę owego pseudonimu niniejszym wyjawię. Jest to zbitek pierwszych liter nazwisk występujących na estradzie aktorów, którzy sami tworzyli swój program. Go-Do-Cze-Bo-Le, to pięciu młodych artystów o doskonale zapamiętanych do dzisiaj nazwiskach: Gołas, Dobrowolski, Czechowicz, Bogdański (znany reżyser teatralny) i Leśniak. Ci sami, których podziwialiśmy później w Kabarecie Starszych Panów i w innych żartobliwych programach telewizyjnych.
Specjalnością zespołu były pantomimiczne skecze. Ich przekaz musiał być zapewne jasny i zrozumiały, skoro zespół „Konia” otrzymał za swój program nagrodę w Wiedniu, podczas Festiwalu Młodzieży, w roku 1959.
Nazwisko Jerzego Dobrowolskiego łączy oba wymienione w tytule felietonu kabarety. Siedem lat po „Koniu”, znany aktor i satyryk nie wytrzymał ciszy i zaproponował kolejną, inteligentną zabawę kabaretową pod nazwą „Owca”. Tym razem jako autorzy współpracowali z nim Stanisław Tym i Andrzej Bianusz. Na scenie występował Dobrowolski w towarzystwie Wojciecha Pokory, Jerzego Turka, Józefa Nowaka i Andrzeja Stockingera.
Spektakl „Owcy” prezentowany był do roku 1970. Tym razem miałem okazję obejrzeć go w całości. Nawet kilkakrotnie.
Charakter programu „Owcy” doskonale opisuje w swojej wspomnieniowej książce Jan Tadeusz Stanisławski. Pisze on tak:
Owca zajęła się logiczną analizą obowiązującej w PRL mowy. Nie języka - a „mowy”. Dziś lingwiści nazywają to „nowomową”, studiują, spisują. Wtedy robił to tylko kabaret „Owca”. Ta „mowa” łączyła się ściśle z mentalnością, uosabiała pewien typ. Niektórzy twierdzili, że Dobrowolski uchwycił „mentalność rozbestwionego chama”…
Stanisławski wiedział co pisze. Tym bardziej, że kiedy Tym złamał nogę i nie nadawał się do występów, zastąpił go na scenie właśnie on - Janek.
Napisałem na wstępie, że „Koń” i „Owca” niejako wyznaczyły pewien inteligentny kierunek estradowej rozrywce. Warto zatem wspomnieć o kabarecie powstałym w roku 1974, który ja osobiście uważam za znakomitą kontynuację wymienionych klasyków. Był to kabaret założony przez Andrzeja Strzeleckiego, przy Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie. Znakomity zespół tworzyli młodzi aktorzy - Marek Siudym, Wiktor Zborowski, Paweł Wawrzecki, Krzysztof Majchrzak i Joachim Lamża. Podobnie jak „Koń” i „Owca” był to kabaret jednego programu. A nazywał się „Kur”. Jeden z jego „numerów” można czasem zobaczyć przy telewizyjnych powtórkach „Czterdziestolatka”. Artyści występują w roli kursantów podczas naukowego sympozjum w pałacyku w Jabłonnie. Odgrywają głupawy, ale zabawny skecz z myciem zębów.
A twórca „Kura” - Andrzej Strzelecki jest dzisiaj rektorem Warszawskiej Akademii Teatralnej.
Andrzej Symonowicz