Czy można kierować jednocześnie szpitalem i prowadzić prywatny zakład opieki zdrowotnej, a do tego naruszać zapisy Kodeksu Pracy i trwać w nieustannym konflikcie ze związkami zawodowymi oraz znaczną częścią personelu? Można. Taka sytuacja ma miejsce w Szczytnie, gdzie już dziewięć lat pełniącym obowiązki dyrektora ZOZ-u jest Marek Michniewicz.

Pan na szpitalu

ZAMIAST 3 TYSIĘCY ZAPŁACI TYSIĄC

P. o. dyrektora szpitala Marek Michniewicz ma ostatnio częste kontakty z wymiarem sprawiedliwości. W minioną środę Sąd Rejonowy w Szczytnie uznał go winnym naruszania praw pracowników i ukarał grzywną w wysokości 1 tys. złotych. Ten werdykt specjalnie go jednak nie zmartwił. Państwowa Inspekcja Pracy, która występowała jako oskarżyciel w sprawie, wnioskowała bowiem o mandat opiewający na 3 tysiące. Dyrektor takiej sumy nie chciał zapłacić i sprawa trafiła do sądu. Tocząca się rozprawa była pokłosiem przeprowadzonej w szpitalu w lipcu ub. r. na wniosek związków zawodowych kolejnej już kontroli PIP. Inspektorzy stwierdzili szereg uchybień związanych m.in. z rozliczaniem nadgodzin, niezapewnieniem wymaganego odpoczynku między dyżurami, samowolnym dysponowaniem środkami z Zakładowego Funduszu Świadczeń Socjalnych oraz naruszaniem zasad BHP polegającym na niewydawaniu personelowi wystarczającej ilości odzieży roboczej i obuwia. Dyrektor przed sądem otwarcie przyznał się do zarzucanych mu przez inspekcję czynów, ale stwierdził, że nie czuje się winny, bo do łamania praw pracowników zmuszała go trudna sytuacja finansowa szpitala. Po wydaniu wyroku zadeklarował, że nie będzie się od niego odwoływał. Zamiar taki ma za to inspekcja pracy.

– Najprawdopodobniej będziemy się odwoływać od tego wyroku, bo naszym zdaniem ta grzywna jest zbyt niska – mówi rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Pracy w Olsztynie Jacek Żerański.

PRAWO JEST DLA MALUCZKICH

Lipcowa kontrola nie była jedyną, która wykazała nieprawidłowości w szpitalu. Wcześniejsze, dokonywane w 2008 roku i 2010 też nie wypadały najlepiej jeśli chodzi o prawa pracowników. Co prawda, jak przyznawali przed sądem kontrolujący szpital inspektorzy, wiele zaleceń dyrekcja wykonała, ale sytuacja wciąż daleka jest od ideału. Jak środowy wyrok odebrali podwładni Michniewicza?

– Dziwimy się, że w ogóle został ukarany. Jak widać prawo jest dla maluczkich, a wielcy mogą tworzyć własne – mówi z przekąsem Anna Mulson z MZ Komisji NSZZ Solidarność przy ZOZ w Szczytnie. Zapowiada, że związki wystąpią o kolejne kontrole PIP w szpitalu. Konflikt na linii dyrekcja ZOZ – personel trwa już od lat. Co jakiś czas związki zawodowe organizują w szpitalu protesty. Ostatni wybuchł w ubiegłym roku, kiedy to pracownicy wystąpili do dyrektora o wypłatę podwyżek i zaległych świadczeń z ZFŚS. Te ostatnie Marek Michniewicz „pożyczał” bez konsultacji z załogą na bieżącą działalność szpitala. Spór zakończyło podpisanie w czerwcu porozumienia, ale, jak mówi Anna Mulson, wcale to nie zamknęło sprawy. – Podpisując porozumienie zostaliśmy zmuszeni do zawieszenia roszczeń z tytułu zaległego funduszu, żeby otrzymać podwyżki. Po stronie zaległości figuruje kwota blisko 1,2 mln złotych.

– Rozumiem, że pracodawca może pożyczyć pieniądze z funduszu świadczeń, ale je oddaje. Jednak nasz tego nie robił. Zmusiło go do tego dopiero porozumienie zawarte w obecności mediatorów – mówi Anna Mulson. W sądzie Marek Michniewicz zapewniał, że wszelkie należności m.in. za nadgodziny, są wypłacane na bieżąco. Jak się okazuje, rzeczywistość wygląda jednak inaczej.

– Należne mi 119 zł za nadgodziny za okres od maja do lipca ubiegłego roku dostałam dopiero na początku stycznia tego roku, na kilka dni przed rozprawą w sądzie – mówi przedstawicielka związków. Podobne „terminowe” wpłaty dostały też inne pielęgniarki.

OSZCZĘDNOŚCI DYREKTORA

Osobna kwestia to oszczędności na ubraniach dla personelu. Nową odzież otrzymał on dopiero po kontroli PIP przeprowadzonej w 2010 roku. To jednak i tak kropla w morzu potrzeb, bo do pielęgniarek trafił ... tylko jeden komplet ubrań. Kupują więc sobie mundurki na własną rękę, same też je piorą. Z kolei pracownicy pogotowia nową odzież dostali ostatnio w ... 2007 roku.

– I to tylko dlatego, że duża część naszej załogi pracuje równocześnie w prywatnym pogotowiu pana Michniewicza, które akurat w tym czasie stawało do przetargu na świadczenie usług w Pasymiu – mówi Sławomir Sawicki, starszy ratownik medyczny, koordynator działu pomocy doraźnej. Ostatnio w szpitalu jest głośno o kolejnym oszczędnościowym pomyśle dyrektora. Ma on związek z obowiązującą od stycznia ustawą, która nakłada na pracowników medycznych obowiązek posiadania pieczątek. Muszą je mieć zarówno pielęgniarki, jak i ratownicy medyczni.

– Pan dyrektor powiedział, że nie kupi pieczątek, bo mają to zrobić pracownicy – relacjonuje Maria Lipiecka, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przy ZOZ w Szczytnie. Personel się jednak zbuntował i stwierdził, że pieczątek nie kupi. Co na to kierownictwo szpitala?

– Wpadło na genialny pomysł, żeby zrobić karty ze wzorami naszych podpisów. Teraz kseruje się je tonami i dołącza do dokumentacji – opowiada Maria Lipiecka. – Za kwotę, którą wydano na papier i toner można było zakupić pieczątki przynajmniej części personelu – dodaje Sławomir Sawicki.

BRAK KONTAKTU

Swoiście pojmowana oszczędność oraz naruszanie praw pracowników to nie jedyne zgrzyty na linii Marek Michniewicz - personel. Część kadry za nienormalne uważa relacje dyrektora z podwładnymi.

– On nie ma żadnego kontaktu z ludźmi – mówi Anna Mulson. Sławomir Sawicki podaje przykład: - Załoga pogotowia chce się spotkać z dyrektorem od września. Tymczasem ja nie mogę ustalić terminu. Pracownicy zadają mi pytania, na które jako koordynator nie jestem w stanie odpowiedzieć. Idę więc do pani wicedyrektor, a ona zapisuje nasze pytania na karteczce, żeby pan dyrektor mógł się przygotować. Po jakimś czasie uzyskuję odpowiedź od zastępczyni, że pan dyrektor nie ma nam nic do powiedzenia.

Marek Michniewicz nie ma też w zwyczaju realnego konsultowania swoich decyzji ze związkami zawodowymi. Tak dzieje się nie tylko w kwestiach dotyczących funduszu świadczeń, ale także innych spraw, takich jak choćby ustalanie tabel używalności odzieży czy regulaminu wynagrodzeń. Jak mówi Anna Mulson, wszelkie propozycje związkowców są ignorowane. – Dyrektor i tak zawsze zrobi to, co będzie chciał – konkluduje.

DOBRY MENEDŻER

Tymczasem władze powiatu od lat bronią Michniewicza (patrz wywiad ze starostą na stronie 18.), uzasadniając to jego zdolnościami menedżerskimi, dzięki którym szpital zachowuje w miarę stabilną kondycję finansową. Według nich za jego rządów w placówce wykonano szereg dużych remontów oraz zakupiono nowy sprzęt medyczny. Te tłumaczenia mocno irytują pracowników.

– Dobry menedżer to taki, który dba nie tylko o mury, ale przede wszystkim o kadrę, bo to dzięki niej szpital funkcjonuje. Szpital to nie tylko mury remontowane za pieniądze starostwa, ale i ludzie – zauważa Anna Mulson. Pracownicy czują się ignorowani przez władze i bezsilni wobec działań dyrektora. Od wiosny w Zarządzie Powiatu leży ich wniosek o zwolnienie Michniewicza. Do tej pory nie otrzymali na niego żadnej odpowiedzi. – Nie mamy do kogo się zwrócić – mówi Maria Lipiecka.

PROKURATURA UMARZA POSTĘPOWANIE

Marek Michniewicz, oprócz tego że od dziewięciu (!) lat jest p.o. dyrektora szpitala, od kilkunastu lat kieruje Niepublicznym Zakładem Opieki Zdrowotnej „Impuls” w Spychowie. Firma ta prowadzi działalność związaną m.in. z transportem medycznym, podobnie jak szczycieński szpital, a więc może być dla niego konkurencją. W czasie ubiegłorocznego protestu przedstawiciele związków zawodowych wystąpili do prokuratury o zbadanie, czy przypadkiem nie zachodzi tu konflikt interesów. Sprawa dotyczyła przetargu na świadczenie opieki zdrowotnej przez zespół ratownictwa medycznego na terenie gminy Pasym. Michniewicz w 2008 r. nie zgłosił wówczas do konkursu ofert pogotowia ze Szczytna. Zgłosił natomiast swój prywatny zakład w Spychowie. Prokuratura badała także ewentualne zaopatrywanie karetek „Impulsu” w butle z tlenem medycznym pochodzące z zasobów szpitala.

Zaniechanie zgłoszenia do przetargu ZOZ-u Marek Michniewicz tłumaczy względami proceduralnymi. Według niego wyznaczono zbyt krótki czas na składanie ofert. Zdaniem dyrektora pogotowie działające przy szpitalu nie było w stanie spełnić wszystkich wymaganych przez NFZ warunków, w tym zakupu karetki pogotowia oraz zatrudnienia wykwalifikowanej kadry. Michniewicz usprawiedliwia to kondycją finansową szpitala. Prokuratura, dając wiarę wyjaśnieniom dyrektora oraz kilku innych świadków, postępowanie umorzyła.

– To dla mnie niezrozumiałe rozstrzygnięcie – mówi Sławomir Sawicki, który także składał zeznania w tej sprawie.

- Absurdem byłoby oczekiwać, że pan Michniewicz złoży zażalenie na umorzenie śledztwa w ewentualnej swojej sprawie. Taki stan rzeczy ewidentnie świadczy o istnieniu konfliktu interesów poprzez to, że pełni on obowiązki dyrektora ZOZ w Szczytnie i jednocześnie prowadzi działalność gospodarczą mogąca stanowić konkurencję dla szpitala – dodaje Sawicki. Dziwi go też, że Michniewicz nie zgłosił oferty pogotowia ze Szczytna w 2011 r., kiedy odbywał się kolejny przetarg. Czy nie boi się teraz, że dyrektor zwolni go z pracy? - Należy się spodziewać, że może to kiedyś nastąpić – odpowiada.

Ewa Kułakowska

STANOWISKO DYREKTORA

Zapytaliśmy Marka Michniewicza, czy prowadzenie przez niego NZOZ „Impuls” nie koliduje z interesem szpitala. Dyrektor stanowczo zaprzecza.

- Temat ten był badany przez wiele instytucji z prokuraturą na czele. Skoro powołane do tego organy nie stwierdziły naruszeń prawa ani kolizji z interesem szpitala, którym kieruję, nic więcej nie mam do powiedzenia - ucina dyrektor. Dlaczego nie zgłosił szpitalnego pogotowia do konkursu ofert na świadczenie usług na terenie gminy Pasym w zeszłym roku?

- W 2011 r. Zespół Opieki Zdrowotnej w Szczytnie nie startował w wielu konkursach organizowanych przez Warmińsko-Mazurski Oddział Wojewódzki NFZ na wykonywanie świadczeń w 2011 czy 2012 r. - odpowiada, jako przykłady podając m.in. konkursy w zakresie neurologii, gruźlicy i chorób płuc, chirurgii dziecięcej czy diabetologii. Łącznie dla terenu obejmującego Szczytno oddział NFZ ogłosił ich 1309. Michniewicz tłumaczy, że w przypadku świadczeń dotyczących ratownictwa medycznego kontraktowanie odbywa się na dany rejon operacyjny, a nie na powiat czy nawet gminę. - Pasym znajduje się w innym rejonie operacyjnym niż Szczytno. Jego zdaniem równie dobrze szczycieński ZOZ mógł się starać o kontrakt z NFZ w rejonach sąsiadujących ze szczycieńskim.

P.o. dyrektora zapewnia, że ZFŚS za rok 2011 został wypłacony w całości.

- Odpis za rok 2012 będzie przekazany zgodnie z przepisami – deklaruje. Zapewnia również, że wszystkie świadczenia były i są wypłacane w uzgodnieniu ze związkami zawodowymi. Odnosząc się do niedawnej sprawy w sądzie Michniewicz przypomina, że odbyła się na jego wniosek, ponieważ nie przyjął mandatu inspekcji.

- Sąd podzielił moją argumentację i przyjął wyjaśnienia, z których jasno wynikało, dlaczego pewnych rzeczy nie udało się uniknąć – twierdzi dyrektor. Dodaje, że zastosowano wobec niego minimalną karę przewidzianą prawem, a to, według niego „o czymś świadczy”.

(ew)

NIE BYŁO KLIMATU NA KONKURS

Rozmowa ze starostą Jarosławem Matłachem

Kilka dni temu Sąd Rejonowy w Szczytnie wydał wyrok, w którym uznał dyrektora Michniewicza winnym naruszania zapisów Kodeksu Pracy. Wcześniej uchybienia wykazywały również kontrole Państwowej Inspekcji Pracy. Dlaczego Zarząd Powiatu toleruje sytuację, w której szpitalem kieruje osoba łamiąca prawa pracowników?

– Sytuacja finansowa szpitala była bardzo ciężka w poprzednich latach i nie pozwalała na regulowanie w odpowiednim czasie wszystkich świadczeń. Wierzę, że w miarę posiadanych środków zostanie to uregulowane.

Kiedy i jakie konsekwencje wyciągną władze powiatu wobec dyrektora?

– Zarówno zarząd, jak i rada postrzega pana Michniewicza jako dobrego menedżera. Obecnie czekamy na sprawozdanie finansowe szpitala za rok 2011. Jeżeli okaże się, że bilans jest ujemny, trzeba będzie się zastanowić nad przekształceniem placówki w spółkę prawa handlowego. To pociągnęłoby nieodwracalne skutki dla szpitala. Uważam, że lepiej jest, gdy pozostaje on jednak w rękach samorządu.

Czy za cenę utrzymania szpitala w obecnych kształcie można przymykać oko na łamanie prawa?

– Na razie nie znam zarzutów kierowanych pod adresem dyrektora, nie mam protokołów inspekcji pracy.

Nie od dziś wiadomo, że relacje dyrektora z personelem pozostawiają wiele do życzenia. Już wiosną związki zawodowe wystąpiły do Zarządu Powiatu o jego odwołanie ze stanowiska. Do dziś nie doczekały się żadnej odpowiedzi.

– To zarząd powołuje i odwołuje dyrektora, a nie związki zawodowe.

Czy to normalne, że Marek Michniewicz jest już od dziewięciu lat pełniącym obowiązki dyrektora? To chyba fenomen na skalę kraju. Dlaczego, zgodnie z rozporządzeniem ministra zdrowia, do tej pory nie ogłoszono konkursu na to stanowisko?

– Nie było klimatu, żeby to zrobić. Szpital jest trudną jednostką, a my dobrze postrzegamy jej kierowanie przez pana Michniewicza. Pamiętajmy, że w ciągu ostatnich lat w służbie zdrowia wprowadzano wiele reform i żaden czas nie był dobry na zmianę dyrektora.

Dyrektor Michniewicz, oprócz tego, że kieruje szpitalem, jest także właścicielem NZOZ „Impuls” w Spychowie, prowadzącego usługi konkurencyjne w stosunku do pogotowia szpitalnego. To chyba niezbyt zdrowa sytuacja.

– Zarzuty, które badała w tej sprawie prokuratura się nie potwierdziły. Szpital w Szczytnie nie miał warunków, by wystartować w przetargu na świadczenie usług związanych z transportem sanitarnym na terenie Pasymia.

Nie miał może w 2008 roku, kiedy zawierano kontrakt na tego rodzaju usługi, ale do następnego przetargu kilka lat później mógł się już chyba przygotować.

– Nie było takiej możliwości. Udział w przetargu to nie tylko kwestia zakupu dodatkowej karetki, ale też zabezpieczenie lokalu i łączności. Poza tym szpital musiałby zatrudnić kilku nowych ratowników, co wiąże się z dodatkowymi kosztami, nie mając przy tym żadnej gwarancji, że jego oferta zostanie wybrana. Z czego ZOZ miałby zainwestować, skoro ma dług i ledwo wiąże koniec z końcem? Przecież wszystkie inwestycje w szpitalu są wykonywane ze środków powiatu.

Nie brak głosów, że parasol ochronny nad Markiem Michniewiczem to efekt jego mocnej pozycji w rządzącym w powiecie PSL-u.

– Nie sądzę. Dla mnie najważniejsze jest dobro szpitala i utrzymanie go w obecnej kondycji.

Rozmawiała:

Ewa Kułakowska