Urodziła się jeszcze pod zaborami, przeżyła dwie wojny światowe, zmianę ustroju politycznego. Pani Wincentyna Kawiecka ze Szczytna, bo o niej mowa, ukończyła właśnie sto lat. Jubilatka, mimo sędziwego wieku, zachowuje dobrą formę i pogodę ducha, wciąż znajdując siły na codzienne spacery i drobne domowe porządki.
Dla pani Wincentyny Kawieckiej, mieszkanki ul. Wiejskiej w Szczytnie, wtorek 16 sierpnia był wyjątkową datą. Tego dnia ukończyła sto lat. Z tej okazji dostojną jubilatkę odwiedziła burmistrz Danuta Górska, życząc jej kolejnych lat w zdrowiu. Pani Wincentyna przyszła na świat w 1911 roku w miejscowości Kaki leżącej między Przasnyszem a Chorzelami. Wówczas wieś znajdowała się pod zaborem rosyjskim. Kiedy pani Wincentyna miała trzy lata, wybuchła pierwsza wojna światowa. Wtedy rodzina została wysiedlona w głąb Rosji. Po zakończeniu wojny wróciła do rodzinnej wsi, gdzie rodzice prowadzili małe gospodarstwo. Tu spędziła większość swojego życia. Przez lata pracowała w szkole jako woźna, do jej obowiązków należało m.in. palenie w piecu.
– Praca była ciężka, ale dawałam radę – mówi pani Wincentyna. Po śmierci męża, na początku lat 80. przeniosła się do Szczytna. Mieszka tu wraz z córką. Mimo sędziwego wieku, zachowuje dobrą formę.
– Mama nie choruje, czasem tylko narzeka na ból głowy – mówi Marianna Piskorska, córka jubilatki. Pani Wincentyna jest bardzo religijna – jeszcze do ubiegłego roku chodziła na msze do kościoła, teraz co niedziela rano słucha mszy świętej transmitowanej w radiu. Telewizji nie ogląda, bo ostatnio pogorszył się jej wzrok. Często za to spaceruje, sama zmywa naczynia i robi porządki w swoim pokoju.
– Dużo się modlę za całą rodzinę, a nawet za sąsiadów – mówi pani Wincentyna. Jubilatka nigdy nie paliła papierosów i zachowała szczupłą sylwetkę. Bardzo lubi jeść płatki kukurydziane, unika za to tłustych potraw. Dochowała się pięciorga dzieci – trzech synów i dwóch córek. Doczekała się też już praprawunka, Kuby.
(ew)/fot. A. Olszewski