Park nad małym jeziorem jest już praktycznie gotowy. Skończone są prace nad alejkami, zakończono obsadzanie go roślinnością, która oczywiście nie ukazuje nam w obecnym stadium całego swojego piękna, ale i tak ów nadjeziorny zakątek cieszy się wielką popularnością. Kręci się tu sporo ludzi, od rana do późnego wieczora. Ogólnie rzecz biorąc, ta najnowsza miejska inwestycja jest dużą, pozytywną sprawą. Mieszkańcy cieszą się i wyrażają na ogół opinie in plus, co nie znaczy jednak, że do tego lub tamtego szczegółu nie można byłoby się przyczepić.

PTASIE GRAFFITI

Park wreszcie dla ludzi

Liczne parkowe ławki znajdują swoich amatorów, ale są wyjątki - puste pozostają te usytuowane pod większymi drzewami. Do nich bez podręcznego zestawu „Mały Czyściciel” nie podchodź. Jak tu siadać, kiedy ławka udekorowana jest ptasim graffiti (fot.1). Na innych widoczne są już teraz, w kilka dni po ustawieniu, pierwsze próby gryzmolenia mazakami. Natomiast oparcie kolejnej nosi ślady użycia jej jako otwieracza do butelek z piwem (fot.2). Stąd nasz apel do Czytelników i wszystkich osób przebywających w parku, aby gonili z obiektu miłośników zażywania nadjeziornego relaksu w tak niekulturalny sposób. Gdyby siły wandali okazały się być przeważające, wystarczy zrobić stosowne zdjęcie lub tylko udawać, że się wykonuje tę czynność (obecnie prawie każda komórka ma fotoaparat), a wandale zaraz stracą rezon i najprawdopodobniej uciekną.

Oto na jednej z przyjeziornych ławeczek przysiadły (od lewej): Ola, Dominika i Anastazja, uczennice Gimnazjum nr 1. Na załączonym zdjęciu widać, jakby Nastusia czegoś się wierciła (fot.3), siedzi bowiem ni to bokiem, ni przodem. Czyżby ławka była niewygodna? Absolutnie nie, dziewczyna usiłuje po prostu zerknąć na jezioro. Widok w tę stronę wydaje się jej dużo ciekawszy. Kilka metrów dalej zauważamy, że do tak samo, tyłem do jeziora posadowionej ławki podchodzą nieco starsi obywatele, w tym pan Stefan, emerytowany mechanik.

- Co za piorun wymyślił takie ustawienie - zakomunikował sadowiącemu się obok koledze oraz „Kurkowi”. Obejrzawszy sposób zamontowania przedmiotu zaklął pod nosem, że nie ma już warsztatu, bo inaczej skoczyłby po odpowiednie narzędzia, aby odkręcić siedzisko od betonowych podstawek. Obróciłby je wtedy w stronę jeziora, aby obserwować sunące po wodzie łabędzie i bijącą w oddali fontannę. Dość dodać, że wszystkie ławki, które stoją między brzegiem jeziora, a alejkami są zwrócone tyłem do akwenu. Wskutek tego z tych usytuowanych między Mazurianą z Parkiem Klenczona można jedynie obserwować dość obskurnie wyglądające tyły budynków stojących przy ul. Sienkiewicza 2 - 6. W dalszej konsekwencji owe usytuowanie ławek prowadzi do tego, że młodzi mieszkańcy miasta siadają tyłem na oparciach, bo wolą zekrać na jezioro.

ROWEROWY DYLEMAT

Popularność parku sprawia, że jak już wspomniano, sporo przebywa w nim ludzi, a po alejkach mkną rowerzyści oraz rowerzystki, co dokumentuje załączone zdjęcie (fot.4).

W związku z tym Czytelnicy zapytują nas, czy wolno po alejkach jeździć rowerami, czy też nie. Z kolei inni mają już gotową odpowiedź. Twierdzą, że nie, i w swoich korespondencjach powołują się na znak stojący przed parkiem od strony restauracji „Krystyna” (fot. 5). Wygląda on tak:

Jednak jego interpretacja, że na teren parku nie wolno wjeżdżać autem osobowym, ale ciężarówką tak, i że nie wolno na motocyklach oraz rowerach nie jest do końca prawdziwa. Tak naprawdę pojazd, którego symbol widzimy w dolnym trójkątnopodobnym polu to motorower, a nie rower, czyli tym pojazdem po parku poruszać się wolno! Z kolei wizerunek auta osobowego na znaku nie oznacza, że zakaz nie dotyczy ciężarówek, bo ów symbol odnosi się do wszelkich pojazdów silnikowych z wyjątkiem jednośladów. I jeszcze jedno, odnośnie motorowerów. Niepełnosprawni kierujący takim pojazdem oraz kierowcy przewożący taką osobę mogą, pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności, nie stosować się do zakazu wyrażonego znakiem (za pl.wikipedia.org).

POCHWAŁA Z ODROBINĄ NAGANY

Do pochwał nadjeziornego parku przyłącza się nasz inny Czytelnik, Tadeusz Bogusz. W swoim e-mailu pisze, że nad Jeziorem Małym Domowym wreszcie powstał elegancki pasaż, że dobrym pomysłem są także tzw. tarasy widokowe i fontanna, ale żeby jego pomysłodawcom oraz wykonawcom nie przewróciło się od sukcesu w głowie dodaje zaraz, że: niestety w międzyczasie pieniądze publiczne wyrzucane są w błoto i do ... jeziora. Oto bowiem kilkanaście dni temu wyłożono kostką piękne, kamienne kwatery na ławki. W chwili obecnej niszczy się częściowo efekty tej pracy wycinając, wybijając i wykopując otwory na ławki, a zniszczoną, rozkawałkowaną kostkę brukową w dużej ilości wyrzuca na pobocze lub wprost do jeziora.

Wyraża też nadzieję na interwencję redakcji w tej sprawie.

No to interweniujemy bez zwłoki i udaje się nam dopaść wybijacza kostek z wyłożonego już bruku (fot. 6).

Sprawcą tej roboty jest Tadeusz Bogusławski, brygadzista z firmy Remonty Placów Dróg i Ulic, Lech P. Antosiak, wykonawcy całości prac. Wbrew pozorom, nie wykonuje on jednak jakiejś nieprzemyślanej czynności.

- Wszystko musi mieć swoją kolejność, najpierw kładziemy bruk, a dopiero potem, gdy wszystko już się ustabilizuje w gruncie, robimy gniazda pod ławkowe podpory - tłumaczy „Kurkowi”.

Jak nas zapewnia, usunięte z bruku kostki, i to wcale niezniszczone, ani nierozkawałkowane nie są wrzucane do wody. Robotnicy zabierają je do bazy firmy, gdzie są składowane i potem wykorzystywane do kolejnych prac.

NADDATEK OFIARNOŚCI

Oprócz licznych e-mali w sprawie parku, ostatnio otrzymaliśmy także wiele czytelniczych sygnałów odnośne kontenerów na odzież, ustawionych w różnych miejscach naszego miasta. Chodzi o to, że ofiarni obywatele przynoszą i przynoszą odzież, a pojemniki od dłuższego już czasu nie są opróżniane (fot. 7).

Oba kontenery sfotografowaliśmy tylko na osiedlu Kochanowskiego. Stoją one w niewielkiej od siebie odległości, tuż przy sklepie spożywczym. Co gorsza takich obrazków widać w Szczytnie o wiele więcej, m. in. na ul. Konopnickiej, Leyka, itp., itd. Co się stało? Jak się okazuje z udziału w ich opróżnianiu zrezygnowało miejscowe PCK i teraz doglądać kontenerów powinni posiadacze, bądź użytkownicy gruntu, na którym one stoją. W praktyce wygląda to tak, że firma, która je opróżnia, czyli „Wtórpol” ma umowy bądź to ze spółdzielnią mieszkaniową, bądź z Urzędem Miejskim (dodajmy, że opróżnianie nie pociąga za sobą żadnych opłat, za to złotówki, ale bardzo niewielkie za dzierżawę gruntu wpadają do kasy miasta lub spółdzielni). Cóż, jak widać oba te podmioty nie są zainteresowane systematycznym opróżnianiem kontenerów, więc znowu musi interweniować „Kurek”.

CZARNY PIJAR

Firma „Wtórpol” ma swoją macierzystą siedzibę aż w Skarżysku Kamiennej, a pośród licznych działań, prowadzi także różne akcje charytatywne i „współpracuje” z PCK, co można wyczytać z ich strony internetowej. Dzwonimy tam, przedstawiając jak wygląda sytuacja z kontenerami w naszym mieście, a ci wmawiają nam, że to nieprawda, że znają dobrze sprawę Szczytna. To, że jakoby pod kontenerami leży odzież to kłamstwo, bo to sprawka czarnego pijaru PCK. Cóż, nie zrażamy się i cierpliwie tłumaczymy, że stoimy właśnie pod pojemnikiem na ul. Leyka, a obok niego piętrzy się góra odzieży, gdyż cały jest wypełniony po brzegi. Dodajemy, że takich kontenerów stoi w Szczytnie kilkanaście, jeśli nie więcej.

W końcu uzyskujemy połączenie z działem dystrybucji, z panią Wiolettą Zagrzejewską, ale znowu wszystko zaczyna się od nowa, że to nieprawda, że to czarny pijar PCK, itd. Kiedy jednak niewzruszenie kolejny raz relacjonujemy, co aktualnie widzimy na ul. Leyka, pani Wioletta zmienia zdanie i zapewnia „Kurka”, że niezwłocznie wyśle do Szczytna ciężarówki. Uff! Udało się, ale czy na pewno, przekonamy się za dwa, trzy dni.