Burmistrz Pasymia Bernard Mius ma wielkiego pecha. Nie dość, że kierowany przez niego samorząd wpadł w poważne tarapaty finansowe, to jeszcze włodarz otrzymał ostatnio dotkliwy cios wizerunkowy. Przegrał w esemesowym głosowaniu oceniającym samorządowców z terenu województwa, choć niemal do końca zajmował pierwsze miejsce. Wiele osób zastanawia się, kto zrobił burmistrzowi taki kawał. - Pewnie wynik plebiscytu byłby dla niego korzystniejszy, gdyby nie to, że ktoś blisko z nim związany lub on sam wysyłał jednocześnie negatywne głosy na swoich głównych oponentów – komentuje jeden z pasymskich radnych.
KATASTROFA ZA PIĘĆ DWUNASTA
Burmistrz Mius nie ma ostatnio wielu powodów do zadowolenia. Rządzona przez niego gmina boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi i stoi na skraju bankructwa. Trudno się dziwić, że teraz każdy sukces, zwłaszcza wizerunkowy, byłby dla włodarza na wagę złota. Tymczasem prześladuje go pech, nawet w esemesowych konkursach. Zabawę taką, polegającą na ocenianiu samorządowców zorganizowała jesienią jedna z gazet. Czytelnicy mogli głosować na „tak”, albo „nie”. Suma głosów decydowała o ostatecznym wyniku. Zabawa trwała przez kilka tygodni, ale nie cieszyła się zbyt dużym powodzeniem. Na poszczególnych wójtów, burmistrzów i radnych oddawano małą liczbę głosów. Niemal do samego końca na pozycji lidera plasował się burmistrz Pasymia. Sam przyznaje, że jeszcze do 22.30, na półtorej godziny przed zamknięciem głosowania, jego wynik wydawał się niezagrożony. Burmistrz miał 319 SMS-ów na „tak”. W pewnym momencie sprawy zaczęły jednak przybierać niekorzystny dla pasymskiego włodarza obrót.