Stado bydła na dwudziestostopniowym mrozie, bez karmy i wody, inne zwierzęta stojące po brzuchy w niesprzątanych od miesięcy odchodach. Kilkanaście sztuk z powodu tragicznych warunków padło. Tak „gospodarzą” dwaj rolnicy z Przeździęka i Wesołowa. Podjęte przez powiatowego lekarza weterynarii oraz inne służby działania nie przyniosły jak dotąd znaczącej poprawy. Prawo jest wobec gospodarzy bezsilne – jednemu sąd odebrał zwierzęta, ale w drugiej instancji mu je zwrócił.

Piekło zwierząt

PRZERAŻAJĄCY WIDOK

O sytuacji w dwóch gospodarstwach w gminie Wielbark zrobiło się głośno po kontrolach przeprowadzonych przez powiatowego lekarza weterynarii. Miały one miejsce dwa tygodnie temu. W obu przypadkach na miejscu stwierdzono martwe sztuki. W Przeździęku było ich siedem, a w Wesołowie trzy. Następna kontrola przeprowadzona w miniony czwartek (30 stycznia), ujawniła kolejne padłe zwierzęta. U gospodarza w Wesołowie znaleziono jedno, a w Przeździęku – dwa. – Widok, jaki tam zastałam, był przerażający – opowiada przeprowadzająca kontrolę lekarz weterynarii Anna Łużecka. – W jednej z obór zwierzęta stały w sięgających ponad metr odchodach, nie miały w ogóle ściółki – relacjonuje. Kiedy odwiedziła gospodarstwa dwa tygodnie temu, bydło było pozostawione na dwudziestostopniowym mrozie. W Wesołowie krowy piły wodę z zamarzającej rzeki, z kolei w Przeździęku z rozkutej wanny stojącej na podwórku. Interwencja powiatowej inspekcji weterynaryjnej dała tyle, że bydło znalazło się w oborze. Cóż jednak z tego, kiedy brodzi tam w zamarzających odchodach. Ta breja je zabija. Zwierzęta są wychłodzone i padają – mówi Jerzy Piekarz, powiatowy lekarz weterynarii.

W pierwszym z gospodarstw stado liczyło 80, w drugim – 60 sztuk bydła. W jednym i drugim tak dużą liczbą zwierząt zajmuje się tylko jedna osoba. – Ci ludzie sobie po prostu nie radzą. Nie ma możliwości, by jeden człowiek był w stanie odpowiednio oporządzić takie stado – uważa Jerzy Piekarz.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.