W piątkowy wieczór na ul. Ostrołęckiej doszło do potrącenia psa. Ranne zwierzę długo musiało czekać na pomoc, bo wskazany przez miasto lekarz weterynarii nie odbierał telefonu, a kilku innych, do których dzwonili przybyli na miejsce policjanci odmówiło przyjazdu. - Cóż z tego, że w miejskim programie zapobiegania bezdomności pojawia się zapis o lekarzu, który ma podpisaną umowę na pomoc zwierzętom poszkodowanym w wypadkach, skoro w praktyce to nie działa – nie kryje goryczy prezes szczycieńskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Pies konał, a lekarz nie przyjeżdżał
- Przynajmniej odszedł w spokoju, nie na trawie, dogorywając kilka czy kilkanaście godzin – mówi o potrąconym przez samochód psie prezes szczycieńskiego TOZ Irena Dobryłko

CZEKANIE NA POMOC

W piątkowy wieczór po godzinie 21.00 na ul. Ostrołęckiej w Szczytnie został potrącony pies. Najprawdopodobniej nagle wbiegł pod koła samochodu. Uderzenie nie było mocne, ale zwierzę, które doznało poważnych obrażeń wewnętrznych, leżało w bezruchu, drżało i skomlało. Kierowca zatrzymał się, aby sprawdzić, co się stało, a będąca świadkiem zdarzenia kobieta zadzwoniła po pomoc. Na miejsce przyjechały wolontariuszki Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz patrol policji. - W tym momencie zaczęła się nasza blisko godzinna próba ściągnięcia jakiegokolwiek lekarza weterynarii – relacjonuje prezes szczycieńskiego oddziału TOZ Irena Dobryłko.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.