Plakatowa wojna

Wybory samorządowe tuż-tuż a świadczy o tym mnogość plakatów i banerów, które pojawiły się ostatnio w naszym mieście. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że rozpętała się wręcz plakatowa wojna i to dość ostra oraz bezpardonowa, co najlepiej widać na słupach ogłoszeniowych. Na nich jeden plakat zasłania inny, a część wręcz zerwana, smętnie zaściela ziemię. Przykładem niech będzie słup stojący na rogu ul. Warszawskiej i Kolejowej - fot. 1. Największe jednak skupisko wyborczych materiałów zgromadzono wokół placu Juranda. Tam plakaty i banery wiszą wszędzie dookoła, część przylepiono do okien wystawowych tamtejszych sklepów i placówek usługowych. Widać nawet baner powiewający na dachu jednego z budynków, a jeszcze inny pyszni się na samochodowej przyczepce. Ten ostatni nie dość starannie został zamocowany. W miniony piątek puściły sznurki i część baneru obwisła, zasłaniając kompletnie twarz kandydata, szczegół przecież istotny. Ważny jest też dobór miejsca, np. na szybie wystawowej, bo mogą wyjść z tego hocki-klocki.

POZNAJ PREFERENCJE SWOJEGO KANDYDATA

Kilku naszych Czytelników zwróciło nam uwagę na niefortunne wyklejenie plakatami szyby sklepu położonego właśnie na ul. Sienkiewicza, przy rondzie. Materiały wyborcze rozmieszczono tak, jak to widać na zdjęciu - fot. 2. Wskutek tego, żartują nasi Czytelnicy, można poznać preferencje poszczególnych kandydatów. Jak łatwo zauważyć jedni skłaniają się ku sokom, inni zaś ku napojom. Są jednak i tacy, którzy kandydują spod znaku mocniejszych trunków, czyli piwa, wina lub wódki - fot. 3.

Podobne osobliwości znaleźliśmy jeszcze i w innych miejscach, m. in. na ul. Skłodowskiej. Tam w witrynie sklepowej wisi plakat kandydata spod znaku mody i stylu, miejmy nadzieję, że dobrego - fot. 4. Ponadto zauważyliśmy, choć trudno było je dostrzec, miniaturowe plakaciki przyczepione do drzew pinezkami, a głównie wzdłuż ul. Odrodzenia.

Dodajmy tylko, że uchwała Rady Miejskiej zakazuje mocowania do pni drzew jakichkolwiek ogłoszeń czy plakatów i to nie tylko za pomocą pinezek, ale nawet taśmy klejącej. Kandydat może jednak o tym nie wiedział, bo stara się o mandat do Rady Powiatowej.

KASKADA WODNA

W poprzednim numerze pisaliśmy o tym, jak wskutek dość gwałtownej, ale na szczęście niezbyt długiej ulewy podtopione zostały posesje leżące przy ul. Wyspiańskiego i placu Wolności. Właśnie wtedy, kiedy rozmawialiśmy z mieszkańcami tej okolicy, jeden z nich pokazał nam wylot sieci burzowej wiodący wprost do małego jeziora - fot. 5. Woda, jak widać na zdjęciu, wlewa się do akwenu potężnym i burzliwym strumieniem. Zdaniem naszego rozmówcy, widok taki pokazuje bezsens robot kanalizacyjnych, jakie niedawno wykonano wokół jeziora. - Po jaką cholerę zrobiono opaskę otaczającą jezioro, wydając na to furę pieniędzy, skoro woda deszczowa wlewa się bezpośrednio do toni? - mocno się on irytował. Cóż, i nam wydało się to dość niezrozumiałe, więc postanowiliśmy sprawę tę wyjaśnić.

- Zadaniem opaski nie jest odcinanie wód opadowych od małego jeziora, a wprost przeciwnie, umożliwienie ich spływu z całej okolicy - wyjaśnia nam wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk. Dodaje, że woda opadowa przechwycona przez opaskę nie wpływa do jeziora bezpośrednio, a po przejściu przez specjalne, ukryte pod ziemią odstojniki. W nich jest oczyszczana z takich zanieczyszczeń jak m. in. oleje, smary samochodowe i inne brudy, dzięki czemu, jak zapewnia wiceburmistrz, nie następuje degradacja wód jeziora.

KOLEJNE DZIEŁO WANDALA

Nad brzegiem kanału łączącego oba jeziora wiedzie brukowana alejka, dzięki której można kontynuować spacer znad dużego jeziora nad małe lub odwrotnie. Jak wszędzie w takich miejscach i tu stoją ławki, a obok nich kosze na śmieci, postawione całkiem niedawno - fot. 6.

Na zdjęciu przy jednej z ławek widać betonowy śmietnik, przy drugiej zaś nie, choć zapewniamy, że w chwili oddania alejki do użytku i jakiś czas potem, stał tam na pewno. Co się z nim stało? Cóż, jakiemuś wandalowi nie pasowało jego usytuowanie i postanowił je zmienić - fot. 7.

Choć element to betonowy, a więc ciężki, zatargał go nad brzeg jeziora i bęc! bęcwał jeden, wrzucił do jeziora.

CIĘŻKA DOLA PALACZA

Od połowy listopada wchodzi w życie zakaz palenia m. in. w lokalach gastronomicznych o powierzchni poniżej 100 m2. Dla wyjaśnienia dodajmy, że w większych właściciel może (ale nie musi) wydzielić dla palaczy specjalne sale z klimatyzacją. Ponadto nie wolno będzie palić w szeregu innych obiektów, takich jak zakłady opieki zdrowotnej, na terenie uczelni, w pomieszczeniach obiektów kultury i wypoczynku, na przystankach autobusowych, ogólnodostępnych miejscach zabaw dzieci i obiektach sportowych. Za złamanie zakazu palacz zapłaci grzywnę w wysokości do 500 zł.

Na razie i po 15 listopada będzie można jednak puszczać dymka w zakładach pracy, choć tylko w wydzielonych palarniach. Tam żaden inspektor, czy policjant nie będzie mógł nałożyć kary grzywny za taki widok - fot. 8. Co więcej, brak palarni w danym zakładzie może być potraktowany przez organy inspekcji pracy jako wykroczenie przeciwko prawom pracownika i skutkować nałożeniem na pracodawcę kary grzywny aż do 30 tys. zł.

DO ZAKONU LUB DOMU STARCÓW

Cóż, może są to jednak ostatnie chwile resztek swobody palaczy, bo posłowie posłuszni europejskim dyrektywom aktualnie pracują nad ustawą (projekt opracowała komisja zdrowia), która zmierza do wprowadzenia całkowitego zakazu palenia, w myśl idei - kosztem ograniczenia wolności zyskajmy na zdrowiu. Nie wszyscy parlamentarzyści są jednak aż tak radykalni i już proponują poprawki, aby całkiem nie zgnębić palaczy. Dzięki nim papierosa można byłoby zapalić... w domach spokojnej starości i domach zakonnych.

DOLA BEZDOMNEGO - WYJAŚNIENIE

W poprzednim numerze „KM” zamieszczony był artykuł pt. „Dola bezdomnego” opisujący mieszkaniowe kłopoty Kazimierza Kowalczyka. W związku z tym materiałem do redakcji zgłosił się właściciel opisywanego domu (nr 24 w Korpelach) i przedstawił nam odpis wyroku Sądu Rejonowego w Szczytnie nakazującego eksmisję Kazimierza Kowalczyka (23.04.2010 r.). Dodał też, że wymeldował pana Kazimierza z posesji w dniu 24 czerwca 2010 r.

Marek Plitt