Tylko 18% powierzchni miasta ma miejscowe plany zagospodarowania. Ci, którzy na tym obszarze chcą coś budować, nie muszą już prosić miejskich urzędników o decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowania przestrzennego. Inwestowanie na pozostałym terenie będzie mocno utrudnione.
Szczytno leży na 996 hektarach. Tylko około 180 ha, czyli 18% ma obowiązujące i aktualne miejscowe plany przestrzennego zagospodarowania. Dotyczy to terenu w rejonie ulicy Pomorskiej, ulicy Bartna Strona i jej okolic, wraz z obszarem obu jezior, a także terenu śródmieścia, mieszczącego się w granicach pomiędzy ulicami: Pasymską, Chrobrego, Kolejową, Polską, Leyka, i dalej wzdłuż brzegów jeziora małego i dużego do wysokości posesji nr 18 przy ul. Pasymskiej. Przepisy nowej ustawy o planowaniu przestrzennym będą też obowiązywały w rejonie ulic Mrongowiusza i Mazurskiej, gdy zatwierdzony zostanie opracowywany obecnie plan. Co prawda, w przygotowaniu są także plany dotyczące rejonu przy placu Juranda, terenów przemysłowych przy ul. Wielbarskiej oraz obszaru dawnego tartaku przy ul. Związku Jaszczurczego, ale te akurat, jeśli w ogóle zostaną zatwierdzone, nie zwolnią inwestorów od obowiązku współpracy z miastem.
Najwięcej kłopotów może sprawić planowanie przestrzenne i wydawanie decyzji wobec braku fachowców - urbanistów i architektów, wpisanych na listy izb samorządu zawodowego.
- Wystąpiliśmy do starostwa z wnioskiem o powołanie jednej, wspólnej dla wszystkich okolicznych samorządów komisji urbanistyczno-architektonicznej - mówi Lucjan Wołos, naczelnik wydziału rozwoju miasta. - Ani Szczytno, ani żadna z gmin nie ma wystarczającej liczby osób uprawnionych.
Andrzej Puszko, naczelnik powiatowego wydziału budowlanego twierdzi, że Szczytno ma tylko jednego "zarejestrowanego" architekta, urbanistów nie ma w ogóle. A bez nich nie będzie możliwe ani planowanie, ani budowanie.
Już pogłoski na temat nowych przepisów wystarczyły, by zdezorganizować pracę wydziału w ostatnich miesiącach.
- Ludzie się przestraszyli, że będą płacić kary i ponosić koszty kontroli nadzoru budowlanego, więc nagminnie zaczęli porządkować sprawy związane z tzw. dopuszczeniem budynków do użytkowania, a takich kar nie ma - wyjaśnia naczelnik dodając, że tylko w czerwcu do wydziału wpłynęło tyle podań, ile dotychczas w ciągu całego roku.
- Moim zdaniem ustawa wprowadza zbyt wiele zamieszania, co nie będzie sprzyjało procesom budowlanym - mówi naczelnik Puszko. - To wszystko można było zrobić powoli, bez rewolucji.
Na "gospodarczych" spotkaniach z burmistrzem miejscowi biznesmeni narzekają na zbyt powolny proces wydawania decyzji i pozwoleń budowlanych. A teraz może być jeszcze gorzej.
(hab)
2003.07.23