Od blisko 50 lat w Wielbarku istnieje... fabryka. Niewielka, co prawda, ale jest. Przerabia tworzywa sztuczne na kubeczki, sitka, lejki, miski, tace i wiele innych przedmiotów, niezbędnych w każdej kuchni.

Plastikowe królestwo

Wielbark z lasów i grzybów słynie. Niechlubnie - z "chodliwych" samochodów. Boryka się gmina, jak i wszystkie pozostałe w powiecie szczycieńskim, z bezrobociem, a często zgłaszanym przez władze problemem, uniemożliwiającym rozwój, jest brak zakładów pracy. Tych jednak na terenie gminy kilka jest. Wiele osób słyszało o tym, że w Wielbarku zbiera się zioła, skupuje i przerabia winniczki, ale o przetwórstwie tworzyw sztucznych niemal nie słychać. A w stolicy gminy posadowiony jest zakład, który może się pochwalić już blisko półwieczem istnienia.

Nieco historii

"Warmel" - bo o nim mowa, powstał jako spółdzielnia pracy, jedna z kilku na terenie byłego województwa, zrzeszona we wspólnym zjednoczeniu. Podobne zakłady znajdowały się w m.in. w Reszlu, Nidzicy, Janowie, Olsztynie.

- W czasie największego rozkwitu, w latach 70. i 80., w wielbarskiej spółdzielni pracowało nawet 120 osób, z czego około 40 w systemie pracy nakładczej - mówi kierownik zakładu Elżbieta Obrębska.

Spółdzielczej strukturze nie sprzyjała transformacja ustrojowa. Najpierw "pod młotek" poszło chałupnictwo, później minimalizowano zatrudnienie tak, że obecnie firma zatrudnia 27 osób. W 1996 roku zakład został sprywatyzowany, ale jako jedyny z tych, które tworzyły pierwotnie spółdzielczą sieć, istnieje nadal, z tą samą nazwą, w jaką został "ubrany" na początku. Zachował się właściwie tylko dlatego, że wielbarska posesja wraz z produkcyjnymi budynkami, była własnością firmy, odkupiona wcześniej od byłego Kombinatu Rolnego "Mazury". Dawną betoniarnię przerobiono na zakład przetwórstwa plastiku.

Produkcja

Blisko sto różnych elementów wyposażenia, nie tylko kuchni, ale i łazienek, produkuje się w Wielbarku. Z wtryskarek schodzą kubeczki, tacki, różnej wielkości sitka, lejki, miski, pojemniki na przyprawy itp., itd. Ot, dla przykładu, z jednej maszyny w ciągu 8-godzinnej zmiany "schodzi" około 700 sztuk plastikowych tac. W firmie produkowane są też "sztuczne" płaszcze przeciwdeszczowe, powstają także kuchenne rękawice.

- Miesięcznie zbywamy przeszło 200 tysięcy sztuk różnego asortymentu - wyjaśnia Ryszard Kiewisz, pełnomocnik właściciela firmy. Zakład współpracuje z około 150 hurtowniami w całym kraju i niektórymi sieciami hipermarketów, a około 15% produkcji trafia do odbiorców zagranicznych, głównie na Wschód (Litwa, Łotwa, Rosja), ale wielbarskie produkty jeżdżą też do Czech, Niemiec, Szwecji, Austrii czy Grecji.

Zakład stara się być samowystarczalny tak dalece, że sam sobie drukuje metki, etykiety i kody kreskowe.

Rokowania na przyszłość

- Tworzywa sztuczne są obecnie w recesji - twierdzi Elżbieta Obrębska, co jednak nie przekłada się na Wielbark. Lekki wzrost produkcji pozwala patrzeć w przyszłość optymistycznie, o czym świadczy też fakt, że zakład inwestuje, na razie w remonty i modernizacje. Nowoczesnego wyglądu nabrały już obecnie pomieszczenia socjalne dla załogi, po nich przyjdzie czas na halę produkcyjną, a w dalszych planach jest rozbudowa istniejących budynków, które zajmują blisko 1,5-hektarową działkę. Inwestycje pochłaniają wypracowywane zyski, a trzeba wiedzieć, że różnica między ceną, za jaką firma sprzedaje swój produkt jednostkowy, a tą, którą ostatecznie płacimy w sklepie, sięga 200%!

Przedunijne obawy

- W związku z unijną akcesją jedynym zagrożeniem dla zakładu może być wzrost cen surowców, bo na zachodzie są one obecnie nieco wyższe niż w Polsce - mówi Ryszard Kiewisz. - Jak dotychczas wielkość produkcji mamy ustabilizowaną, a nawet w ciągu ostatnich 2-3 lat odnotowujemy regularny wzrost o kilka procent.

Surowiec, to granulat tworzyw sztucznych i barwniki, z których każdy obowiązkowo musi posiadać specjalny atest, jako że wyroby są dopuszczone do kontaktu z żywnością.

- W Polsce musimy mieć też atest na każdy produkt finalny. To rodzime utrudnienie, gdyż w krajach unijnych, jeśli atestowane są surowce, to sam wyrób już takiego dokumentu posiadać nie musi - wyjaśnia Ryszard Kiewisz.

Ze względu na wymogi sanitarne, zakład nie korzysta z surowców pochodzących z recyklingu. Do wyrobów dodaje co najwyżej, i to w wielkości nie przekraczającej 10%, swój własny granulat, pozyskany z wyrobów, które powstały w wadliwej formie.

Muzealna ciekawostka

"Kurek" trafił do "Warmelu" między innymi ze względu na... maszyny drukarskie. Zakład ma takie dwie, choć - co prawda - nie wykonują one swych pierwotnych zadań. Służą do tzw. sztancowania i - jak zapewniają pracownicy firmy - doskonale się sprawują. A ciekawostką jest, że obie mają już muzealny charakter. Jedna szczególnie, bo choć powstała w renomowanej fabryce Haidenberga już w czasach powojennych, to w kształcie i wymiarze rodem prosto z poprzedniej epoki.

- Takich maszyn, na chodzie, jest w Polsce może kilka, nie więcej - zapewnia Ryszard Kiewisz. - Obecnie najłatwiej jest je zobaczyć na... westernach, gdy w fabule pojawia się jakaś maleńka redakcja w miasteczku na Dzikim Zachodzie, no i - oczywiście - w Wielbarku.

Halina Bielawska

2004.04.28