O tym, że podróże kształcą wie każde dziecko. Sam niejednokrotnie opisywałem swoje wyprawy. Tyle że na ogół były to wspomnienia z dalekich krajów – mniej lub bardziej egzotycznych. Dzisiaj więc, w ramach nadrobienia zaległości, sięgnę do wspomnień z sentymentalnych wycieczek krajowych. Napisałem sentymentalnych, ponieważ wyłączyć chcę te, które zatruwały mi młode, studenckie lata. Mam tu na myśli obowiązkowe wakacyjne wyjazdy do zabytkowych polskich miast. Studiowałem architekturę. Program studiów przewidywał osobiste poznanie wszelkich możliwych obiektów historycznych. Stąd niezliczone grupowe wyjazdy, które całkowicie obrzydziły mi raz na zawsze jakiekolwiek zwiedzanie zabytków. To, że dzisiaj pracuję w muzeum uważam za ironiczny żart losu.
Przez kilka lat moje sentymenty artystyczne, uczuciowe i każde inne oscylowały wokół trzech miast. Warszawy, gdzie spędziłem prawie całe życie oraz Wrocławia i Krakowa. Później doszły jeszcze Katowice. Tam nawet zamieszkałem, ale wytrzymałem tylko niecałe dwa lata. Jeśli chodzi o letni wypoczynek, to moim ulubionym miejscem było Kościelisko koło Zakopanego. To w Kościelisku otrzymałem pierwszą lekcję pokory, tracąc przy tym ząb – górną jedynkę.
A było tak. W Kościelisku odbywał się odpust. Stanąłem przy kiosku z piwem obok młodego górala w tradycyjnym, świątecznym stroju. Z niewiadomych powodów nie spodobałem mu się. Pił zapewne kolejne już piwo, co musiało wpłynąć na wysoki poziom agresji. Miałem dwadzieścia lat, byłem niezłym zarozumialcem, no i trenowałem wówczas boks. Zareagowałem na zaczepkę pięknie wyprowadzonym ciosem w tak zwany dołek, czyli splot słoneczny i… o mało nie złamałem sobie ręki. Oczywiście nie zauważyłem, że góral miał na sobie tradycyjny, szeroki pas skórzany, nabijany stalowymi ćwiekami. W odpowiedzi mój przeciwnik stuknął mnie kuflem i tak straciłem „jedynkę” oraz wiarę w swoją mocarność. Dzisiaj to bez znaczenia, bo uzębienie mam jak nowe, a mocarność nie jest mi do niczego potrzebna. Natomiast z wypraw do Kościeliska pozostał mi nawyk picia grzanego piwa z ajerkoniakiem, czyli jajecznym likierem. To ulubiony napój tamtejszych górali.