Podziemna kolej miejska, czyli METRO.
Tydzień temu pomarudziłem w swoim felietonie na temat widocznych nieudolności przy realizacji drugiej linii Warszawskiego Metra. Nie jestem w dziedzinie prac inżynieryjnych żadnym autorytetem, ale odniosłem się do zapamiętanych przeze mnie informacji natury historycznej. Dzisiaj przyszło mi do głowy, że warto poopowiadać nieco więcej o podziemnej komunikacji w różnych wielkich miastach. Zwłaszcza europejskich, bowiem z wielu owych podziemnych linii dane mi było skorzystać osobiście.
Najstarszym metrem na świecie jest sieć londyńska. Pierwsi pasażerowie odbyli tam swoją podziemną podróż już w roku 1863. Tak się składa, że choć byłem niegdyś przez kilka dni w Londynie, to jakoś nie miałem okazji skorzystać z tamtejszego metra. Powiem zatem tylko tyle, że ma ono dzisiaj 12 linii długości 408 km i posiada 275 stacji z czego 14 już poza granicami miasta. Tylko część owych stacji, bo około 45%, znajduje się pod ziemią. Pozostałe spinają odcinki naziemne.
Nieco późniejsze historycznie jest Metro Paryskie. Pierwszą linię metra otwarto w roku 1900. Tę sieć poznałem znakomicie. Metro w Paryżu ma dzisiaj aż 301 stacji; wszystkie gęsto skupione pod miejską zabudową. System komunikacyjny składa się z czternastu linii o łącznej długości 215 km i proszę mi wierzyć, że korzystanie z paryskiej komunikacji podziemnej to naprawdę żadna sztuka. Nie potrzebna tu znajomość języka. Wszędzie napotykamy niezwykle proste mapki, które prowadzą nas bezbłędnie według kodowego systemu kolorowych oznaczeń poszczególnych linii. Wnętrza większości stacji nie grzeszą urodą, ale w sensie funkcjonalno – komunikacyjnym znakomicie spełniają swoje zadanie. Przy okazji warto dodać, że do 86 paryskich stacji metra wchodzi się przez secesyjne wejścia z kutego żelaza, autorstwa słynnego Hectora Guimard. Owe artystyczne zadaszenia zalicza się do niezwykle cennych zabytków Paryża. W swoich podróżach poznałem także metro w Berlinie i muszę przyznać, że jest ono wcale nie gorzej oznakowane, w sensie łatwej orientacji, niż metro w Paryżu. To widocznie jest cechą dawnych, historycznych obiektów, bowiem Metro Berlińskie otwarto zaledwie dwa lata później niż paryskie - w roku 1902. Berlińska kolej podziemna to 10 linii o długości 146 km. Stacji jest obecnie 173. Te najstarsze, zaprojektowane przez architekta Alfreda Grenaudera i nieco późniejsze, autorstwa Bruno Grimmeka znajdują się na liście najcenniejszych zabytków miasta.Wspominając europejskie systemy kolei podziemnej nie można pominąć Metra Moskiewskiego. To dość imponujące założenie. Zbudowane bardzo głęboko pod ziemią może, w razie potrzeby, pełnić rolę schronu. Najgłębiej położona stacja mieści się 84 metry pod powierzchnią miasta. Pierwszą linię uruchomiono dopiero w roku 1935, a dzisiaj jest to już 12 linii o długości 305 km, łączących 186 stacji. Stacje powstałe w okresie socrealizmu to niezwykłe „pałacowe” wnętrza pełne marmurów, mozajek, rzeźb, luster i pseudozabytkowych, kryształowych żyrandoli.
Metro Moskiewskie posiada także pewną tajemnicę. W roku 1992 w czasopiśmie „Ogoniok” opublikowano informację, że istnieją pod Moskwą 3 linie tajemniczego Metra 2. Linie wydzielone wyłącznie dla prominentnych przedstawicieli aparatu władzy. Nie ma tych linii na żadnych dostępnych planach. Podobno w Moskwie istnieje spora grupa poszukiwaczy, którzy usiłują rozwiązać zagadkę tajemniczego Metra 2. Łączy ich wspólny portal internetowy.
Koniecznie muszę wspomnieć o jeszcze jednym systemie metra. Jest to Metro Sztokholmskie. Mówi się o nim, że to najdłuższa wystawa sztuki. Na długości 110 km zbudowano 100 stacji, z czego 90 zaprojektowało 150 artystów jako niepowtarzalne, często wykute w skale, bajkowe, fascynujące kolorem i szokujące formą, scenograficzne wnętrza. Polecam moim Czytelnikom obejrzenie dostępnych w Internecie zdjęć niektórych z tych stacji.
Na zakończenie kilka danych dotyczących Metra Warszawskiego. Na razie jest to jedna linia długości zaledwie 23 km. Warszawiacy mówią o nim pieszczotliwie „centymetro”. Stacji wybudowano 21. Warto dodać, że projektantami architektury wnętrz pierwszych przystanków są, między innymi, znani architekci Lech Kłosiewicz i Andrzej Pańkowski (Pańkowski wcześniej projektował wnętrza Warszawskiego Dworca Centralnego), a naścienne mozaiki z płyt ceramicznych zaprojektował mój znakomity kolega, plastyk Krzysztof Jachiewicz. Były one później realizowane w glinie i wypalane pod nadzorem autora i z moją pomocą (!) w Bartoszycach, gdzie istniała jeszcze wówczas stara, przedwojenna manufaktura ceramiczna, administrowana przez Przedsiębiorstwo Państwowe „Pracownie Sztuk Plastycznych”. W Bartoszycach spędziliśmy z Krzysztofem, przy wygniataniu gliny, upalne lato 1986. A był to pamiętny rok katastrofy czarnobylskiej.
Andrzej Symonowicz