Od roku 1970 odbywają się w Janowie Podlaskim głośne aukcje koni arabskich. Od roku 1980 rzeczona impreza odbywa się pod nazwą „Polish Prestige”.
Słynna Stadnina Koni w Janowie Podlaskim, jako obiekt państwowy, powstała już w roku 1817. W latach 1842 – 1848 wybudowano klasycystyczne stajnie wg projektu architekta Henryka Marconiego. Otoczone rozległym parkiem, stanowią niezwykły kompleks zabytkowej architektury, przy czym stajnie są nadal użytkowane, a wśród nich słynna „zegarowa” – budynek stajenny z wieżą, na której umocowano – jak to na wieży - zegar.
W połowie lat dziewięćdziesiątych zaproponowano mi przygotowanie nowego wystroju architektoniczno – plastycznego imprezy, która przez lata rozrosła się i zdobyła światowy rozgłos. Wymagała zatem bardziej nowoczesnych rozwiązań przestrzennych pawilonów i zaplecza. Początkowo nie było nawet przyzwoitych toalet. Przyjeżdżający do Janowa milionerzy mieli do dyspozycji dwie drewniane „sławojki”, starannie zawsze szorowane na czas aukcji!
I tak oto przez kolejnych pięć lat zajmowałem się rozwijaniem i udoskonalaniem corocznych scenografii, współpracując ściśle z Markiem Grzybowskim - szefem „Narodowego Pokazu Koni Arabskich Czystej Krwi”, któremu to pokazowi towarzyszy wspomniana sprzedaż aukcyjna. Marek zresztą wszystkie aukcje prowadził osobiście, ciesząc się sławą uznawanego za granicą, najlepszego polskiego aukcjonera.
Skoro mowa o Marku Grzybowskim, to jest on także znany ze swojego roztargnienia. Do dzisiaj koledzy wspominają, jak to przyjechał niegdyś z Warszawy, aby poprowadzić aukcję. Przywiózł oczywiście ze sobą elegancki garnitur, ale kiedy tuż przed rozpoczęciem imprezy poszedł się przebrać - stwierdził, że zapomniał o białej koszuli i krawacie. W ostatniej chwili znaleziono pracownika stadniny o odpowiednich gabarytach, z którego „zdarto” niezbędne elementy stroju.
O sprzedawanych za miliony koniach arabskich zawsze było głośno w prasie, radio i telewizji. Nie będę zatem opisywał handlowych sukcesów zespołu. Mnie zawsze bardziej interesowali goście ze świata przybyli do Janowa. Bo też kto tam nie przyjeżdżał?!
Przede wszystkim należałoby wymienić legendarnego, amerykańskiego multimilionera Armanda Hammera. Ja wprawdzie nie poznałem go. Przyjeżdżał na aukcje wiele lat wcześniej, a zmarł w roku 1990 w wieku 92 lat. Tak niezwykłą postać wypada jednak wspomnieć. Urodzony w roku 1898 przemysłowiec i kolekcjoner, od początku powstania Związku Radzieckiego prowadził z tym krajem interesy. Nieprzerwanie, nie bacząc na zmieniające się sytuacje polityczne. Mówiono, że jest jedynym obcokrajowcem, którego prywatny samolot ma prawo naruszać przestrzeń powietrzną ZSRR. W roku 1988 nominowano go do Pokojowej Nagrody Nobla. Przegrał z Dalai Lamą.
Za moich natomiast czasów królował na kolejnych aukcjach Charlie Watts – perkusista legendarnego zespołu The Rolling Stones. O ile dobrze pamiętam, kupił na aukcjach dwa lub trzy konie i to te najlepsze, czyli najdroższe. Prywatnie wyciszony (perkusista!), szczupły, wysoki facet o ujmującym, sympatycznym sposobie bycia.
Światowej klasy artystą posiadającym własne stajnie koni arabskich jest także Kenny Rogers – aktor, piosenkarz, kompozytor i autor tekstów. W latach sześćdziesiątych najpopularniejszy w Ameryce wykonawca piosenek country. Początkowo przyjeżdżał kilkakrotnie na aukcję. Później zaprzyjaźnił się z Markiem Grzybowskim i uzupełniał swoją hodowlę w bezpośrednich kontaktach z polskimi stadninami. Podobnie zresztą jak znakomity amerykański reżyser filmowy Mike Nichols, znany z takich filmów jak „Kto się boi Wirginii Wolf”, „Absolwent”, czy „Paragraf 22”. On także zakochał się w polskich koniach i bywał w „moich latach” częstym gościem zarówno Janowa, jak i domu Marka Grzybowskiego w podwarszawskim Piastowie.
Warto również wspomnieć księcia Romana Sanguszkę, zmarłego w roku 1984 w San Paulo w Brazylii. Przed wojną, w Gumiskach pod Tarnowem, Książę posiadał słynną na cały świat stadninę koni arabskich. Wojna wszystko zniszczyła, a on z rodziną zamieszkał w Brazylii. Nie zrezygnował wszakże ze swojej pasji, rozwijając hodowlę koni arabskich na amerykańskiej ziemi. On, a później jego rodzina utrzymywali (a zapewne utrzymują dalej) kontakty z polskimi hodowcami, a także niezrównanym Markiem Grzybowskim, który przed laty osobiście goszczony był u księcia.
Wspomniałem wielkie nazwiska bogatych kupujących. Niemniej najbarwniejszą, jak zwykle zresztą, grupę stanowili dziennikarze. Wielu z nich bywało w Janowie z uwagi na prywatne, hobbystyczne zainteresowanie tematem końskim. Tam właśnie poznałem najweselszego z nich, znanego dzisiaj z audycji „Szkło Kontaktowe” – Marka Przybylika.
Już nie współorganizuję aukcji w Janowie Podlaskim, ale znajomość z Markiem pozostała. A jaki to fajny facet, to można wieczorem zobaczyć w TVN.
Andrzej Symonowicz