RECENZJA
Znam szczycieńskiego wędkarza, który z pasją poluje na wielką rybę urządzając dalekie wyprawy na północ Europy, znam też takiego, którego pasjonują bałtyckie wyprawy dorszowe, znam też zwolennika połowów na muchę. Tych ostatnich jest jednak na Mazurach mało. Dlatego zdziwiłem się, gdy na redaktorskie biurko trafiła książka zatytułowana "Zaklęte rewiry".
Znam szczycieńskiego wędkarza, który z pasją poluje na wielką rybę urządzając dalekie wyprawy na północ Europy, znam też takiego, którego pasjonują bałtyckie wyprawy dorszowe, znam też zwolennika połowów na muchę. Tych ostatnich jest jednak na Mazurach mało. Dlatego zdziwiłem się, gdy na redaktorskie biurko trafiła książka zatytułowana "Zaklęte rewiry"*.
Tytuł kojarzy mi się przede wszystkim z powieścią Henryka Worcella pod tym samym tytułem. (Mniejsza o prawa autorskie, które wyraźnie zostały naruszone, bo to nie mój kłopot, a wydawnictwa "Multico", które książkę wydało). Nie zniechęciło mnie to jednak do uważnego przeczytania bogato ilustrowanej pozycji. Z chęcią czytam bowiem wszystko, co wędkarstwa dotyczy, choćby było z dziedziny tak mi dalekiej jak połowy na wodach górskich. Muszę dodać od razu, że przeczytałem z rosnącym zainteresowaniem. I wcale nie dlatego, że lubię czytać o wędkarskich sukcesach, bo ich na kartach książki - jak na lekarstwo. Można nawet powiedzieć, że brnąłem przez opisy wędkarskich przygód mimo porażek, jakie co rusz autor tych relacji ponosi. A trzeba przyznać, że wędkarstwo górskie do najłatwiejszych nie należy. Zaczyna się bowiem w Nowy Rok i trwa do przymrozków późnej jesieni. Zimno się robi na samo wspomnienie tych reporterskich relacji. Czytałem je jednak z przyjemnością z dwóch co najmniej powodów: po pierwsze są dziełem pasjonata, który z amatorskiego połowu ryb uczynił nie tylko hobby, ale sposób na życie, a w końcu zawód, gdyż autor, Andrzej Konowrocki, jest nie tylko dziennikarzem, ale i przewodnikiem wędkarskim. Pasja autora jest tak wielka, że może nią zarazić niejednego niedzielnego jeziorowego łowcę. A po drugie, i to mi w relacjach autora najbardziej imponuje, nie zawęża swoich wędkarskich przygód do przeżywania emocji związanych z połowem: zacięciem, holem i lądowaniem zdobyczy. Często się bowiem zdarza, że wyprawa ma za cały swój urok przyrodniczą obserwację lub zachwyt krajobrazem. Można nawet powiedzieć, że opisy te dominują. Z literacką zazdrością zagłębiałem się w nie, dumając nad talentem autora - tak może pisać jedynie ktoś, kto przyrodę autentycznie polubił i sam czuje się jej cząstką.
Wędkarstwo górskie to polowania na ryby charakterystyczne dla tego regionu: pstrągi, lipienie, głowacicę - królową górskich rzek. Wyprawy autora nie są bogate w trofea. Raczej śledzimy - jak już pisałem - serię porażek, a tylko od czasu do czasu autorowi dopisuje poparte umiejętnościami wędkarskie szczęście. Wreszcie jednak udaje się - królowa polskich rzek - głowacica dała się skusić na wobler autora. Można więc powiedzieć, że jest to książka z happy endem. Dla wędkarza i to takiego jak Konowrocki pozostaje do rozwiązania jeszcze jeden dylemat towarzyszący każdemu miłośnikowi tego sportu: zwrócić rybie wolność, czy zawieźć trofeum do domu. Niestety, tej odpowiedzi w książce nie ma, chociaż wierzę, że autor dokonał właściwego wyboru.
Radzę wszystkim wędkarzom, nawet tym mazurskim, jeziorowym sięgnąć po tę pozycję. Poznacie tajniki, być może, nieznanego wam odłamu wędkarstwa, poparte rzetelnymi literackimi umiejętnościami.
Marek Teschke
* Andrzej Konowrocki, Zaklęte rewiry, MULTICO Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2003.
2004.02.18