Przez całe dorosłe życie nie należałem do smakoszy żółtego sera. Wędlinki, mięso, ryby... owszem tak, ale sery? Kiedy w końcowym okresie PRL-u wszystkiego w sklepach brakowało, to jak powszechnie wiadomo kupić można było poza olejem jedynie ser. Krążył taki dowcip, że na pytanie klienta, czy jest szyneczka, sprzedawczyni odpowiadała „tak proszę pana”, wymawiając to zdanie po angielsku, czyli „jes(t) ser”.

Polubić sery

W owych latach odwiedził moich rodziców przedwojenny kolega ojca, późniejszy podwładny generała Maczka, po wojnie zamieszkały w Ameryce „wujek Franek”. Miał on lekkiego bzika na punkcie zdrowego odżywiania się (ale nie dotyczył ten bzik napojów), toteż widząc jak moja mama podczas kolacji obficie smaruje masłem kromkę chleba zwrócił jej uwagę, że to chyba niezdrowo. Mama ze śmiechem odpowiedziała, że bez masła, to ser jej obsuwa się z chlebka. Był to oczywiście żart, ale „wujo” całkowicie nie świadom polskiej, sklepikowej rzeczywistości zakrzyknął: „No właśnie, a co wy tutaj tak wszyscy lubicie ser?!”

Tak więc ser żółty w polskim wydaniu otoczony był raczej lekką pogardą. Tymczasem podróżując po świecie poznawałem ludzi przeróżnych nacji, a wszyscy oni uważali się za znawców i wielbicieli serów. Znali najznakomitsze światowe gatunki i potrafili rozprawiać o smakowych niuansach owego mlecznego produktu zupełnie tak jak rozmawiają koneserzy czerwonych win. Aż mi było wstyd, że oni tak sobie przy mnie rozprawiali, a ja nic. Obce nazwy, obce smaki.

Przełom nastąpił dopiero dwa lata temu, kiedy to spędziliśmy z żoną wakacyjny miesiąc w Szwajcarii, w pięknym prywatnym domu nad jeziorem, w towarzystwie zaprzyjaźnionego małżeństwa Polki i Holendra. Tenże Holender jest prawdziwym maniakiem serowych specjałów i stał się naszym przewodnikiem w kraju, gdzie mleczne przetwory to coś jakby bogactwo narodowe. Proszę sobie wyobrazić, że w Szwajcarii, nawet w małych miejscowościach (bo w dużych to oczywista oczywistość), stoją przed sklepami automaty podobne do tych w jakich my kupujemy batoniki, cukierki, albo napoje w puszkach. Tylko że w tamtych automatycznych szafkach możemy nabyć niewielkie porcje sera na małych tackach. Ogromny wybór. Taki jeden uliczny automat mieści w sobie dwadzieścia do trzydziestu gatunków.

Niektóre z nich w końcu polubiłem.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.