Turystyczny sezon w Szczytnie niby jeszcze trwa, ale to już końcówka. Najważniejsze imprezy mamy za sobą. „Dni i Noce Szczytna”, „Jarmark Mazurski oraz „Święto Mazurskiego Kartoflaka”. W tutejszej prasie aż roi się od ocen owych świątecznych dni. Pozostawiłbym owe dziennikarskie oceny bez komentarza, gdybym nie zajrzał do Internetu.
Tam dopiero można poznać szeroką gamę opinii miejscowych odbiorców na temat zaplanowanych dla nich atrakcji. Zaciekawiło mnie, co na ten temat myśli normalny „Polak szarak” (określenie Stanisława Tyma) i jako jeden z nich postanowiłem dołączyć do powszechnej wymiany poglądów.
Zacznę od „Dni i Nocy Szczytna”. O koncertach nie będę się wypowiadał. Pozostawiam ich ocenę licznie zgromadzonej publiczności, według osobistych doznań. Odniosę się wyłącznie do organizacji miejskiego festynu. Jako nowość spodobało mi się rozdzielenie zabudowanej straganami przestrzeni na trzy sektory. Osobny dla artystycznego rzemiosła, osobny dla gastronomii i wreszcie ten trzeci, największy (!), dla plastikowej tandety. Pomysł dobry, choć budzi pewne zastrzeżenia.