Powiedzonko „Rosnąć jak grzyby po deszczu” zna prawie każdy.

Posucha w lasachProblem polega na tym, że grzyby nie wyrastają tuż po deszczu – musi minąć paręnaście godzin albo kilka dni. No i ściółka powinna być wcześniej nie za sucha, bo wtedy grzyby muszą poczekać zazwyczaj na jeszcze jeden porządny deszcz… W sobotę zorganizowano w Wielbarku i okolicach kolejne „Grzybowanie”. Miasteczko nad Omulwią otoczone jest lasami praktycznie z każdej strony, a znaczna część owych lasów to lasy grzybowe. Runo nie rośnie jednak jak na zawołanie, choć przydałoby się to na okoliczność „Grzybowania”. Przez ileś ostatnich dni mieliśmy brak deszczu, do tego doszły bardzo wysokie temperatury. Opady pojawiły się jak na złość dopiero w dniu imprezy, której terminu z dość oczywistych powodów przesunąć nie można było. Uczestnicy zbierali zatem to, co wyglądało na grzyb jadalny – choć nie zawsze dało się wrzucić do koszyka cokolwiek. Na osłodę pozostał ciąg dalszy imprezy – aczkolwiek z grzybami nie zawsze miał on wiele wspólnego.

Tegoroczny sezon grzybowy wygląda dość specyficznie. Zaczął się wcześniej, ale potem trzeba było się wstrzelić w kilka okienek – dłuższe okresy suche przeplatały się z krótszymi momentami z wilgocią. Do ostatniej soboty spacerowanie po lesie, jeżdżenie rowerem lub chodzenie po leśnych drogach (fot. 1) nie było szczególnie przyjemne. Skwar, trzeszcząca pod stopami ściółka i piach niczym na pustyni…Na dodatek rozmaitość typowych grzybów jadalnych była do tej pory niewielka – do końca sierpnia dominowały kurki, a znalezienie w ostatnich tygodniach np. któregoś z koźlarzy (fot. 2) nie należało w wielu miejscach do zadań łatwych. Typowo grzybowym miesiącem jest wrzesień, jednak właśnie znów wracają upały…

Grzyby trudno było dostać ostatnio na szczycieńskim rynku. Nasi grzybiarze mogą pozazdrościć tym mieszkańcom województwa, którzy mają miejsca z dłużej utrzymującą się wilgotnością ściółki lub mieli szczęście, że u nich wcześniej padał deszcz. Wpisy ze strony grzyby.pl, z części dotyczącej sytuacji na Warmii i Mazurach, nie były w poprzednim tygodniu do końca pesymistyczne:

„6 kg kurek :) mam swoje miejsce w chaszczach, przy bagnie.”

„I warto było! Fajowy zbiór kurek, a raczej kur, bo większość wyrośnięta. Las mieszany, a kury w mchu, trawie, pomiędzy paprotkami.”

„Godzina 18.00, gorąc okrutny, ale na małą zupkę uzbierałam.”

„Lasy mieszane, głównie maślaki, kilka suchogrzybków i kurek, jeden koźlarz. Sporo robaczywych.”

 

KONTYNUACJE I NAWIĄZANIA

Niedawno pisaliśmy o pewnych paniach, które próbowały przepłynąć w Szczytnie kajakiem z jednego jeziora na drugie. Teoretycznie wszystko powinno być proste – nie ma słynnej rury, zdemontowano fontannę na mniejszym akwenie. Kajaki ugrzęzły jednak na łasze, która wytworzyła się na kanale pod mostkiem. Z jednostek pływających po kanale zostały nam kaczki – ale nie tylko. Ostatnio jeden z naszych Czytelników, pan Arek, uwiecznił na zdjęciu dryfujące na wrzuconym do wody chlebie zwierzę niebędące ptakiem ani rybą (fot. 3). Kanał wygląda coraz mniej atrakcyjnie (fot. 4) – a przecież po udanym demontażu sławetnej rury powinno być inaczej.

W poprzednim numerze wspominaliśmy o wypisanym odręcznie paragonie grozy otrzymanym przez innego z naszych czytelników, który uczestniczył w Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku. Format owego paragonu także był niemały, ale gdzie mu do paragonów, które ostatnimi czasy wyskakiwały z kas jednego ze szczycieńskich marketów. Wyskakiwały, wyskakiwały i wyskoczyć nie mogły. Cały zestaw karteczek, zachęcających do zakupów ze zniżką, miał metr długości (fot. 5) . Co na to ekolodzy?

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.