Święta, święta i już po. Co się nabalowało, to nabalowało, więc do zobaczenia na "Dniach i Nocach Szczytna" za rok. Może będzie jeszcze bardziej fajnie i bardziej wesoło, choć elementów humorystycznych i w tym roku nie brakowało.

Poświąteczne reminiscencje

PAMIĄTKI RZEKOME

Najbardziej rozśmieszyły "Kurka" te stragany, które oferowały niby to pamiątki regionalne, tj. oscypki i przeraźliwe maski - fot. 1.

Bo czyż oscypki wyrabia się na Mazurach? A maszkarony? Żeby chociaż były to podobizny miejscowych notabli - ale gdzie tam! Przerażające maski nie tyle straszyły bijącą z nich grozą, co niezwykłym bezguściem wykonania - jest to po prostu supertandeta. A przy okazji taka uwaga.

Kto oblekł na twarz taki gadżet i paradował w nim po placu, albo tylko trzymał go w ręku lub torbie, ten dopuścił się występku. Postępował bowiem wbrew regulaminowi "Dni i Nocy Szczytna". Kto nie wierzy - niechaj patrzy - fot. 2.

CHOLERNE TRĄBY

Najmniej śmiesznym, bo bardzo dokuczliwym gadżetem były cholerne plastikowe trąby. W ustach fachowca grzmiały z siłą sygnału ekspresowej lokomotywy, albo parowego statku. Można je było kupić na straganach, lub... po prostu sobie je wziąć, kiedy stały bez nijakiej opieki w dwóch pojemnikach na środku pasażu wiodącego na plażę - fot. 3.

Strzałka na zdjęciu pokazuje wyraźnie, iż krzesełka, gdzie siedzieli ongiś sprzedawcy zostały opuszczone i owe porażające uszy gadżety były do wzięcia przez każdego.

No to ten i ów skorzystał z okazji.

DZIEWCZYNKA Z BALONIKAMI

Na zakończenie wspomnień z imprezy proponuję piękny, moim zdaniem, obrazek który zatytułowałem "Dziewczynka z balonikami"- fot. 4.

Nie tylko bowiem w pasażu wiodącym na plażę można było znaleźć bezpańskie trąby, ale i całe góry innych porzuconych gadżetów. Dziewczynka zdumiona bogactwem barw i kształtów baloników, które niespodziewanie wyrosły jej pod nogami, aż przystanęła na chwilę przy stercie zabawek.

BOĆKI NAJPIERWSZE

W kwietniu, a potem jeszcze w maju donosiliśmy i to nie bez pewnej dozy sensacji, iż Szczytno może pochwalić się pierwszymi miejskimi boćkami. Stało się bowiem tak, iż na kominie bloku nr 7 przy ul. Tetmajera uwiła sobie gniazdo parka tych wędrownych ptaków - fot. 5.

Obecnie w gnieździe są młode, ale ile tam ich dokładnie siedzi trudno policzyć, bo tylko czasami wystają jakieś łebki (co pokazuje strzałka). W chwili kiedy "Kurek" złożył wizytę ptakom, akurat doliczył się dwóch małych główek, ale to jednak o niczym jeszcze nie świadczy. Przecież inne hipotetyczne bocianiątka mogły sobie w tym czasie po prostu leżakować.

Teraz zaś sedno sprawy - jak się bowiem okazuje wcale nie są to ani pierwsze, ani jedyne boćki, jakie mieszkają w Szczytnie. Statut mieszczuchów wybrała sobie jeszcze inna parka, która także gniazduje w mieście - i tu uwaga - od czterech już lat!

Te ptaki mieszkają na słupie energetycznym stojącym na posesji byłego zakładu melioracyjnego przy ulicy Mrongowiusza. Maszerując poboczem drogi, bo chodnika tu nie ma, nie zauważymy jednak gniazda, bo zasłaniają je wysokie drzewa. Trzeba wejść na teren byłego zakładu, by podglądać ptaki.

- W tym roku jest tam aż czwórka młodych - mówią mieszkający obok sąsiedzi.

W zeszłym urodziło się jedynie troje, a mimo to boćki zadziobały jednego i wyrzuciły z gniazda.

Ten brutalny czyn ma swoje uzasadnienie w prawach natury. Oto samiec, zawsze zjawiający się punktualnie w gnieździe, równo z nadejściem wiosny, w ubiegłym roku gdzieś się zawieruszył. Czy zabłądził gdzieś w drodze, czy może doznał jakiejś kontuzji i musiał w drodze leczyć rany - tego nigdy się nie dowiemy. Dość na tym, że boćkowa dochowując partnerowi wierności długo i cierpliwie nań czekając, spowodowała opóźnienie w narodzinach młodych bocianiątek. Z tego powodu nie wszystkie pisklęta zdążyły należycie podrosnąć, aby odbyć daleki przelot do Egiptu. Dlatego najsłabszego z nich spotkał ów opisywany wcześniej okrutny los.

ZASTANAWIAJĄCA DBAŁOŚĆ O SZCZEGÓŁY

Jeśli chodzi o szczegóły drogowe, to w Szczytnie raczej się o nie nie dba. Na miejskich drogach pasy, tj. przejścia dla pieszych, są już mało widoczne - farba zlazła z asfaltu, to samo jeśli chodzi o linie wyznaczające oś ulic, czy zatoczki do parkowania. Dlatego "Kurek" goszcząc ostatnio na peryferiach miasta mocno się zdziwił, gdy zobaczył tam drogę o asfaltowej nawierzchni, co jest wielką rzadkością, jeśli chodzi o oddalone od centrum dzielnice i w dodatku opatrzoną wyraźnymi, jakby świeżo wymalowanymi pasami. Oto zdjęcie owej zagadkowej drogi, która ma swój wylot do ul. Gizewiusza (szosa na Biskupiec) - fot. 6.

No to jak to tak? Maluje się pasy na jakiejś mniej ważnej ulicy, a centrum pozostawia byle jakie? Ba, gdyby to chociaż w ogóle była uliczka! Toć to jakiś podjazd, prowadzi bowiem donikąd i żadna posesja do niej nie przylega - fot. 7!

Ma całkowitą długość 25, góra 30 metrów i kończy się ślepo na ścianie jakiegoś garażu czy też może magazynu. Dlaczego zatem akurat tam wymalowano pasy - czy komuś zbywało farby?

2004.07.28