Podróżując szosą na Rozogi (o czym będzie za chwilę), „Kurek” zauważył we wsi Olszyny opisywanego dwa numery wstecz drwala - giganta. Rzeźba teraz już całkowicie wykończona, a nawet kolorowo pomalowana stoi tam, gdzie, jak pisaliśmy, to planowano - przed posesją miejscowego zakładu usług leśnych - fot. 1.

Potęga koloru

Na tle zabudowań prezentuje się iście gigantycznie, ale przy tym łagodnie i baśniowo. Kolor bardzo zmienił rzeźbę.

Teraz widok z innej miejscowości. Na kolejnym zdjęciu - fot. 2 widać wielobarwną elewację pewnego bloku. Kiedy go zbudowano stanowił szarą, smętną betonową konstrukcję, jakich wiele powstawało w czasach siermiężnej komuny. Swoim wyglądem straszył przez lata, ale po odnowie wygląda nieomal na współczesny i to całkiem efektowny gmach. Jasno- i ciemnobrązowe geometryczne wzory oraz dodatkowe żółte obramowania wokół niektórych okien rozbiły monotonną płaszczyznę elewacji budynku, radykalnie zmieniając jej wygląd. Oto jak działa umiejętne zastosowanie samych tylko kolorów. Obecnie w otoczeniu drzew i krzewów przybranych w zielono-czerwone barwy jesieni prezentuje się tak, że aż chciałoby się tutaj mieszkać.

Gdzie budynek ów stoi? Może zaskoczy to niejednego Czytelnika, ale właśnie w Szczytnie, a konkretnie przy ul. Dąbrowskiego 2. Tyle że jest administrowany nie przez szczycieńskie „Odrodzenie”, a olsztyńską spółdzielnię „Perkoz”.

KAMIENNE FORTYFIKACJE

Kurek”, o czym było wcześniej, podróżował szosą wiodącą do Rozóg, ponieważ...

- Przed Świętajnem, na rozjazdach powstały jakieś tajemnicze kamienne konstrukcje - poinformował nas jeden z czytelników. Postanowiliśmy udać się tam, aby sprawdzić co faktycznie w tym miejscu się dzieje. Już z daleka widać bardzo dużo kamieni, które otaczają stację benzynową ze wszystkich nieomal stron - fot. 3.

- Czyżby zazdrosny właściciel ufortyfikował ją na wzór średniowiecznych warowni, czyniąc niedostępną dla spragnionych benzyny kierowców? - zastanawialiśmy się. Toż byłby to nonsens.

I istotnie, nie są to umocnienia. Ma to być intrygująca dekoracja stacji benzynowej służąca przyciągnięciu większej liczby klientów. Właściciel Ryszard Bałdyga, mieszkaniec Rozóg, kamienie pozyskał z pól rolników uprawiających ziemię w okolicach tej miejsowości, za symboliczne zgoła pieniądze. Przetransportował je tutaj samorozładowującą się ciężarówką no i poukładał w formie ogrodzeń oraz wzgórków. Pomiędzy kamiennymi „szańcami” zielenić będzie się trawa, ale nie tylko. Tu i tam powstaną, bądź już powstały skalne ogródki. Z bliska te już urządzone, wyglądają całkiem efektownie, choć od ich założenia nie upłynęło wiele czasu.

- Jak się rozrosną i rozwiną, będą jeszcze piękniejsze - chwalą dzieło pracownicy stacji - fot. 4.

DARMOWY PARKING

Tuż pod ścianą budynku, w którym mieści się zaplecze i sklepik stacyjny „Kurek”zauważył nadspodziewaną liczbę rowerów, co najmniej kilkanaście sztuk - fot. 5. Od razu zrodziło się pytanie - to tyle u was pracuje ludzi? Okazało się, że nie. Rowery należą bowiem do okolicznych mieszkańców ze świętajeńskich kolonii, jak i z samej tej miejscowości. Ich posiadacze pracują w Szczytnie, dokąd dojeżdżają autobusami. Aby nie drałować na piechotę do odległego od ich domostw przystanku korzystają z rowerów, które tutaj zostawiają, mając przy okazji zapewnioną nad nimi pieczę. Oczywiście parkowanie jest darmowe, a uczynny właściciel stacji ów placyk postojowy wyłożył nawet kostkami brukowymi.

ZACHĘTY NA SKRÓTY

Jak już pisaliśmy wiele razy, niniejszą rubrykę redagujemy przy współudziale Czytelników. Korzystamy z ich sygnałów, a także z gotowych materiałów, np. fotografii. Ostatnio otrzymaliśmy zdjęcia od dwóch Marków. Jedno przedstawia przysklepową tablicę, drugie okno wystawowe. Najpierw kolej na przysklepowy minibillboard ustawiony pod jedną z placówek handlowych usytuowanych przy ul. Żeromskiego. Oznajmia on o tajemniczej wyprzedaży przeceny - fot. 6. W obecnej dobie żyjemy coraz szybciej i szybciej, by nie tracić cennego czasu.

Błyskawiczne tempo życia odciska się wszędzie. Nawet na reklamowych tablicach czy sklepowych witrynach. Aby handlowiec nie tracił czasu na „rozwlekłe” pisanie, a klient na długie czytanie, wszelkiego typu informacje przedstawiane są, jak widać, jak najbardziej skrótowo. Ba, nie zawsze wychodzi to zrozumiale, bo cóż znaczy owa wyprzedaż przeceny 20- , 50- a nawet 70 - procentowej? Zapewne autorowi chodziło o wyprzedaż towarów przecenionych i to o 20, 50 a nawet 70% ich dawnej wartości. No tak, tyle że napisanie tego zajęłoby „tyle” czasu. Z kolei na szybie innego sklepu, znajdującego się przy ul. 1 Maja drugi Marek zauważył i sfotografował, choć bardziej elegancko, to podobnie niezrozumiale sporządzony napis. Ten z kolei zachęca do okazyjnego kupna tajemniczych końcówek kolekcji odzieży - fot 7. Jeśli prawdziwe jest powiedzonko, że ubieramy się od stóp do głów, to oczywistym wydaje się, że na końcu byłoby coś na głowę. Chodzi o berety?

KARMELEK Z BARDZO OSTRYM NADZIENIEM

Pewnego październikowego popołudnia jedna z mieszkanek naszego miasta wybrała się w samochodową podróż wraz ze swoim tatą. Jest on znanym łasuchem i nie wybiera się nigdzie dalej od domu, jeśli nie ma pod ręką czegoś słodkiego. Dlatego przewidująca żona tuż przed

planowaną podróżą udała się do jednego ze szczycieńskich sklepów, aby kupić jakieś słodycze. Zdecydowała się na nadziewane karmelki wyprodukowane w łódzkiej wytwórni słodyczy „Unitop - Optima”. Łakocie wyglądały zresztą apetycznie, no i nie budziły absolutnie żadnych podejrzeń - fot. 8.

Nudna podróż trwała już jakiś czas, więc aby osłodzić sobie chwile, tata wydobył z torebki karmelka, włożył do ust, ale mina mu zrzedła. Cukierek nie bardzo leżał na języku, a w dodatku drapał go w podniebienie. Ponieważ był zbyt zaabsorbowany jazdą, podał smakołyk córce, aby dokładnie go obejrzała i zobaczyła co z nim jest nie tak.

- Na początku nie mogłam uwierzyć w to, co widzę w cukierku - relacjonuje „Kurkowi” córka, pani Aleksandra. Zapewne przez myśl Wam nie przeszło, Szanowni Czytelnicy, że zamiast nadzienia z tropikalnych owoców w karmelku znajdował się kąśliwy owad. Jaki? Pokazuje to fot. 9.

Na szczęście osa była martwa, więc do bolesnego ukąszenia nie doszło. Zdjęcie mamy dzięki temu, że pani Aleksandra zachowała sobie ów osobliwy i rzadki smakołyk na pamiątkę. I jeszcze jedno, skoro z nazwy cukierka wynikało, że nadzienie miało być tropikalne, zatem i osa powinna być co najmniej afrykańska, z rodzaju vespula pepsis. No tak, tyko że ta osiąga rozmiary rzędu 6 - 8 cm, zatem nie zmieściłaby się w wyprodukowanym w Łodzi karmelku. Z tego powodu musiała ją zastąpić osa krajowa.