Andrzej Kędzierski z Pasymia samotnie wychowuje troje dzieci, w tym chorą na stwardnienie rozsiane córkę. Mieszka w lokalu komunalnym, z którego władze miasta chcą go eksmitować. I choć Sąd Rejonowy w Szczytnie przyznał im rację, to już wyrok wyższej instancji był inny. W Sądzie Okręgowym mieszkaniec sprawę wygrał, ale burmistrz Bernard Mius nadal nie godzi się, by rodzina Kędzierskich zajmowała swoje dotychczasowe lokum.
MIESZKANIE ZA POMOC
Andrzej Kędzierski z Pasymia co dzień musi borykać się z masą kłopotów. Mężczyzna po rozwodzie z żoną wychowuje samotnie troje dzieci w wieku 18, 17 i 9 lat. Najstarsza córka, Klaudia, choruje na stwardnienie rozsiane, porusza się na wózku inwalidzkim i wymaga specjalistycznego leczenia. Rodzina zajmuje trzypokojowe mieszkanie komunalne na parterze domu na ul. Górnej w Pasymiu. Kędzierscy mieszkają tu od wiosny 2008 roku. Wcześniej od czterech lat starali się bezskutecznie o lokal od gminy. Na ul. Górnej zameldował ich lokator, który wymagał pomocy z powodu przebytych wylewów. Warunkiem zamieszkania pana Andrzeja wraz z dziećmi w lokalu było zajmowanie się chorym oraz regulowanie zaległości za wodę i energię elektryczną. Sytuacja taka trwała do kwietnia zeszłego roku. Wtedy lokator zmarł, a wraz z jego śmiercią dalsze korzystanie Kędzierskich z mieszkania stanęło pod znakiem zapytania. Komisja mieszkaniowa poprzedniej kadencji uznała, że pan Andrzej nie ma prawa do zajmowanego lokum, bo nie należał do najbliższej rodziny zmarłego. W swoim sprawozdaniu członkowie komisji stwierdzili też, że nie opiekował się najemcą.
- Jak mogli tak napisać, skoro nawet nie przyszli tu na wizję lokalną. Przecież zdarzało się, że kupowałem choremu leki za własne pieniądze – nie kryje goryczy pan Andrzej.
SĄD: GMINA NADUŻYŁA PRAWA
W końcu gmina wystąpiła do Sądu Rejonowego w Szczytnie o eksmisję rodziny. Wyrok, który zapadł w sierpniu ubiegłego roku, był dla pasymskich urzędników pomyślny, jednak mieszkaniec złożył od niego apelację. W styczniu br. olsztyński Sąd Okręgowy oddalił powództwo gminy przeciwko panu Andrzejowi, w całości zmieniając werdykt szczycieńskiej Temidy. W uzasadnieniu powołał się na trudną sytuację życiową rodziny uniemożliwiającą jej przeniesienie się do innego lokalu. Sąd przypomniał, że to właśnie gmina zgodziła się, by Kędzierscy zamieszkali na ul. Górnej i zarzucił jej nadużycie prawa, jakim jest żądanie opuszczenia lokalu w związku ze śmiercią głównego najemcy.
Traktowanie pozwanych przedmiotowo, jako doraźne źródło pomocy, którą powinna swego czasu przejąć na siebie powodowa Gmina, zapewniając pomoc potrzebującemu, świadczy o wykorzystaniu przez gminę trudnej, niemal bez wyjścia, sytuacji pozwanych. Skoro dotychczas pozwani byli wiarygodni dla powodowej Gminy, jako osoby należycie dbające o lokal znajdujący się w zasobach powódki, uiszczali regularnie opłaty, to nadal są gwarantem spełniania tych obowiązków - czytamy w uzasadnieniu prawomocnego już wyroku.
PLANY BURMISTRZA
I choć wydawać by się mogło, że werdykt olsztyńskiego sądu kończy sprawę, to pan Andrzej i jego dzieci nadal nie są pewni swojej przyszłości. Mają co prawda meldunek, ale wciąż brak im umowy najmu. Tej gmina nadal nie chce z nimi zawrzeć.
- Po zapadnięciu wyroku Sądu Okręgowego zwróciłem się z pisemną prośbą o to do burmistrza, ale do tej pory nie uzyskałem odpowiedzi – mówi mieszkaniec. Na dodatek kilka tygodni temu Kędzierscy przegrali przed szczycieńskim sądem sprawę o wstąpienie w najem.
Nie jest tajemnicą, że za uporem burmistrza kryją się konkretne powody. Lokal na ul. Górnej miałby zostać przydzielony komuś innemu. Chodzi o matkę również samotnie wychowującą niepełnosprawne dziecko. Burmistrz miał jej jeszcze przed wyborami obiecać mieszkanie na parterze, bo to, które teraz zajmuje, znajduje się na piętrze, co wiąże się z poważnymi utrudnieniami w przenoszeniu chorego po schodach. Wcześniej Bernard Mius proponował panu Andrzejowi dwa lokale socjalne w budynku po dawnej szkole w Grzegrzółkach. Mężczyzna jednak te oferty odrzucił. Jak tłumaczy, przenosząc się tam, miałby dalej do lekarza, u którego leczy się jego córka. Są też i inne względy.
- Mieszkanie socjalne jest przejściowe, nie na stałe. Mieszkając w nim nie otrzymałbym dotacji na dostosowanie łazienki na potrzeby chorego dziecka – tłumaczy mężczyzna.
NIECH IDZIE TAM, SKĄD PRZYSZEDŁ
Tymczasem burmistrz Mius trwa przy swoim stanowisku, nie godząc się na to, by Kędzierscy zostali w swoim dotychczasowym lokum. Jego zdaniem zaproponowane rodzinie mieszkania w Grzegrzółkach spełniają wszelkie wymogi i są dostosowane do potrzeb osoby niepełnosprawnej.
- Chciałem, żeby ten pan poszedł tam, skąd przyszedł. Tam ma rodzinę, pomoc – uzasadnia burmistrz. Nie chce komentować niekorzystnego dla gminy wyroku Sądu Okręgowego. - Na pewno nie wyrażę zgody na stosunek najmu – zapowiada.
POWINIEN USZANOWAĆ WYROK
Przewodnicząca komisji mieszkaniowej Rady Miejskiej w Pasymiu Marianna Tańska uważa jednak, że decyzji olsztyńskiego sądu władze miasta nie mogą ignorować.
- Sądzę, że burmistrz powinien uszanować wyrok – mówi radna Marianna Tańska. Jej zdaniem sytuacja Andrzeja Kędzierskiego i kobiety, której burmistrz obiecał mieszkanie na ul. Górnej, jest porównywalna i nie sposób przesądzić, komu lokal bardziej się należy. Zdaniem radnej w Grzegrzółkach nie ma odpowiednich warunków dla chorej córki pana Andrzeja.
- Przyznanie tej rodzinie mieszkania socjalnego byłoby rozwiązaniem doraźnym, tymczasowym. Po roku znów mogliby zostać na lodzie – uważa przewodnicząca komisji mieszkaniowej. Jak mówi, jej członkowie, których już zapoznała z sytuacją rodziny Kędzierskich, zamierzają wkrótce udać się do zajmowanego przez nią lokalu na wizję lokalną. Radna Tańska przyznaje, że gmina nie dysponuje odpowiednią liczbą mieszkań, a oczekujących na nie jest wielu. W dodatku na wyegzekwowanie czekają już dwa wyroki eksmisyjne, nakładające na samorząd obowiązek zabezpieczenia lokali socjalnych.
Jeszcze w poprzedniej kadencji mówiło się o wybudowaniu w Pasymiu budynku komunalnego. To pozwoliłoby przynajmniej na częściowe zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Gmina ma już nawet przygotowany projekt budynku oraz dokumentację. Problem w tym, że obecna sytuacja finansowa nie pozwala na rozpoczęcie inwestycji. Kiedy będzie to możliwe, nie wiadomo.
Ewa Kułakowska/fot. A. Olszewski, M.J.Plitt