Astronomiczny początek lata przypada co prawda dopiero 22 czerwca, ale końcówka maja - uff, jaka jest gorąca, każdy czuje. Dziś, gdy to piszę, czyli w piątek (27 V) maksymalna temperatura osiąga 30oC, w sobotę ma być o kreskę więcej, a w niedzielę, wedle prognoz, padnie rekord + 34oC i to nie gdzieś na południu kraju, a u nas na Mazurach!!!

Powiew lata

Pierwsi ze słońca skorzystali wędkarze. Rozebrawszy się do spodenek cierpliwie moczyli kije w wodzie, ale ryba, wiadomo, w upały nie bierze. Taką tylko mieli korzyść z siedzenia nad wodą, że nieco się poopalali, nic więcej - fot. 1.

Ale oprócz nich "Kurek" zauważył na swym ulubionym jeziorku w Szczycionku pierwszych, a właściwie pierwsze kąpielowiczki. Woda, na razie, jest jeszcze zimna. Jej temperatura zmierzona właśnie na Szczycionku wyniosła (w piątek 27 V) zaledwie 15oC. Nie zraziło to jednak wcale dwójki odważnych gimnazjalistek, które na naszych oczach wstąpiły w chłodne nurty jeziora - fot. 2.

- Będzie to nasza pierwsza kąpiel na Szczycionku, ale nie pierwsza tegoroczna, wczoraj pierwszy raz zakosztowałyśmy jej w miejskim jeziorze - powiedziały "KM" amatorki majowych kąpieli.

KĄPIELISKO MIEJSKIE

"Kurka" zaniepokoił fakt, że dziewczyny zażywały wcześniej kąpieli w Jeziorze Domowym, bo jak wiadomo, jego wody nie są dość czyste, wszak rokrocznie sanepid zabrania zanurzania się w jego toni.

Udaliśmy się zatem do tej placówki, aby dowiedzieć się, jak to jest z wodami naszych miejskich jezior w tym sezonie.

Ano pierwsze analizy wody pobranej w kwietniu i na początku maja, wykazały, o dziwo, że gdyby ktoś chciał się w niej kąpać w tym czasie, to nie było przeciwwskazań. Normy czystości zostały bowiem zachowane. Próbka wody pobrana do analizy w drugiej dekadzie maja jest jednak ciągle badana i wyniki będą znane dopiero, gdy "Kurek" ukaże się już w sprzedaży, tj. 1 czerwca. No i nie wiadomo, czy można się kąpać w Domowym, czy nie, ale bądźmy optymistami.

Skoro tak, udaliśmy się na miejską plażę, aby zobaczyć jak tam wyglądają przygotowania do sezonu i czy ktoś już baraszkuje w jeziorze.

W wodzie oprócz kaczuszek nikt się nie moczył, mimo 31oC. Molo zaś jak stało, tak stoi - fot. 3.

Jednak tablica tkwiąca u jego wejścia stanowi prawdziwą zagadkę.

Jest kompletnie pusta, nie licząc mało wyraźnych bazgrołów, wypisanych jakimś marnym mazakiem.

I to, co nieco zaskakuje - całe są wszystkie lampy. Tyle, że ich prezencja nie jest najlepsza.

Dlatego w tym miejscu mała prośba do czyścioszków z kręgu Amatorskiego Klubu Biegacza o interwencję w tej sprawie. Wypucowaliście niedawno popiersie Sienkiewicza, teraz przydałoby się wymyć klosze lamp ma molo, bo nikt inny tego raczej nie zrobi, a już na pewno nie Urząd Miejski. Klosze są, niestety, mocno zabrudzone, szare i pomazane w jakieś brązowe paski, a w środku niegdyś białych kul zalega woda - fot. 4 (ciemne plamy w dolnych partiach kloszy).

PIĘKNIEJSZE OGRÓDKI

Że lato tuż, tuż poznać można także po ogródkach piwnych, które naraz, jakby zmówione, otworzyły swoje podwoje. No i stają się z roku na rok coraz ładniejsze. Ten spod znaku "kebab, naleśniki" (Fast Food) został okolony pięknym, ażurowym płotkiem, w dodatku mocno ukwieconym i prezentuje się teraz pięknie, może nawet lepiej niż jego odpowiedniki na warszawskiej starówce. Z kolei ogródek, który ulokował się u zejścia do małego jeziora (kiedyś krytykowany za zbyt wysokie płoty) teraz ma niewysoki parkan opatrzony szeregiem lampek, co w nocy wygląda urokliwie i kolorowo - fot. 5.

BOMBY W SKUPIE ZŁOMU

Wzdłuż ulicy Wiejskiej, ku zadowoleniu mieszkańców, powstaje nowa sieć kanalizacyjna. Obecnie jej budowa dobiega końca. Wcześniej zgromadzono tu odpowiedni sprzęt, zaangażowano robotników znających się na rzeczy, więc robota szła bez najmniejszych przeszkód. Słowem normalka i codzienna rutyna, ale... do czasu.

W miniony czwartek jeden z pracowników budowy dostrzegł w warstwie gruntu świeżo zerwanego przez lemiesz spycharki jakieś dziwne, bo dość krótkie metalowe rury - fot. 6.

Było ich dokładnie pięć. On, jak i jego koledzy, nie zastanawiając się wiele nad pochodzeniem oraz przeznaczeniem żelastwa, wydobywszy je z ziemi postanowili sprzedać na złom. Słonko dość silnie grzało tego dnia, więc warto byłoby - pomyśleli - za zarobione w ten sposób pieniądze kupić kilka butelek orzeźwiających napoi.

W ruch poszły szmaty i woda, skutkiem czego rury szybko nabrały jako takiego, dość przyzwoitego wyglądu i można było je bez wstydu zanieść na skup, który znajdował się dosłownie kilka kroków od terenu budowy. Całość nie ważyła zbyt wiele, ale pracownicy składowiska złomu nie mieli najmniejszych zastrzeżeń co do oferowanego im towaru i wypłacili stosowną, choć niewielką sumkę. Z kolei robotnicy mogli zażyć płynnej ochłody, choć także niezbyt obfitej.

* * *

Ba, po jakimś czasie (po jakim i w jakich okolicznościach, tego dokładnie nie wiemy, bo szef punktu skupu nie miał życzenia rozmawiać z "Kurkiem", oddaliwszy się za stertę żelastwa) okazało się, że rury te, to niewypały z czasów II wojny!!!

Ho, ho, to już nie przelewki! Trzeba było angażować straż miejską oraz specjalny Patrol Saperski z Giżycka, aby zażegnać niebezpieczeństwo drzemiące w niewypałach.

STRACH PONIEWCZASIE

Gdy chłopaki z budowy dowiedzieli się, co tak naprawdę sprzedali w punkcie skupu złomu, doznali niemałego szoku, wszak nieświadomie otarli się o śmierć - apetyt na wodę mineralną mógł być dla nich zabójczy.

- Byłem w wojsku, to trochę na amunicji się znam. "Rury" wydobyte na naszej budowie nie przypomniały w najmniejszym stopniu czegokolwiek, co kojarzyłoby się z groźnym niewypałem. Nie były podobne ani do łusek, ani do artyleryjskich naboi, czy jakichkolwiek bomb lub min - powiedział "Kurkowi" jeden z pracowników budowy.

Co ciekawe, dwa dni później w zrywanym gruncie znaleziono jeszcze jeden taki sam niewypał w kształcie rury. Nietrudno się domyśleć, iż tym razem robotnicy wykazali się najwyższą ostrożnością, unikając bliższego kontaktu z przedmiotem. Z kolei saperzy, zjawiwszy się tym razem nie w punkcie skupu, a na budowie przeszukali cały teren specjalistycznymi przyrządami, ale nic więcej już nie wykryli.

* * *

Co zastanawiające - niewypały owe nie leżały przy ul. Wiejskiej od czasów wojny. Skąd taka pewność? Otóż "rury" znaleziono w chwili, gdy spychacz zerwał cienką wierzchnią warstwę ziemi, która jednak nie pochodziła stąd.

Nie tak dawno temu okolica stanowiła bagnisko, więc aby teren można było w jakiś sposób użytkować (pod budowę lub chociażby przydomowe ogródki) przez lata zwożono ziemię z najrozmaitszych stron. Dziś już nie jest możliwe ustalenie z jakich, ale właśnie wraz z nawiezionym gruntem trafiły tu śmiercionośne powojenne pamiątki. A tam, skąd je przywleczono, być może jeszcze drzemią pod ziemią ich pozostałości, dość jednak powiedzieć, iż wątek historii niewypałów z ul. Wiejskiej skończył się szczęśliwie. Nikt z ich powodu nie ucierpiał, a to przecież najważniejsze.

2005.06.01