Wreszcie zima ukazała nam swoje prawie prawdziwe oblicze, a prawie prawdziwe dlatego, że bardzo łagodne. Sypnęła co prawda śniegiem i smagnęła mrozem, ale nieszczególnym, bo co to jest te - 2, czy nawet - 4o C. Zawsze to jednak lepiej niż nic, bo choć trochę uciechy z tej zimy jest. Najwięcej radości czerpią jak zwykle dzieci, bo wiadomo, zabawa na śniegu to spora frajda. Można było obrzucać się śnieżkami, ulepić bałwana, czy poszusować na górki. Sanki obecnie to już sprzęt raczej przestarzały i dobry jedynie dla maluchów. Dzieci nieco starsze używają specjalnych podkładek pod wiadomą część ciała i hajda z górki na pazurki! Bardziej to ekstremalna zabawa i radość stąd większa. Dlatego też w te śnieżne dni wszelkie małe i duże górki w Szczytnie były mocno oblegane, jak choćby ta widoczna na zdjęciu - fot 1. Na fotografii widać uczennice klas V a, b, c Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi nr 2, czyli dziewczynki z grupy o zainteresowaniach sportowych.
Dokazują one na stromej skarpie stadionu MOS-u przy ul. Śląskiej, oczywiście nie same, a pod opieką aż dwóch pedagogów panów Roberta Jaworskiego i Artura Margalskiego. Uczennice są bardzo zadowolone z tak poprowadzonej lekcji wychowania fizycznego, bo nie masz to jak ruch na świeżym powietrzu.
- Zabawa bardzo nam się podobała, ale czas wracać do szkoły - mówią nam Basia i Maja nieco zawiedzione, że trwało to tak krótko, dodając na odchodnym, że takie harce na górce są lepsze niż gry komputerowe. Podobnie działo się przy SP nr 6 na górce, którą uczniowie tej szkoły mają tuż pod nosem, u samego wejścia. Ta również była oblegana gdy tylko spadł pierwszy śnieg - fot. 2. Dzieci, które zastaliśmy bawiły się już po zajęciach lekcyjnych i mówiły nam, że przydałoby się jeszcze lodowisko...
ZAMKNIĘTE ORLIKI
W te kilka śnieżnych dni przed feriami mróz był minimalny, albo nie było go wcale, więc ci, którzy nie mieli dość zabawy w zjeżdżaniu z górek, chcieli jeszcze pograć w piłkę. Miastu przybył przecież jeszcze jeden orlik i jak zauważyliśmy był on odśnieżany w pocie czoła przez jednego z pracowników MOS-u - fot. 3.
W tym konkretnym przypadku chodzi o płytę boiska przy gimnazjum nr 2, gdzie zaraz pojawiła się grupka chętnych do gry, ale co to? Na bramie czekała na nich taka oto tabliczka - fot. 4. Ponieważ literki zostały nieco rozmazane, podpowiedzmy, że z treści napisu wynika, że w styczniu i lutym orlik przy ul. Lanca pozostanie zamknięty. Jaki miało zatem sens usuwanie śniegu? A poza tym, jak to tak, zamykać dzieciom i młodzieży dostęp do budowanych specjalnie dla nich obiektów?
Jeden z zawiedzionych graczy przypuszczał, że boisko jest pod kluczem, dlatego bo zrobiono marną murawę i mogłaby ona ulec uszkodzeniu podczas gry, zwłaszcza teraz w zimę. Cóż, nie było sensu stać pod zamkniętą bramą, no i towarzystwo po prostu się rozeszło. „Kurek” udał się natomiast do Miejskiego Ośrodka Sportu.
- Z murawą wszystko jest w porządku - zapewniał nas Krzysztof Mańkowski, dyrektor MOS-u. Co więcej, dodał, że jest ona lepsza od tej na orliku przy ul. Spacerowej. Minęły tylko, albo aż 3 lata od oddania tego pierwszego do użytku i w tym czasie technologia poszła sporo do przodu. Dlatego nawierzchnia przy ul. Lanca jest jeszcze lepsza niż na „starym” orliku przy ul. Spacerowej. Zamknięcie na okres zimy, jak nam powiedział szef MOS-u, wynikało z bardzo prozaicznego powodu, braku zainteresowania grą na nim. Wszyscy, pewnie z przyzwyczajenia, uparli się na boisko przy ul. Spacerowej. „Kurek” otrzymał jednak zapewnienie, że na czas ferii zimowych oba orliki zostaną otwarte.
PARKING NA LODOWISKU
Do zrobienia lodowiska MOS nawet się nie przymierza, bo takie temperatury jak - 2, czy nawet - 4o C są zbyt wysokie. Zdaniem dyrekcji trzeba by co najmniej kilku dni z mrozami przynajmniej -10o C, aby udało się wylać należytą taflę.
- Szkoda, bo choć lodowisko udostępnialiśmy zawsze za darmo, to jakiś grosz wpadał za wypożyczanie łyżew - ubolewa Krzysztof Mańkowski. Teraz na potencjalnym lodowisku parkują tylko samochody, a przecież bywało na nim i tak - fot. 5. Cóż, prawdziwej zimy z siarczystymi mrozami w styczniu nie będzie, może w lutym?
CHLEBOWA UCZTA
Choć wielkich mrozów jak dotąd nie było, oba miejskie jeziora zamarzły, przez co ptactwo wodne miało trochę kłopotów ze zdobywaniem pożywienia. Jak zwykle na pomoc pospieszyli ludzie, dokarmiając ptaki chlebkiem. Pisaliśmy o tym nie raz, że chleb nasz powszedni nie jest dobry dla fruwającej fauny, ze względu na zawartość soli, której nadmiaru ptasi organizm nie potrafi wydalić, ale jakoś to nie trafia do wielu. Ba, nawet same ptaki są chyba innego zdania, gdyż chętnie pałaszują nasze pieczywo.
Co ciekawe, na tafli małego jeziora, która przynajmniej teoretycznie powinna być królestwem mew, dominują jednak kawki. Udało się nam uchwycić ciekawą scenkę, jak dwoje przedstawicieli tego drugiego i bardziej agresywnego gatunku toczy zażarty bój o glonek chleba. Przyglądającej się temu mewie, pozostało tylko obejść się smakiem, bo nie odważyła się ona rywalizować z czarnymi pobratyńcami - fot. 6. Dzięki tej łagodnej zimie w parku nad małym jeziorem widać sporo osób spacerujących po alejkach, które ku naszemu zdziwieniu były nawet odśnieżane małym traktorkiem. Do Szczytna sprowadziła ów pojazd firma z Biskupca odpowiedzialna za utrzymanie miejskich skwerów.
POCHYLONE SŁUPY
W poprzednim numerze „Kurka” pisaliśmy o pewnej latarni, która nie tyle stoi, ile powoli się przewraca przy przejeździe kolejowym nad torami wiodącymi na Biskupiec. Zaraz po tej publikacji otrzymaliśmy kilka sygnałów od Czytelników, mówiących że takich pochylonych słupów w mieście jest więcej, np. na ul. 3 Maja obok apteki. Poza tym i to kilka sztuk „upiększa” nieodległy trakt, czyli ulicę Chrobrego.
Latarnie nie dość, że są pochylone, to jeszcze ich słupy kruszą się i miejscami odpada wierzchnia warstwa betonu ukazując wewnętrzne, mocno zardzewiałe metalowe zbrojenie - fot. 7. Osłabia to w znacznym stopniu całą konstrukcję, więc rodzi się pytanie, czy aby któregoś dnia taki słup nie zwali się nam na głowę?
WŁASNOŚĆ CZĘŚCIOWA
Rozmaite reformy oraz usprawnienia ustrojowe mające wspomagać należyte funkcjonowanie państwa doprowadziły do tego, że np. w interesującej nas kwestii, czyli ulicznych latarni nastąpił podział własności. Betonowe słupy należą do zakładu „Energa” i ten winien dbać o ich należyty stan, zaś umocowane na ich czubku lampy to już własność miasta i na nim spoczywa troska o ich właściwą konserwację oraz funkcjonowanie. Słupy, co widać na fot. 8, nie prezentują się najlepiej, a co z latarniami zamocowanymi na ich szczycie? Cóż, podobnie, czyli także marnie. Tym z ulicy Chrobrego brakuje w oprawach szkła, a poza tym fatalnie wygląda miejsce przytwierdzenia do słupa - fot. 8 (szczegół w czerwonej ramce).
Widać, że oprawa trzyma się tylko na wewnętrznej rurce osłaniającej przewody i jako takiej niewiele brakuje do oberwania się i zawiśnięcia już tylko na samych elektrycznych kabelkach. Ogólnie nie jest jednak źle, przynajmniej według zapewnień odnośnych instytucji. Jak już wspomnieliśmy o słupy dba „Energa” i ona dokonuje okresowych przeglądów swego stanu posiadania. W trakcie takiej inspekcji stwierdza, czy należy dokonać wymiany lub naprawy danego słupa. Skoro nie widać ruchu wokół latarń, znaczy to, że ich stan nie grozi na razie katastrofą Podobnie rzecz się ma z oprawami świetlnymi - jeszcze świecą, czyli jest ok. Miasto jednak przyznaje, że ich stan, miejscami nie jest najlepszy. - Oprawy sukcesywnie wymieniamy na nowe - zapewnia wiceburmistrz Krzysztof Kaczmarczyk. Dodaje też, że te z ulicy Chrobrego nie są jeszcze najgorsze i dlatego na pierwszy ogień do wymiany idą całkiem beznadziejne, np. z okolic osiedla Kochanowskiego. Tam nie tylko brakuje oprawom szkieł, ale i zardzewiałe są odbłyśniki, co mocno ogranicza siłę światła. Cóż, miasto robi w tej kwestii tyle, na ile pozwalają mu wyznaczone na to fundusze.