Przed tygodniem wspomniałem o świeżo wydanej książce „Made in Poland”. Przypominam, że jej autor, Krzysztof Żywczak, opisuje w niej polskie, rozsławione w świecie, sukcesy.

Ponownie sięgnąłem do owego opracowania. Nie po to, aby coś z niego przepisywać, ale, aby przypomnieć sobie wymienione tam tematy, wydarzenia, wyroby. Jest ich bardzo wiele. O niektórych mam raczej blade pojęcie, ale inne znam doskonale. O tych, które poznałem osobiście chcę napisać dzisiaj. Skupię się na znaczących osiągnięciach w dziedzinach sztuki.

Zacznę od czasów dawno minionych. Był to rok 1947, czyli dwa lata po zakończeniu wojny. Instytucja Film Polski podpisała wówczas umowę z dwoma plastykami - Erykiem Lipińskim i Henrykiem Tomaszewskim na przygotowywanie plakatów. I oto rok później, na Międzynarodowej Wystawie Plakatu Filmowego w Wiedniu Henryk Tomaszewski otrzymał pięć pierwszych nagród. Artystyczny świat oniemiał. Od tego czasu polscy plakaciści stworzyli niemal niezwyciężoną grupę grafików, którzy przez wiele lat zdobywali nagrody na światowych konkursach. Powszechnie mówiono o nich Polska Szkoła Plakatu. Wymienię kilka znaczących nazwisk: Franciszek Starowieyski, Jan Lenica, Józef Mroszczak, Roman Cieślewicz, Waldemar Świerzy. Niektórych z nich, w nieco późniejszych latach, poznałem osobiście. Na przykład Eryk Lipiński, kiedy był scenografem kabaretu „Dudek” w kawiarni Nowy Świat, doradzał mi w sprawach nowej aranżacji wnętrz tego lokalu. Ponieważ ja, jako architekt, taką właśnie otrzymałem robotę do wykonania. W latach siedemdziesiątych ściśle współpracowałem z innym znakomitym grafikiem, Tomkiem Rumińskim. To on jest autorem słynnego plakatu Chłopczyk LOTu, na którym jego synek stoi pochylony, udając samolot. Przypominam, że w jednym z filmów Barei wykorzystano żartobliwie tę pozę. Z Tomkiem pracowałem przez kilka lat, współprojektując zagraniczne ekspozycje (USA, Kuba). Dzięki niemu poznałem wówczas plakatowe sławy. Dużo mógłbym jeszcze napisać o Polskiej Szkole Plakatu. Na kolejnych międzynarodowych specjalistycznych biennale, jedynie Japończycy stanowili znaczącą konkurencją dla Polaków. Z mojego punktu widzenia były to czasy fascynujące. Ale teraz zmieńmy temat.

Wspomnę inny, artystyczny polski fenomen, to jest Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi, popularnie nazywaną filmówką.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.