Dawno niesłyszany tętent końskich kopyt oznajmił mieszkańcom Spychowa i przybyłym turystom, że do wrót tej miejscowości kolejny raz przybywa rycerz Jurand. W pieszym orszaku asystujących mu wojów, szedł wąsaty rycerz z emblematem topora na piersi. Pod tą postacią skrył się wiceminister edukacji Zbigniew Włodkowski. foto >>

 

Dawno niesłyszany tętent końskich kopyt oznajmił mieszkańcom Spychowa i przybyłym turystom, że do wrót tej miejscowości kolejny raz przybywa rycerz Jurand. W pieszym orszaku asystujących mu wojów, szedł wąsaty rycerz z emblematem topora na piersi. Pod tą postacią skrył się wiceminister edukacji Zbigniew Włodkowski.

Powrót rycerza

Jurandowe święto zainaugurował blok konkursów i zabaw dla milusińskich, którego głównym akcentem było widowisko teatralne pt. „Bajeczka o księżniczce Spychowianeczce Maleńkiej”. Barwny korowód rycerski, w którego szeregach szedł Zbigniew Włodkowski, wiceminister edukacji przeparadował przez całe Spychowo, by na koniec wkroczyć triumfalnie do amfiteatru, gdzie odbyło się symboliczne przekazanie władzy. Jurand otrzymał klucz, oddając w zamian sołtys Spychowa Renacie Karwackiej nagi miecz. Gdy zapanowały już jurandowe rządy, drużyna rycerska ze Szczytna, wspomagana przez średniowiecznych artylerzystów z Gniewu, dała pokaz walk, ale choć wyglądały one na bardzo zacięte, były jedynie pozorowane i obeszło się bez krwi. Widowisko miało też i elementy komiczne, m. in. widzowie mogli oglądać parodię średniowiecznych tortur ma madejowym łożu, czy męki skazańca na fotelu najeżonym ostro zakończonymi kołkami. Na odważnych czekały dyby, przy których dyżurował groźnie wyglądający kat z ogromnym toporem służącym do ścinania głów. W tym samym czasie nad brzegami jeziora popisywała się szczycieńska drużyna łucznicza, a jej członkinie zapraszały do wspólnej zabawy w strzelaniu do tarcz. W trakcie imprezy cały czas działała loteria fantowa oraz stoiska garmażeryjne i pamiątkarskie. Pogoda dopisała nadzwyczaj, dlatego część widzów szukała ochłody na pobliskiej plaży. Można było nie tylko zażyć kąpieli, ale i wypożyczyć kajak lub inny sprzęt pływający. Wodne atrakcje czekały też... na wierzchołku skarpy amfiteatru, gdzie chętni mogli popływać w wodnych kulach lub w miniaturowych łódeczkach. Obok basenu z tymi atrakcjami serwowano za darmo jurandowe jadło. Były nim... pieczarki w śmietanie. Gwoli historycznej prawdy należałoby dodać, że w dawnych, rycerskich czasach nie znano grzybów uprawnych, a leśne były potrawą biedoty. Cóż, inne czasy, inne obyczaje kulinarne. Pieczarki, co jednak trzeba przyznać, były smakowite, a przygotowali je miejscowi i okoliczni hodowcy.

Po części rycersko-łuczniczej odbyły się występy estradowe. Dawną muzykę zaprezentował zespół Ssat, a po nim Zbyszek Orzołek przypomniał znane polskie przeboje z lat 70. i 80. Jako ostatnie wystąpiły grupy Los Companieros i The Postman. O zmroku niebo nad amfiteatrem rozświetliły sztuczne ognie, a ostatnim akcentem jurandowego święta była ogólna zabawa taneczna do świtu, przy muzyce zespołu Okej.

Marek J.Plitt