Do amfiteatru nad Jeziorem Spychowskim ściągnęły setki mieszkańców i turystów, aby być świadkami przejęcia władzy w Spychowie przez legendarnego rycerza Juranda.
Już po raz siódmy z kolei dzielny rycerz Jurand wraz z licznym orszakiem, który poprzedziła kawalkada motocyklistów, wkroczył do bram Spychowa, by przejąć panowanie nad miejscowym ludem. Wójt dość chętnie pozbył się brzemienia władzy, ale przecież na czas dość krótki, bo dzień i noc zaledwie. Symbolicznym tego aktem było przekazanie klucza Jurandowi, w którego rolę wcielił się Adam Mierzejewski, skarbnik miejscowego stowarzyszenia i radny gminny. Z kolei rycerz wręczył Januszowi Pabichowi wielki, nagi miecz, który wójt zaraz przekazał swojemu giermkowi. Tak oto rozpoczęło się święto Spychowa „Powrót Juranda 2009”. Jego pomysłodawcą i organizatorem jest niezmiennie Stowarzyszenie „Przyjazne Spychowo”.
Zaraz po tym, widownię zabawiali szczycieńscy rycerze, dając pokaz walk na miecze i kije. Zaprosili też widzów do bezpośredniego udziału w widowisku. Kto chciał mógł zasiąść na krześle służącym do tortur, dać zakuć się w dyby lub posiekać wielkim mieczem... jabłko. Wbrew pozorom nie była to sztuka prosta, gdyż wcześniej chętni musieli wykonać trzy obroty wokół własnej osi, nim mogli przymierzyć się do małego jabłka. Nie obyło się też bez efektów akustycznych - rycerze zademonstrowali sztukę strzelania ze średniowiecznej broni palnej, tzw. hakownic i armaty. Ta ostatnia miała niewielkie wymiary, ale podczas wystrzału grzmiała tak przeraźliwie głośno, że aż gwizdało w uszach. Były też popisy sceniczne. Jak na Spychowo przystało, rozpoczęli je sygnaliści, wystąpił też góralski zespół „Krywań” oraz gwiazda wieczoru - wesoły gość, jak o sobie mówi, Jan Pietrzak. Satyryk występujący na estradzie już blisko pół wieku przyjechał do Spychowa z pobliskich Krzyży. Na estradę wszedł mocno podenerwowany, bo na skutek opóźnienia w programie musiał czekać półtorej godziny. Po owacyjnym powitaniu przez publiczność i spontanicznych reakcjach na jego żarty złość mu przeszła i zapowiedział nawet, że jest gotów wrócić tu za rok.
Imprezie przez cały czas towarzyszyła loteria fantowa z cenną nagrodą główną, którą stanowiła wielka ogrodowa huśtawka. Wygrała ją turystka ze Śląska, ale nie będzie musiała wieźć jej nieomal przez całą Polskę, bo swój domek letniskowy ma właśnie na Mazurach. Z kolei na głodnych i spragnionych pamiątek czekały liczne stoiska garmażeryjno-pamiątkarskie. Ogólnie zabawa była przednia i trwała do późnych godzin wieczornych, a zwieńczył ją efektowny pokaz sztucznych ogni.
Marek J.Plitt/fot. M.J.Plitt