Po stosunkowo krótkim pobycie w państwowym gospodarstwie rolnym ojciec trafił do bauera pod Wałczem. Niemcy jednak liczyli się jeszcze z konwencjami genewskimi i namawiali żołnierzy, by się przepisywali na cywilów, co uprawniało następnie Niemców do przekazania takiego delikwenta na bazarze bauerowi. Tak się działo przed wiekami z Murzynami w Ameryce.

JAK NA TARGU NIEWOLNIKÓW
Ojciec się przed tym długo opierał, ale warunki w państwowym gospodarstwie ostatecznie zmusiły go do takiego kroku. Jeden z gospodarzy niemieckich wskazał na ojca palcem i tak stał się jego własnością. Oprócz ojca był jeszcze niewolnik pochodzenia francuskiego i polska dziewczyna. Ojciec otrzymał nadzór nad końmi. Francuz opiekował się stadem bydła, natomiast polska dziewczyna była gospodynią domową. Z opowiadań ojca wynikało, że pracy nie brakowało, ale gospodarz nie żałował wyżywienia. Część żywności chowano w kieszeniach i przekazywano sile niewolniczej, która była niedożywiona w innych gospodarstwach.
TRAFIŁA KOSA NA KAMIEŃ
Niemiec miał jednak pewną wadę osobowościową, ponieważ bił niewolników za poważniejsze przewinienia, oczywiście w jego rozumieniu. Pewnego razu kazał ojcu wziąć konia o obradlić ziemniaki za stodołą. Koń był wypasiony, ale idąc, skubał w redlinach kwitnące kwiatki ziemniaków. Kiedy znaleźli się bezpośrednio za stodołą, ojciec ze złości chwycił konia za uzdę lewą ręką i zaczął go prawą bić po pysku. Koń, cofając się, złamał wierzeje i cały zaprzęg znalazł się na klepisku. Widział tę sytuację gospodarz, wpadł z drugiej strony do stodoły i zaczął biec w stronę ojca, by go pobić. Obok ojca stały widły, więc je chwycił i wetknął gwałtownie w snopek słomy, mówiąc: chodź ty taki owaki; moja śmierć, ale i ty stąd żywy nie wyjdzies.