W Środowiskowym Domu Samopomocy w Piasutnie podopieczni często traktowani są instrumentalnie i przedmiotowo. Podobnie jak i personel. Liczy się tu przede wszystkim promocja osoby kierownika Andrzeja Kijewskiego – alarmują pracownicy domu.
Dziewięciu pracowników spośród piętnastoosobowego personelu Środowiskowego Domu Samopomocy w Piasutnie postanowiło podzielić się swoimi odczuciami towarzyszącymi ich codziennej pracy. Sytuacja wygląda na poważną.
Środowiskowy Dom Samopomocy jako jednostka pomocy społecznej powinien służyć pomocą osobom potrzebującym wsparcia, ciężko chorym, niepełnosprawnym, doświadczonym przez los. Tymczasem, jak twierdzą pracownicy, czteroletnia działalność placówki w Piasutnie takiej funkcji do końca nie spełnia. Przebywający tu podopieczni często traktowani są instrumentalnie i przedmiotowo.
- Kierownik nie rozumie i nie akceptuje wielu zachowań niepełnosprawnych podopiecznych, a często wręcz okazuje, że go denerwują – mówi pracownik zatrudniony w Piasutnie. - Zdarza się, że kierownik odzywa się do chorego podopiecznego „zachowuj się normalnie” albo „jak normalny człowiek”.
Bardzo mocno natomiast zabiega o to, aby najmniejsze nawet wydarzenia związane z działalnością jego placówki zostały opisane w prasie.
Pracownicy są zbulwersowani sposobem, w jaki kierownik traktuje także ich samych.
- Jako pracownicy i terapeuci nie mamy prawa wyrazić własnego zdania praktycznie na żaden temat, bo jakakolwiek merytoryczna uwaga z naszej strony spotyka się natychmiast z agresywnymi zachowaniami ze strony pana kierownika - mówi jedna z terapeutek. - A często ośmieszaniem i poniżaniem nas na forum publicznym - dodaje jej koleżanka.
Żalą się, że często w ostatniej chwili dowiadują się o konieczności udziału w imprezach organizowanych na terenie gminy w soboty czy niedziele. Jeżeli ktoś nie może w nich uczestniczyć spotyka się z agresywnym niezadowoleniem kierownika i słyszy o wielu podaniach o pracę, które ma on w swojej szufladzie i że mogą w każdej chwili zrezygnować.
- To kolejny przykład zastraszania, a nawet szantażu, który naszym zdaniem jest zwykłym mobbingiem – ocenia nasz kolejny rozmówca. Dodaje przy tym, że imprezy te często nie służą podopiecznym, a jedynie promocji i „układom” kierownika Kijewskiego. Były starosta i burmistrz Szczytna wciąż jest wpływowym politykiem, pełniąc dziś funkcję wiceprzewodniczącego powiatowych struktur PO.
Pracownicy zapewniają, że o tym wszystkim chcieli porozmawiać z Kijewskim, ale ten miał zbyć ich twierdzeniem, że żadnego problemu nie widzi. Próbowali też swoimi uwagami podzielić się ze starostą Matłachem. On z kolei trzykrotnie w ostatniej chwili odwoływał umówione już z nimi spotkanie. W konsekwencji do niego nie doszło.
Czują się zlekceważeni i dlatego postanowili, oficjalnie już na piśmie, sprawą zainteresować nie tylko przełożonych Kijewskiego, wójta gm. Świętajno, ale także Okręgowego Inspektora Pracy i prokuraturę.
- Jesteśmy świadkami czynów i poleceń, które mogą wyczerpywać znamiona przestępstw – informują nasi rozmówcy.
SYGNAŁY BYŁY JUŻ WCZEŚNIEJ
Niepokojące sygnały o sytuacji w Piasutnie od jakiegoś czasu docierały też do wójta Janusza Pabicha. – Były również zgłaszane na ostatniej sesji Rady Gminy. Wszystkie przekazywałem staroście, prosząc o zajęcie się sprawą – mówi wójt. Według niego zarzuty personelu są poważne i ma nadzieję, że zostaną dogłębnie zbadane przez odpowiednie organa. – Do tego czasu wysłałbym kierownika ŚDS na urlop – odpowiada wójt na pytanie, co zrobiłby na miejscu starosty.
Tymczasem ten takiej potrzeby nie widzi. – Czekamy na protokół z inspekcji pracy i prokuratury – informuje wicestarosta Sylwia Jaskulska. Do tego czasu starostwo w pracę placówki w Piasutnie nie ma zamiaru ingerować.
Dlaczego starosta Matłach nie chciał spotkać się z pracownikami ŚDS? - Miał inne ważne zadania. Zaproponowano im spotkanie ze mną lub sekretarzem Januszczykiem, ale odmówili – tłumaczy wicestarosta. Pracownicy zaprzeczają, aby taką propozycję otrzymali.
Z kierownikiem Andrzejem Kijewskim, mimo kilkukrotnych prób, nie udało nam się skontaktować.
Do sprawy powrócimy w następnym numerze.
Andrzej Olszewski/fot. M.J.Plitt