Ze statystyk wynika jednoznacznie, że w ostatnich miesiącach bezrobocie w Polsce gwałtownie spada. Główną przyczyną tego zjawiska nie jest bynajmniej rozkwit polskiej gospodarki,

ale masowe wyjazdy Polaków za granicę, które coraz bardziej dają się we znaki pracodawcom.

Ze statystyk wynika jednoznacznie, że w ostatnich miesiącach bezrobocie w Polsce gwałtownie spada. Główną przyczyną tego zjawiska nie jest bynajmniej rozkwit polskiej gospodarki, ale masowe wyjazdy Polaków za granicę, które coraz bardziej dają się we znaki pracodawcom.

Pracownik poszukiwany

SPADA, TO FAKT

Ostatnie informacje na temat bezrobocia w Polsce przekazywane przez media ogólnopolskie i regionalne mogą napawać optymizmem. Od kilku miesięcy osób bezrobotnych ubywa we wszystkich województwach, przy czym największy spadek ich liczby odnotowuje się właśnie na Warmii i Mazurach. W marcu 2007 roku (w stosunku do poprzedniego miesiąca) bezrobocie w warmińsko-mazurskim zmniejszyło się o 5,6%, co oznacza, że pracę w tym czasie znalazło 7,2 tys. osób. Jeśli chodzi o tempo spadku bezrobocia, powiat szczycieński plasuje się mniej więcej w połowie stawki wojewódzkiej. Niemniej jednak, również tutaj tendencja do wzrostu poziomu zatrudnienia jest łatwo zauważalna. Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w szczycieńskim Powiatowym Urzędzie Pracy na koniec kwietnia bieżącego roku wyniosła 6082 osoby, podczas gdy dwa lata wcześniej było ich 8091. Korzystna tendencja utrzymuje się bez przerwy. Z najświeższych danych przekazanych „Kurkowi” przez dyrektora PUP w Szczytnie Jana Dąbrowskiego wynika, że w ciągu zaledwie kilku dni liczba zarejestrowanych w urzędzie osób bez pracy uległa dalszej, wyraźnej redukcji. 8 maja było ich już 5999. Tym samym bezrobocie w powiecie osiągnęło najniższy poziom od grudnia 1998 roku.

PRACA JEST, ALE NIE DLA WSZYSTKICH

Systematyczny spadek bezrobocia tłumaczy się na ogół dobrą kondycją polskiej gospodarki, która pociąga za sobą większą liczbę miejsc pracy. Mówi się często, że wiele firm ma kłopoty ze znalezieniem pracowników, a zatrudnienia nie znajdują w większości tylko ci, którzy w ogóle nie są zainteresowani zdobyciem posady. Zdaniem dyrektora szczycieńskiego PUP Jana Dąbrowskiego, optymistyczny obraz przedstawiany przez media w rzeczywistości daleki jest od jednoznaczności.

- Faktycznie, spadek bezrobocia w ostatnich miesiącach jest faktem. Należy jednak pamiętać, że to tylko statystyka, a sposoby wyliczania stopy bezrobocia oraz sama definicja osoby bezrobotnej zmieniały się już kilkakrotnie - tłumaczy Dąbrowski. Jako przykład „zakłamywania” statystyki podaje staże absolwenckie. Osoby, które je odbywają, nie są wykazywane w statystykach jako bezrobotne, będąc jednak cały czas zarejestrowane w urzędach pracy.

Dyrektor uważa, że pozytywne skutki zaczyna przynosić polityka aktywizacji bezrobotnych. W ubiegłym roku na jej różne formy PUP w Szczytnie przeznaczył blisko 6 mln złotych. W roku bieżącym ta kwota ma być o pół miliona wyższa. Z wyliczeń wynika jasno, że im większe wydatki na staże, szkolenia i prace interwencyjne, tym mniejsze bezrobocie. Jan Dąbrowski studzi jednak optymizm.

- Nie wolno generalizować i opowiadać, że jest możliwość zatrudnienia dla wszystkich. Codziennie stykamy się z ludźmi, którzy gotowi są podjąć każdą pracę, a mimo to nie ma dla nich żadnej oferty - mówi dyrektor.

Największe problemy mają osoby z najniższym wykształceniem. Stanowią one niemal 40% ogółu bezrobotnych w powiecie. Niepokojącym zjawiskiem jest również wysokie bezrobocie wśród kobiet i jego wolniejszy, w stosunku do mężczyzn, spadek.

WYJECHALI ALBO WYJADĄ

Wśród zawodów, na które występuje obecnie największe zapotrzebowanie, zdecydowanie na pierwszym miejscu plasują się robotnicy budowlani. To o nich najczęściej pytają pracodawcy. - Niedawno przedsiębiorca spoza naszego powiatu złożył u nas ofertę pracy, w której oferował budowlańcowi wypłatę wysokości 3 tys. złotych na rękę - mówi Jan Dąbrowski.

Mimo, że praca w budownictwie jest, chętnych znaleźć trudno. - Ogłoszenie dawałem już półtora miesiąca temu. W tym czasie zgłosiła się do mnie tylko jedna osoba. Nadal brakuje mi rąk do pracy - narzeka Tadeusz Długołęcki, prowadzący firmę remontowo-budowlaną. Pracowników do dociepleń na sezon letni poszukuje również jego kolega z tej samej branży Grzegorz Szklarek. - Potrzebuję sześciu ludzi. Nikt się nie zgłasza. Najwyraźniej wielu bezrobotnych woli stać pod sklepem i pić wino niż brać się do roboty - mówi przedsiębiorca. Pracodawcy narzekają również na odpływ pracowników za granicę. Jeden z zatrudnianych przez Tadeusza Długołęckiego budowlańców niedawno wyjechał do Niemiec. Dla niewielkiej, zatrudniającej kilka osób firmy, stanowi to już obecnie spory problem.

- Z kolei niedawno zgłosił się chętny do pracy, ale zastrzegł, że popracuje u mnie tylko 2, 3 miesiące, bo czeka na wyjazd - opowiada Długołęcki. Izabela Rygielska, prowadząca gospodarstwo ogrodnicze w ciągu dwóch lat straciła w ten sposób trzech pracowników. Ona również narzeka na kłopoty ze znalezieniem chętnych do pracy w sezonie letnim. Tymczasem ze statystyk szczycieńskiego PUP wynika, że na jedną ofertę pracy skierowaną do ogrodników przypada 26 osób.

- Chciałabym mieć te 26 osób, żeby móc sobie wybrać najlepszego kandydata - wzdycha Izabela Rygielska. Jan Dąbrowski przyznaje, że masowe migracje Polaków za granicę z pewnością należą do decydujących czynników mających wpływ na rynek pracy. Dyrektor PUP uważa zjawisko wyjazdów za całkowicie naturalne. Za podobną pracę na Zachodzie dostaje się 4-5 razy wyższą wypłatę. Z kolei polscy pracodawcy narzekają, że w kwestii wysokości wynagrodzeń dla pracowników mają związane ręce. Do podnoszenia wypłat skutecznie zniechęcają ich wysokie podatki oraz składki na ubezpiecznie. Obciążenie z tego tytułu w wielu przypadkach równa sie temu, co osoba zatrudniona dostaje do ręki. - Jeśli u mnie w firmie ktoś zarabia 1600 złotych, to w sumie taka osoba kosztuje mnie 3 200. Koszty pracy są u nas ogromne - mówi Izabela Rygielska.

Wojciech Kułakowski