Rower to wspaniały środek lokomocji, pozwalający na swobodne poruszanie się po okolicy. Wystarczy kręcić nogami, głęboko oddychać, a ów pojazd powiezie nas w siną dal. Przez pięć lat kręcenia zwiedziliśmy wiele miejsc, przeżyliśmy też moc przygód, ale chętnie wracamy tam, gdzie już byliśmy.

Prałat z Rozóg

Muzeum maszyn rolniczych

Do oddalonych o 27 km od Szczytna Rozogów zawiodła nas ostrołęcka, ruchliwa szosa. Kolejną bytność w tej miłej miejscowości rozpoczęliśmy od postoju na kościelnym parkingu. Przysiedliśmy na ławeczkach i z zaciekawieniem patrzyliśmy na zgromadzone nieopodal maszyny rolnicze. Ta ciekawa ekspozycja, wspaniale wkomponowana w starannie utrzymaną przykościelną posesję, sugerowała, że mieszkają tu dobrzy i dbający o pamiątki przeszłości gospodarze. Właśnie nadszedł jeden z nich - sam proboszcz Józef Midura, który powitawszy naszą grupę, zaprosił na nabożeństwo. Nasz szef, Klemens, szepnął jeszcze proboszczowi na ucho, by przypadkiem na początku nic nie wspominał o naszej obecności w kościele, bo parafianie będą nas obserwować. Ale prawda jest taka, że zawsze jesteśmy lustrowani - sprawiają to nasze turystyczne stroje.

Niespełnione przyrzeczenie

Rozpoczęło się nabożeństwo, w którym obok licznej rzeszy wiernych, uczestniczył też siedzący tuż obok ołtarza na wózku inwalidzkim ksiądz prałat Bolesław Pętlicki. Jest to bardzo ważna i wielce zasłużona postać dla społeczności katolickiej nie tylko Rozogów. Liczący 83 lata prałat w maju 2003 roku obchodził 50. rocznicę święceń kapłańskich. Przez wiele lat był proboszczem w Klonie, a od 1981 roku proboszczem w Rozogach. Obecnie mieszka w tej miejscowości i z zadowoleniem patrzy na poczynania swojego następcy.

Parafianie zgodnie twierdzą, że był dobrym, sprawiedliwym, skromnym i bardzo mądrym duszpasterzem. Opowiadają, że gdy wiele lat temu wędrował do Klonu, by objąć tamtejszą parafię, przechodził przez Rozogi i tęsknie spojrzał na stojący tam okazały kościół - wówczas ewangelicki. O swoich pragnieniach mówił wielokrotnie, złożył też przyrzeczenie, że jeśli pozyska świątynię dla katolików, to drogę z Klonu do Rozogów pokona na... kolanach. Modlitwy zanoszone do Boga oraz osobiste zabiegi księdza Bolesława Pętlickiego sprawiły, że ewangelicki kościół w Rozogach w 1977 roku przejęli katolicy. Wspomnianego przyrzeczenia ksiądz Pętlicki nie spełnił - nie pozwoliła na to choroba. Wprawdzie nikt nie wymagał takiej ofiarności, ale honorowy proboszcz o zwolnienie z przyrzeczenia wystąpił do biskupa i otrzymał je.

Ksiądz bramkarz

Nie tylko o przysiędze prałata Bolesława Pętlickiego pamiętają ludzie, opowiadają też o jego zachowaniach i ulubionym sporcie, czyli piłce nożnej. Zawsze podczas odpustu, jeszcze w czasach proboszczowania w Klonie, obowiązkowo rozgrywano mecz na boisku, które odpowiednio przygotowały księżowskie owieczki. A na bramce zawsze stawał, szeroko rozkładając sutannę, sam proboszcz, śmiejąc się z daremnych zabiegów strzelenia gola, bowiem piłka za każdym razem ginęła w zwojach materiału.

Latem lekcje religii też poprzedzały zmagania z piłką. Ksiądz Pętlicki wsiadał na rower i jechał do Białego Gruntu, Konrad, Kiliman, Wilamowa, czy też Czajek, bo tam czekały spragnione zabawy z nim dzieciaczki. Po rozegranym meczu z księdzem-przyjacielem przychodził czas na naukę o Bogu.

Promienny uśmiech prałata

Te wszystkie zasłyszane wspomnienia o księdzu Pętlickim przewijały się przez moją głowę, gdy patrzyłam na siedzącą na wózku obok ołtarza inwalidzkim postać. Msza dobiegała końca, proboszcz Midura spełnił prośbę szefa "Kręciołów" i na początku nic nie wspomniał o naszej obecności, ale powiedział kilka miłych słów na zakończenie. Wierni opuścili świątynię, a ja pobiegłam za prałatem Pętlickim. Pytając go o pozwolenie na zrobienie fotografii, grzecznościowo zapytałam o zdrowie. "O zdrowie nie pytaj" - powiedział z nutą smutku w głosie. Wówczas zapytałam, czy pamięta, jak stojąc na bramce łapał w sutannę piłkę... Mocno ścisnął mi rękę, a promienny uśmiech zagościł na jego ustach.

Grażyna Saj-Klocek

2005.05.18