Wielkie brawa, to mało powiedziane. Felieton, który zamierzam dzisiaj napisać, to gigantyczna owacja na cześć pewnej artystycznej rodziny. Rodziny Wasilewskich: Ewy, Roberta, Igi i Kai - laureatów tegorocznej nagrody Juranda.
To był wstęp, a teraz zacznijmy od początku. W czwartek byłem w sali widowiskowej szczycieńskiego MDK, na rozdaniu statuetek Juranda. Pośród innych laureatów nagrodzono muzyczny, rodzinny zespół państwa Wasilewskich. O współlaureatach zapewne będziemy mogli poczytać we wszystkich szczycieńskich periodykach. Ja natomiast mam ochotę napisać kilka słów o nagrodzonych muzykach, a to dlatego, że mieli oni okazję wystąpić podczas jurandowej gali, a ja miałem okazję posłuchać ich i… wpadłem w zachwyt. A nieczęsto zdarza mi się coś takiego.
Oboje rodziców, czyli Ewę i Roberta, znam od kilkunastu lat. Fascynowało ich w muzyce tradycyjne, folklorystyczne brzmienie. A mnie fascynował Ich zapał twórczy. Najpierw kibicowałem powstałej w roku 2000 Sielskiej Kapeli Weselnej, później nowemu zespołowi Wasilewskich –„Transkapela” (nagroda Polskiego Radia za najlepszą płytę folkową w roku 2005). Grał z Wasilewskimi nestor harmonistów pedałowych Stanisław Młynarski, a także cymbalista Stanisław Ciukszo. Podczas aktualnej, jurandowej gali Robert Wasilewski zaprezentował, co to właściwie są owe „jankielowskie” cymbały, a także zaskoczył publiczność muzycznym fragmentem wykonanym na drumli, czyli takiej brzęczącej blaszce w oprawie, którą trzyma się w ustach. Ale nie o „ojcach” rodu chciałem dzisiaj napisać, a o ich dzieciach.
Zapamiętałem, sprzed lat, dwie dziewczynki nieodmiennie towarzyszące twórczości rodziców. Było czymś oczywistym, że wyrosną z nich artystki. Taka to rodzina.