W „KM” nr 12/07 w artykule pt. „Kostka przy cmentarzu” pisaliśmy o inwestycji związanej z modernizacją ul. Mazurskiej i przyległego do niej parkingu pod cmentarzem. Obecnie, wszak Wszystkich Świętych za pasem, roboty zbliżają się do końca. Ba, okoliczni mieszkańcy nie są zadowoleni z dotychczasowych efektów. Przy czym nie chodzi o jakość prac czy temu podobne aspekty, ale o... kamienie. Otóż nie tak całkiem dawno temu ni stąd ni zowąd u wylotu ul. Mazurskiej do ul. Śląskiej pojawiły się wielkie polne głazy - fot. 1.

Przycmentarne głazy

- Co to ma znaczyć i dlaczego wjazd w tę ulicę został odcięty? - dziwi się Zdzisław Halamus, mieszkaniec nieodległej ul. Mrongowiusza.

„Kurek” udał się do Urzędu Miejskiego, aby wyjaśnić ową małą „aferkę”. Wszak głazy faktycznie bronią wstępu w tę ważną przecież ulicę, a ponadto stanowczo nie są ozdobą tego miejsca.

BRAK ZGODY

Co się okazuje? Ano już w fazie projektu całości prac Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Olsztynie nie zgodziła się na to, aby istniała tędy komunikacja między przycmentarnym parkingiem, a ul. Śląską.

- Wjazd od tej strony miasta na plac postojowy ma odbywać się tylko i wyłącznie z ulicy Mrongowiusza nowo poprowadzonym traktem biegnącym wzdłuż płotu okalającego nekropolię - orzekli znawcy ruchu drogowego z GDDKiA, co obrazuje fot. 2.

Motywowano to względami bezpieczeństwa - w miejscu starego węzła drogowego krzyżowało się aż sześć ulic! (Mrongowiusza, Sybiraków, Mazurska, Śląska oraz Gizewiusza). No, a jak ktoś ma samochód, to nadłożenie kilkudziesięciu metrów, by wjechać na parking nie powinno stanowić jakiegokolwiek problemu. Co zaś się tyczy kamieni, to te zostały tu ułożone z bardzo prozaicznego powodu, czyli znanej powszechnie niesubordynacji kierowców.

- Przewidując, że lekceważyliby oni zakaz wjazdu w ul. Mazurską, gdyby stał tu zwykły znak zakazu wjazdu, uciekliśmy się do bardziej radykalnych metod - wyjaśnia sprawę inspektor Wiesław Kulas z UM.

KŁOPOTY PIESZYCH

W przyszłości, lecz trudno określić dokładnie kiedy ma powstać rondo, które radykalnie i już ostatecznie zmieni organizację ruchu pod cmentarzem. Wtedy wszyscy użytkownicy dróg oraz piesi będą usatysfakcjonowani. Teraz bowiem ci ostatni, mimo modernizacji ul. Mazurskiej, mają spore kłopoty. Popatrzmy na taki oto obrazek, który wyjaśni problem lepiej niż słowa - fot. 3.

Oto poboczem szosy-ulicy, jaką jest trakt Mrongowiusza idą sobie piesi. Nawet mama pchająca wózek z dzieciaczkiem, a obok śmigają samochody. Każdy zauważy, że nie jest to bezpieczne. Niestety, chodnik przy ul. Śląskiej skręca w ul. Mazurską, zaś dalej w kierunku siedziby oddziału GDDKiA brak jego kontynuacji, czyli radź sobie pieszy sam, jak umiesz. Pomysł na wybudowanie chodnika jest. Po prawej stronie ul. Mrongowiusza, od strony nowej części cmentarza biegnie przydrożny rów - fot. 4.

- Wystarczyłoby wpuścić weń rurę odprowadzającą wody opadowe, po czym zasypać i przykryć to kostką brukową - mówi Wiesław Kulas.

Niby to proste, ale wszystko rozbija się o pieniądze i o to, czy temat podejmą radni. Przy czym można by tu negocjować z GDDKiA o współfinansowanie, z czym już niejednokrotnie mieliśmy w Szczytnie do czynienia.

PS.

We Wszystkich Świętych i na Zaduszki organizacja ruchu w wyżej opisywanym rejonie ulegnie jednak zmianie. Będzie możliwy wjazd w ul. Mazurską z ul. Śląskiej (kamienie zostaną przesunięte), co powinno ucieszyć zmotoryzowanych.

"KUREK" w WILNIE

Gdzież to już „Kurek” nie bywał. Ostatnio pojechał do Wilna wraz z uczniami ZS nr 1 im. Stanisława Staszica na szkolne zagraniczne wojaże. Opiekunką grupy była m. in. Elżbieta Minksztyn, nauczycielka języka polskiego. Jak widzimy na zdjęciu - fot. 5, „Kurek” był czytany gromadnie pod pomnikiem Adama Mickiewicza (4,5 m wysokości - granit) w Wilnie. Monument autorstwa Gedyminasa Jokubonisa odsłonięto w kwietniu 1984 r. Co ciekawe, w 1996 r. dookoła postumentu dodatkowo umieszczono granitowe płyty z przedwojennego, niedokończonego pomnika Mickiewicza dłuta Henryka Kuny, przedstawiające sceny z „Dziadów”.

PS.

Kto to był Adam Mickiewicz wie każdy, ale już mało kto orientuje się, że nasz wielki wieszcz wywodził się z dość awanturniczego i bitnego rodu szlacheckiego pieczętującego się herbem Poraj (srebrna róża), którego zawołaniem bitewnym był okrzyk „Rymwid”. Tak przynajmniej zeznawali w sądzie szlacheccy deputaci, kiedy to 1787 niejaki Janiszewski pozwał rodzinę Mickiewiczów za rzekome przywłaszczenie sobie tytułu szlacheckiego. W razie jego wygranej Mickiewiczowie zostaliby obróceni w chłopstwo pańszczyźniane. Tak się jednak nie stało, Janiszewski przegrał, zatem przed Adasiem, który przyszedł na świat w 1798 r. nie wisiało już widmo tyrania na pańskim polu przynajmniej dwa razy w tygodniu. Jako wolny szlachcic mógł się tedy bez reszty poświęcić poezji, ze znanym powszechnie skutkiem. Ponadto, jak widać, pieniactwo i włóczenie się po sądach, to w narodzie obyczaj nie całkiem nowy.

ZAPRZYJAŹNIONE GOŁĄBKI

Zapalonego działkowca Stanisława Stefanowicza z ul. Lanca ostatnimi czasy często odwiedzają dzikie gołąbki.

- Właściwie nie ma dnia, aby nie gruchały one na moim balkonie - opowiada „Kurkowi”, a jako dowód pokazuje stosowne zdjęcie - fot. 6. Częste wizyty spowodowały, że ptaki tak przyzwyczaiły się do domowników, iż jedzą im obecnie nawet z ręki. Trzeba bowiem wiedzieć, że synogarlice, inaczej zwane sierpówkami, zjadają, i owszem, jak przystało na ptaki najrozmaitsze nasiona, ale uwielbiają też resztki pokarmu człowieka.

Z tego powodu starają się żyć obok nas, a w ogóle jest to tzw. gatunek inwazyjny, który zasiedla coraz to nowe obszary. Macierzystą krainą synogarlic jest Południowa Azja i Afryka, skąd powoli i właściwie na naszych oczach rozprzestrzeniają się na cały świat. Jeszcze przed wojną nikt w Polsce sierpówki nie widział. Po raz pierwszy w naszym kraju pojawiła się maju 1940 pod Oleśnicą, zaś pierwsze gniazda zauważono w 1943 r. w Lublinie i Tarnowie. Z kolei na Mazury przybyła dopiero w latach sześćdziesiątych. Obecnie ptaki te opanowały już Anglię i inne regiony Europy.