We wsi Trelkowo, choć kończy się już pierwsza dekada września, w gnieździe obok przystanku autobusowego wciąż przebywa trójka bocianów. Niepokoi to mieszkańców wsi, którzy obawiają się, że te piękne ptaki nie zdołają przeżyć zbliżającej się zimy i gdy nastaną mrozy zginą głodową śmiercią.
Wszystko zaczęło się od tego, że spóźniona para młodych boćków próbowała osiedlić się w zajętym już gnieździe. Ptaki przepędzone przez starsze osobniki, podjęły próbę zbudowania własnego gniazda, całkiem niedaleko, bo na pobliskim słupie energetycznym obok przystanku autobusowego. Początkowo szło im to bardzo nieporadnie. - Kiedy przyniosły jakieś gałązki i próbowały je układać, to te zaraz spadały – relacjonują naoczni świadkowie. Młoda para jednak nie rezygnowała i uparcie znosiła różne patyki oraz siano, aż wreszcie budowa została ukończona i samica mogła złożyć jajka. Niestety młode wykluło się zbyt późno. Kiedy w połowie sierpnia wszystkie bociany odleciały do Afryki, młody pisklak z gniazda obok przystanku dopiero stawał na nogi. Nawet obecnie, choć wielkością dorównuje rodzicom, tylko macha skrzydłami, nie potrafiąc wzbić się w powietrze i zamiast klekotać, popiskuje, jak nieopierzone pisklę. Bardzo to martwi mieszkańców Trelkowa. Część z nich zaczyna już wątpić, czy młody bociek kiedykolwiek nauczy się latać. Z kolei inni obawiają się, że jeśli nawet zdoła wzbić się w powietrze, to i tak choćby z pomocą rodziców nie znajdzie drogi do Afryki. - Ptaki są zbyt młode i niedoświadczone, aby odbyć podróż przez Morze Śródziemne - uważają ci bardziej pesymistycznie nastawieni mieszkańcy Trelkowa. Aby zaradzić najgorszemu, miejscowa społeczność za naszym pośrednictwem skontaktowała się z Urzędem Gminy Szczytno. Sprawą od razu zajął się Krzysztof Fajbuś, kierownik referatu Rozwoju Lokalnego, Gospodarki Przestrzennej, Ochrony Środowiska i Promocji Gminy Szczytno. Wykazuje on więcej optymizmu niż niektórzy miejscowi. - Kiedy młody zostaje w gnieździe sam, a rodzice odlatują, wtedy bez wątpienia skazany jest na zagładę. W Trelkowie mamy jednak sytuację inną, bo rodzice pozostali. Sądzę, że jak nauczą młodego latać, wówczas odlecą całą trójką - wyraża swoją nadzieję Krzysztof Fajbuś. Ale i tak gmina, gdyby ptaki nie odleciały, przygotowana jest na ewentualność ewakuowania ich z gniazda. Według prawa wszelka dzika zwierzyna jest własnością Skarbu Państwa, reprezentowanego w tym przypadku przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Olsztynie. Ta jednak nie bardzo kwapi się do działania, więc Krzysztof Fajbuś wziął na swoje barki odpowiedzialność za los ptasiej rodzinki. Obecnie przygotowane są dwa alternatywne rozwiązania. Gdyby boćki nie odleciały zostaną przekazane albo fundacji „Albatros” z Bukwałdu, która statutowo zajmuje się opieką nad dzikimi zwierzętami, albo do Mazurskiego Parku Krajobrazowego „Krutyń”, który posiada schronisko dla bocianów w Kadziłowie. Żeby nie przegapić właściwego momentu, sytuację w gnieździe codziennie kontroluje sołtys Adolf Pasztaleniec, w czym pomagają mu pozostali mieszkańcy wsi.
M.J. Plitt