Niedawno powołana w Jeleniowie świetlica środowiskowa zawiesiła swoją działalność. Prowadząca ją nauczycielka miała już dosyć skandalicznych warunków, w jakich odbywały się zajęcia.
Co mają robić dzieci i młodzież w małych wsiach, gdzie nie ma ośrodków kultury ani żadnych kółek zainteresowań? Ten problem od dłuższego czasu nurtował mieszkańców Jeleniowa. Cel, jaki sobie postawili, to znalezienie miejsca, w którym ich pociechy będą mogły pożytecznie spędzać czas.
Do tego idealnie nadawały się pomieszczenia w dawnym budynku szkolnym, które na życzenie mieszkańców udostępniły władze gminy. Od czerwca br. w zajęciach świetlicowych, trwających dwie godziny w tygodniu uczestniczyło ponad dziesięcioro dzieci.
Nie przeszkadzało im nawet, że nie mają czym malować, ani czym się bawić. Zaakceptowały nawet, licząc na rychłą poprawę, kiepskie warunki - stare ławki i krzesła, drewniane, niepomalowane podłogi, cuchnące wilgocią pomieszczenie. Tak bowiem wygląda lokal, który gmina przeznaczyła na świetlicę.
- Nie było żadnych gier, magnetofonu, zabawek. Dzieci malowały palcami, ponieważ nie miały pędzelków. Nie było też papieru, więc przywoziłam taki szary ze sklepów - opowiada prowadząca zajęcia nauczycielka Elżbieta Szulborska.
Mimo to starała się robić z dziećmi zawsze coś ciekawego. Wychodzili na spacery, poznawali piękno okolicznych miejsc, grali w piłkę na boisku i organizowali zabawy.
W końcu po trzech miesiącach cierpliwość jej i uczestników zajęć została wyczerpana.
- Jak długo można prowadzić zajęcia, nie posiadając praktycznie żadnych pomocy. Na stanie świetlicy, oprócz starych ławek, znajdowało się jeszcze tylko wiadro podarowane przez sołtysową - żali się pani Elżbieta.
Od września świetlica została zamknięta z powodu braku wychowawcy. Pani Szulborska nie przedłużyła umowy z gminą. Wstydziła się, że nie może swoim wychowankom zapewnić żadnych atrakcji.
- Już wkrótce zajęcia będą znów się odbywały, musimy podpisać umowę z panią, która je poprowadzi - zapewnia nas Barbara Kilijańska z Urzędu Gminy w Dźwierzutach.
OBIECANKI CACANKI
Zakupów wyposażenia gminne plany jednak nie przewidują. Dzieci znów usiądą przy starych i pustych ławkach. Co na to władze gminy?
Przewodniczący rady Krzysztof Sawicki, jeden z pomysłodawców powołania świetlicy twierdzi, że wszystkie potrzebne rzeczy do prowadzenia w niej zajęć już są.
- Staram się pomagać - twierdzi przewodniczący Sawicki, który jest mieszkańcem wsi.
Inny radny, Leszek Dec wspomina o publicznie złożonej obietnicy przez Sawickiego.
- Pamiętam, jak na jednej z sesji przewodniczący deklarował, że będzie przeznaczał 200 złotych m.in. na doposażenie sali - mówi Dec. - Uzbierała się już pewnie z tego niezła kwota - ironizuje radny.
Istotnie, na chęciach i zapewnieniach jak na razie wszystko się skończyło. "Kurek" odwiedził dzieci w sierpniu. Prócz mazaków, starych farbek i wiadra podarowanego przez sołtysową w świetlicy nie było nic, co mogłoby im służyć...
Joanna Radziewicz
2005.10.19