W poprzednim numerze „KM” pisaliśmy m. in. o nowo budowanym parkingu samochodowym obok hotelu „Krystyna” i o tym, że powstał tam rozległy wykop, który był otoczony nawet ostrzegawczą taśmą, ale jacyś wandale ją zerwali. Po naszej interwencji wykonawca robót ponownie oznakował teren prac, ale i tym razem nie na długo. Dwa dni później z ostrzegawczej taśmy pozostały bowiem tylko fragmenty. Cholerni wandale dali znać o sobie także kawałek dalej, tuż nad brzegiem małego jeziora, w nowym parku. Popatrzmy na takie oto zdjęcie - fot. 1.
Na fotografii widać parkowe ławeczki i niby wszystko jest w porządku, ale nie do końca. Pomiędzy tymi sprzętami powinny bowiem stać dwa kosze. Gdzie się one podziały? Cóż, nie trzeba ich daleko szukać - pławią się w wodzie pomiędzy kaczuszkami - fot. 2. Parę metrów dalej widać jeszcze dwie następne betonowe obudowy parkowych śmietników. Te są całkowicie pogrążone w toni, bo tak daleko zostały rzucone. Jakieś beznadziejne typy siłują się z koszami zamiast wystartować w zawodach strongmenów (może zyskaliby wówczas poklask). Cóż, mięśnie może i mają rozwinięte, ale w głowach, niestety, jak w tych koszach - śmietnisko.
WITACZ BEZ PARTNERSTWA
W mieście przybywa klenczonowskich akcentów, bo oprócz pomnika pod MDK-iem i pamiątkowej tablicy na domu rodzinnym muzyka mamy jeszcze witacze z portretem i gitarą Krzysztofa, a oprócz tego najnowsze dzieło - rzeźbę parkową, o której piszemy w innym miejscu. Jeśli zaś chodzi o witacze, to jeden z nich, ten stojący u zbiegu szos olsztyńskiej i nidzickiej, nosi, niestety, także ślady wandali. Choć jest wysoki, to jednak do jego dolnych partii można sięgnąć ręką, no i stało się - nazwy miast partnerskich zostały z witacza zerwane - fot. 3.
WYKOPALISKA
Powracając zaś do przyparkowego parkingu i wykopów z nim związanych, to jeden z mieszkańców naszego miasta, pan Stanisław Dąbrowski, spacerując po okolicy, zajrzał do środka.
Coś tam na kształt rurki wystawało z ziemi, więc postanowił przyjrzeć się rzeczy z bliska. Wówczas okazało się, że jest to mocno skorodowana lufa od jakiejś broni palnej. Znalezisko zachęciło go do dalszej penetracji, co dało owoce w postaci szeregu innych ciekawych, choć już dużo mniejszych przedmiotów. Wśród nich znalazły się rozmaite buteleczki, całkiem stare i współczesne, ale już zapomniane, bo po... atramencie do wiecznych piór. Ponadto, co zaciekawi smakoszy piwa, porcelanowe kapsle z przedwojennego browaru braci Daum - fot. 4. Napis, choć częściowo zatarty, łatwy jest do odszyfrowania. Jak wiadomo, szczycieński browar zwany też zamkowym zbudował A. Daum w 1892 r., ale szefował mu krótko, bo do roku 1898. Jego następcą był Friedrich Daum (1898 r. - 1907 r.), a po nim nastał Walter Daum (1907 - 1945), stąd literka „W” na kapslu. Jako ciekawostkę dodajmy, że tego typu zamknięcia zwane są wśród kolekcjonerów porcelanką i jak oni twierdzą, okrągłymi zamykano butelki zawierające piwo, a kanciastymi napoje orzeźwiające typu oranżada (na aukcjach staroci ich cena przekracza nawet 20 zł). Z kolei przedwojenne szczycieńskie butelki posiadały, jak i dzisiejsze, etykiety, a bywały one w różnych kształtach, czy to krawacika, czy to prostokąta - fot. 5. (zdjęcie pochodzi ze strony www.ehmsammler.de).
KOLOSALNE KOŹLARZE
Lato powoli odchodzi, ale aura jest nadal przyjemna, co sprzyja wyprawom do lasu. I właśnie całkiem niedawno pan Władysław Bałdyga, mieszkaniec Szczytna wybrał się w przyolszyńskie knieje, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma tam grzybów. Bywał bowiem w lesie na początku lipca, ale wówczas nic praktycznie nie znalazł. Tym razem było jednak zupełnie inaczej. Ledwie wszedł między drzewa, zaraz wypatrzył sterczące wysoko ponad ściółkę wspaniałe koźlarze, które wnet trafiły do koszyka. Największy miał ok. 22 cm średnicy - fot. 6.
- Były zdrowe i twarde, nie jakieś tam kapcie i zaraz zostały ususzone - cieszy się pan Władysław. Nie jest on jakimś zapalonym grzybiarzem, choć od czasu do czasu, i owszem, lubi wpaść do lasu. Jednak prawdziwa jego pasja to pszczelarstwo. Kiedyś miał sporą pasiekę z 60 ulami, teraz, gdy siły już nie takie, ale aby nie nudzić się na emeryturze, pozostawił sobie ich dziesięć.
BOCIEK ORYGINAŁ
W poprzednim numerze „KM” pisaliśmy o boćku samotniku z Burdąga, który nie wiedzieć z jakich powodów nie odleciał ze swoimi pobratymcami do ciepłych krajów i nadal gniazduje we wsi. Tymczasem w ubiegłą środę podobnego boćka samotnika widziano w... Szczytnie. Siedział on sobie na dachu bloku stojącego przy ul. Solidarności 6, pomiędzy ciekawskimi kawkami. - fot. 7.
Nazajutrz, jak poinformowali nas czytelnicy, ów bociek wypasał się na... Małej Bieli, tuż pod gwarnym i ludnym targowiskiem, budząc powszechną sensację. Kiedy zjawiliśmy się tam, niestety, gdzieś już zdążył odlecieć. Ciekawe, czy jeszcze zobaczymy go na miejskim terenie.