Kilka dni temu redakcję odwiedził pan Ryszard Jeziorny mieszkający przy ulicy Pomorskiej. Jest to dość długa i dziwna ulica, bo do jej początkowego odcinka nie przylega żadne zabudowanie, a jedynie jakieś łąki i ugory. Dopiero daleko za nimi, po pokonaniu około 300 m widać pierwsze domki - fot. 1.
Ulica, co widać na zdjęciu, ma jedynie nawierzchnię gruntową, no i brakuje, niestety, chodników.
Pan Ryszard skarżył się w redakcji, iż nawierzchnia mocno pyli, zwłaszcza kiedy poruszają się po niej samochody. Kiedy wraz z żoną w niedzielne poranki zmierza do kościoła, pokonując pieszo ponad 300 m, jego oraz małżonki buty wyglacowne na połysk, jak i zresztą cała odzież wnet pokrywają się kurzem wzniecanym przez przejeżdżające auta.
- No i jak pokazać się potem na mszy. Tuż pod kościołem muszę otrzepać się z kurzu, wyczyścić buty, wszak inaczej nie wypada wejść do świątyni - dzieli się swoimi kłopotami z redakcją.
No tak, można tylko współczuć, ale przy okazji budzi się i taka refleksja: A czy to nie lepiej byłoby zamiast odwiedzać redakcję, udać się prosto do ratusza i tam przedstawić urzędnikom swoje problemy? Może w ten sposób szybciej dałoby radę cokolwiek załatwić...
Ba, problem w tym, że pan Jeziorny nieraz składał wizytę w UM, ale nic nie wskórał.
Przed czterema laty, kiedy nie było tu jeszcze kanalizacji, nawierzchnia ulicy, choć także gruntowa, była jednak, zdaniem pana Jeziornego, jakaś twardsza, bo tak nie pyliła. Dopiero po założeniu kolektora sanitarnego jej stan znacznie się pogorszył. Teraz mieszkaniec chciałby w sumie niewiele, zbudowania dwóch, trzech progów zwalniających oraz wprowadzenia ograniczenia prędkości dla samochodów - tylko tyle.
WARUNEK PODSTAWOWY
"Kurek" nastawiony nie aż tak minimalistycznie, usiłował wysondować, czy może w grę wchodzić wyasfaltowanie ul. Pomorskiej. Zwróciliśmy się więc do Stefana Piskorskiego szefa Spółki Wodno-Ściekowej "Sawica".
Oto, co usłyszeliśmy:
- Jako takiej burzówki wzdłuż ul. Pomorskiej nie ma. Jest tam wykonany kolektor odpływowy, ale są to tylko biegnące pod ziemią rury, nie ma wyprowadzonych na powierzchnię studzienek, ani kratek ściekowych. Te elementy wykonać można dopiero wówczas, kiedy na ulicy pojawi się nawierzchnia asfaltowa.
Tak oto kółko się zamyka. Nie może być na ul. Pomorskiej asfaltu, gdyż burzówka pozostaje niedokończona, a nie można sfinalizować jej budowy, no bo nawierzchnia nie jest... bitumiczna.
TAJNA ULICA
Podczas penetrowania ul. Pomorskiej w poszukiwaniu zasypanych rzekomo kratek i studzienek burzowych, mających odprowadzać wody opadowe, "Kurek" natknął się na tajną ulicę - fot. 2.
Tuż przed posesją nr 8 odchodzi w bok, oznaczona białą strzałką na fot. 2, krótka uliczka kończąca się gdzieś w polu. Niestety, u jej wlotu nie ma żadnej tabliczki z nazwą, więc nie wiadomo, co to za trakt. Ale, ale... bo w głębi tej tajemniczej uliczki stoi osamotniona, nieduża, ale zgrabna posesja. Na ozdobnym napisie dekorującym jej ścianę widzimy taką oto tabliczkę - fot. 3.
SUPERKANIA
Hanna Wilczek, mieszkanka Szczytna, znalazła olbrzymią kanię w okolicach Siódmaka, na tamtejszych łąkach. Wysoka na pół metra z okładem stała sobie pośród niskich traw i było ją widać z bardzo daleka. No to za trzonek i grzyb trafił do kosza. Obok stały mniejsze niedorostki, których pani Hania już nie zebrała.
Okaz, którego kapelusz mierzył 48 cm średnicy zademonstrowała redakcji - fot. 4.
Kanie, jako jedne z nielicznych grzybów, mogą rosnąć bez sąsiedztwa drzew, żyją bowiem w symbiozie z trawami łąkowymi. Jak wszyscy wiemy, są niezwykle smaczne i na ogół przyrządzamy je w formie kotleta (panierowanego lub nie). Kanie można też suszyć, by później, czyli zimą wykorzystać je, ale nie tak, jak myślicie Szanowni Czytelnicy. Nie jako proszek - przyprawę do sosów czy zup, a... ulubiony kotlet. Suszy się po prostu całe co większe kapelusze (idzie to bardzo szybko). Gdy nastaną mrozy, wyciągamy je ze spiżarni i... moczymy w mleku. Kiedy napęcznieją, trzeba obtoczyć kapelusze w panierce i hop! na patelnię. Tak oto uzyskamy przepyszne kulinarne wspomnienie lata oraz jesieni!
Z kolei małe okazy, z nierozwiniętymi kapeluszami, świetnie nadają się do marynowania - są i w takiej postaci znakomite.
ZNAKOWA PUŁAPKA
Przy ul. 3 Maja stoi apteka. Kiedy dojeżdżamy do niej od strony ul. Ogrodowej, zauważamy, że wjazd opatrzony jest znakami zakazu parkowania - fot. 5.
Wedle tego, co oznajmia umieszczona pod znakiem tabliczka, zakaz ów nie dotyczy chodnika, no i w porządku. A skoro tak, to i kierowcy, którzy pozostawili swoje maszyny na trotuarze nie złamali żadnych przepisów.
Teraz jednak spróbujmy dostać się do apteki od strony ul. Odrodzenia. Także i tu stoi taki znak zakazu, jak opisywany wcześniej - fot. 6.
Sytuacja niby identyczna do poprzedniej... ale i zarazem nie identyczna.
Tutaj mamy bowiem do czynienia z zatoczką parkingową, która chodnikiem nie jest, a zatem i tak parkować w niej można, ergo tabliczka pod znakiem jest zbędna, chyba że dotyczy dalszej części chodnika, tego za zatoczką.
Ale to jeszcze nie wszystko. Znak stoi bowiem w dość niefortunnym miejscu. Kierowcy nadjeżdżający do apteki od strony ul. Odrodzenia widząc go i tabliczkę pod spodem, oznajmiającą, że parkować można tylko na chodniku, zaraz wjeżdżają w zatoczkę. Tego jednak robić im nie wolno! Dlaczego?
- Parkowanie w zatoczce dla wjeżdżających w nią od strony ul. Odrodzenia możliwe jest jedynie po przekroczeniu podwójnej linii ciągłej namalowanej w osi jezdni. Taki proceder jest, niestety, zakazany - wyjaśnia "Kurkowi" znany ekspert od ruchu drogowego, instruktor jazdy Stanisław Drężek (patrz strzałka na fot. 5).
2006.09.13