Pani redaktor
Ewa Kułakowska
W dniu 17 maja wystąpiłem z wnioskiem, zgodne z ustawą z dnia 21 stycznia 1988 roku o Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (Dz.U.Nr 2 poz.2) do Wojewódzkiego Komitetu, którego przewodniczącym jest Wojewoda Warmińsko-Mazurski, o wydanie opinii dołączając między innymi życiorys Richarda Andersa. Wojewoda, działając na mocy wymienionej ustawy, przesłał wniosek do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie. Komitet w Warszawie stwierdził, że przesłane materiały są niewystarczające i wniósł do Wojewody o uzupełnienie dokumentów. Wojewoda, pismem z dnia 2 sierpnia poinformował mnie o decyzji Rady w Warszawie jednocześnie wskazując, "że podejmowanie samodzielnych inicjatyw i działań różnych środowisk i instytucji, w zakresie upamiętniania historycznych wydarzeń, miejsc oraz postaci w dziejach walk i męczeństwa Narodu Polskiego, a także innych narodów na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, jest niezgodne z obowiązujšcymi przepisami".
Urząd Miejski przystąpił do szczegółowego opracowania życiorysu Richarda Andersa, który wraz z sondażem opinii publicznej uzyskanym na stronie internetowej "KM" przesłałem w październiku do Wojewody. Na początku grudnia otrzymałem odpowiedź z negatywną opinią w sprawie tablicy upamiętniającej Richarda Andersa. To tyle, odnośnie przeprowadzonego postępowania urzędowego.
Natomiast, moim zdaniem, nie może być w Państwie Polskim dwóch polityk (polityki rządowej i polityki samorządowej) w jednej sprawie - sprawie polityki zagranicznej. Samorząd terytorialny uczestniczy w sprawowaniu władzy publicznej (Art. 16 Konstytucji RP), jest to jednocześnie zaszczyt i zobowiązanie. W tym przypadku, zobowiązanie do respektowania stanowiska instytucji państwowej, jaką jest Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Nie uważam za stosowne, choć nie złymi emocjami podyktowane, wypowiedzi porównujące retorykę Rady ze słownictwem PRL.
Dalej, czy tak naprawdę mamy w historii mało pozytywnych działań na rzecz lokalnej społeczności? Na pewno mamy bardzo mało dobrej edukacji i popularyzacji historii Mazur. Może w tym przypadku warto zacząć od umieszczenia w parku tablicy informacyjnej w języku polskim z takim napisem:
Park Miejski
założony w roku 1906
Przez Richarda Andersa
Przemysłowca
(1853-1934)
Poniżej ikony graficzne gatunków drzew parkowych z nazwami.
W podpisie wymieniony byłby fundator tablicy.
Oprócz tego rodzaju tablic warto by się pokusić o przedsięwzięcie o wiele większe. Mam na myśli stałą wystawę historii Mazur jako instytucję edukacyjną, umieszczoną w Szczytnie, a służącą całemu naszemu regionowi i nie tylko. Mamy stary historyczny obiekt po byłej oczyszczalni ścieków (pomnik kultury przemysłowej). Skoro jest lokalizacja i są fundusze unijne, to czy znajdą się chętni ludzie do tego dzieła? Jestem przekonany, że tak i to po polskiej, i niemieckiej stronie.
Co sądzą o tym Czytelnicy, Pani redaktor, nasze stowarzyszenia i instytucje historyczne?
Pozdrawiam
Paweł Bielinowicz
Szanowny
Panie Burmistrzu!
Dziękuję za powyższe wyjaśnienia oraz propozycję związaną z upamiętnieniem Richarda Andersa. Obawiam się jednak, że panująca obecnie wokół tej sprawy atmosfera nie sprzyja jakimkolwiek inicjatywom służącym uczczeniu tej zasłużonej dla Szczytna postaci. Skoro bowiem w parku nie ma miejsca nawet dla skromnej tablicy z kamienia, to czy ktokolwiek zgodzi się na to, by powstała tu zaproponowana przez Pana tablica informacyjna? Przecież jednoznaczna opinia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie pozostawia wątpliwości - niemiecki przemysłowiec nie zasługuje na jakiekolwiek upamiętnienie.
Nie kwestionuję tego, że podjęte przez Pana procedury były zgodne z prawem. Nie zamierzam polemizować także ze stanowiskiem Rady Pamięci, choć osobiście podzielam poglądy dotyczące niemieckiego fabrykanta wyrażone w moim artykule przez historyków - Monikę Ostaszewską-Symonowicz i profesora Grzegorza Jasińskiego. W związku z Pana listem nasunęły mi się jednak pewne uwagi. Ustawa o Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa mówi, że do zadań rady należy m.in. "opiniowanie pod względem historycznym i artystycznym wniosków o trwałe upamiętnienie miejsc wydarzeń historycznych, a także wybitnych postaci związanych z dziejami walk i męczeństwa." Działalność Richarda Andersa, o której zresztą pisaliśmy wielokrotnie na łamach "Kurka", nijak się ma zarówno do walk, jak i męczeństwa. Nie wiem, czy wystąpienie z wnioskiem o opinię Rady Pamięci nie było wobec tego swoistą nadgorliwością. Pisze Pan także, że w Polsce nie powinno być dwóch polityk, rządowej i samorządowej w kwestii polityki zagranicznej. Wydaje mi się, że sprawa uczczenia niemieckiego przemysłowca w Szczytnie nie ma związku z tą ostatnią, ponieważ dotyczy historii naszej wspólnej Małej Ojczyzny, a więc nie zagranicy.
Warto pamiętać, że dzieje Szczytna nie zaczęły się w 1945 roku. Tak wmawiała nam propaganda komunistyczna, usiłująca wymazać wszystko to, co wiązało się z przynależnością tych ziem do państwa niemieckiego. Pora, aby to naprawić. Powinniśmy pamiętać o ludziach, którzy w przeszłości przyczyniali się do rozwoju naszego miasta. Ze smutkiem zauważam jednak, że w Szczytnie brakuje takich inicjatyw. Inaczej podchodzi się do tych spraw choćby na Dolnym Śląsku, gdzie pamięć o dawnych mieszkańcach zasłużonych dla regionu wciąż pozostaje żywa. Często zastanawiam się, dlaczego nasze miasto do tej pory nie upamiętniło w żaden sposób przedostatniego niemieckiego burmistrza, Ernsta Mey'a, odsuniętego od władzy przez nazistów. Kilka lat temu zmiany nazw miejskich ulic wzbudzały wśród radnych zażarte dyskusje, ale jakoś nikomu nie przyszło do głowy, by przynajmniej w tak skromny sposób oddać mu hołd.
Ze smutkiem odnotowuję również to, że w Szczytnie zapomina się także o wielu wybitnych działaczach mazurskich, takich jak na przykład związany z miastem Gustaw Leyding. Szczycimy się, że nasze miasto było w przeszłości ostoją polskości na Warmii i Mazurach. Dlaczego zatem dom przy ulicy Polskiej, w którym mieściła się redakcja "Mazura" z roku na rok popada w coraz większą ruinę, a jedynym śladem działalności pisma są coraz mniej czytelne tablice na wspomnianym budynku?
Przez lata na cmentarzu ewangelickim niszczał grób Reginy Linkowej, uwiecznionej przez Melchiora Wańkowicza w "Na tropach smętka" żony bojownika o polskość Warmii i Mazur Bogumiła Linki. Niszczałby zapewne nadal, gdyby nie to, że w 2004 roku rodzina zdecydowała o przeniesieniu szczątków na cmentarz komunalny. Podobne przykłady zaniedbań można mnożyć.
Wobec tego trudno się chyba dziwić, że tak wielkim problemem jest utrwalenie w Szczytnie pamięci o Richardzie Andersie.
Z zadowoleniem przyjmuję Pańską propozycję utworzenia wystawy dokumentującej historię Mazur. Mam nadzieję, że pomysł ten doczeka się realizacji, o ile znów nie znajdą się tacy, którym z takich czy innych względów nie przypadnie on do gustu. Czekam również na opinie naszych Czytelników.
Z poważaniem
Ewa Kułakowska
2006.01.04