Elżbieta i Edward Czarnotowie są małżeństwem od prawie trzydziestu lat. Pobrali się w 1974 roku. W kręgu rodziny i znajomych uchodzą za wyjątkowo dobraną i szanującą się parę. Z pewnością wśród szczytnian egzystuje wiele małżeństw cieszących się taką reputacją, jednak rzadko zdarza się, aby pielęgnowały one coś więcej niż tylko wspólny szacunek. Państwo Czarnotowie są przykładem, że w związku trwającym ponad ćwierć wieku, miłość, romantyzm i zgoda nie muszą być tylko pustymi słowami. Ale zacznijmy od początku.

Recepta na miłość

Pani Elżbieta miała osiemnaście lat, kiedy poznała swego przyszłego męża, on zaś - dwadzieścia. Nie było to spotkanie nad wodospadem Niagara, na plaży przy zachodzie słońca czy też w romantycznej Wenecji. Poznali się przed zwykłym blokiem, w zwykłym Szczytnie, co nie przeszkodziło jednak w rozwoju niezwykle szczęśliwego małżeństwa.

- Edek był wysokim, szczupłym brunetem - mówi pani Elżbieta - Zawsze lubiłam ten typ urody. Był dokładnie takim mężczyzną, jakiego sobie wymarzyłam.

Wkrótce okazało się, że pan Edward był uosobieniem nie tylko wszelkich zewnętrznych cech, w jakich gustowała jego przyszła żona, ale także i wewnętrznych.

- Był taki dobry, szarmancki i opiekuńczy. Dbał o mnie, zresztą, jest taki do dziś.

- Ela też mi się od razu spodobała, wiedziałem, że coś z tego będzie - rewanżuje się pan Edward.

Spędzali z sobą każdą wolną chwilę korzystając z wodnych uroków naszych rodzimych Mazur.

Minęło pół roku, gdy o pana Edwarda upomniała się armia. Czas rozłąki był dla obojga trudny do zniesienia. Zrozumieli, że więcej rozstawać się już nie chcą. Gdy wojsko "odpuściło" pobrali się, a po kilku latach na świat zawitali kolejno syn Jacek (który sam jest teraz szczęśliwym ojcem maleńkiej Oliwii, czyniąc swych rodziców równie szczęśliwymi dziadkami) i córka Milena (która również od niedawna jest szczęśliwą mężatką).

Często słyszy się, że zbyt długie przebywanie z drugą "połową" nie służy związkowi. Nic bardziej błędnego. Nasi bohaterowie nie tylko tworzą rodzinę, ale i wspólnie pracują. Pan Edward jest stolarzem, a pani Elżbieta prowadzi sklep z akcesoriami meblowymi. To sprawia, że widują się niemal "całodobowo". W wielu innych małżeństwach sama taka wizja budziłaby grozę, Czarnotom to zupełnie nie przeszkadza.

- Oczywiście nie zawsze się ze sobą zgadzamy - mówi pani Elżbieta. - Czasami zdarzają się jakieś sprzeczki, ale nie są to poważne kłótnie.

- Mamy na nie dobry sposób - dodaje pan Edward. - Albo jedno drugiemu ustępuje, albo przeczekujemy i omawiamy to później na spokojnie.

Państwo Czarnotowie nie zapominają o magicznej dacie 14 lutego.

- Obdarowujemy się wtedy bardziej lub mniej konkretnymi podarunkami - twierdzi pan Edward. - Są to najczęściej czekoladki lub pierniki w kształcie serca - dodaje pani Elżbieta. - Nasze 25-lecie obchodziliśmy w kręgu rodziny. Nie obeszło się bez rzucania welonu i krawatu. Takie zabawne chwile również zbliżają ludzi, jest potem co wspominać.

- Nigdy nie zapominamy o rocznicy ślubu - deklarują obydwoje.

Uwielbiają wspólne podróże. "Odgórnie" postanowili, iż na domu i pracy świat się nie kończy, że muszą mieć coś tylko swojego i tylko dla siebie. Raz w roku starają się wyjechać gdzieś za granicę, latem zaś, niemal każdą niedzielę przeznaczają na bardziej dogłębne poznawanie "zasobów" naszej Ojczyzny.

- Jesteśmy tylko we dwoje, całkowicie wyluzowani, nie musimy myśleć o pracy. Czujemy się jak za starych, przedmałżeńskich czasów - mówi pan Edward.

- Siadamy na przykład pod parasolami i wspominamy nasze spotkania w młodości - dodaje pani Elżbieta. - Człowiek staje się wtedy bardziej romantyczny.

Jaka jest recepta na szczęśliwe małżeństwo, co sprawia, że można przeżyć wspólnie wiele lat nieustannie obfitujących w cudowne chwile?

- Zaufanie - jak zgodnie twierdzą państwo Czarnota - to jeden z najważniejszych składników miłości. Bez tego nie zbudujemy szczęśliwego związku.

- Poza tym, bardzo istotne jest też wspólne spędzanie czasu - dodaje pani Elżbieta. - W naszym przypadku są to podróże.

- Niezwykle ważny jest także kompromis - mówi pan Edward. - Nie należy zawsze upierać się przy swoim. Trzeba umieć przyznać rację drugiej osobie, ustąpić. Małżeństwo to jeden wielki kompromis - podsumowuje.

Monika Mikulska

2003.02.12