Rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę jest okazją do zastanowienia się nad naszą historią, polskim patriotyzmem, rozumieniem pojęcia Ojczyzna. Czy przywiązujemy jeszcze wagę do wartości, za które przedstawiciele starszego pokolenia gotowi byli oddać życie?
.
Patriotyzm szkolny i rodzinny
Zygmunt Grynowiecki urodził się i mieszkał w Łucku na Kresach (tereny dzisiejszej Ukrainy). Pochodził z rodziny, w której silny nacisk kładziono na patriotyzm. Kultywowano pamięć pradziadka Jana Tarasiewicza - powstańca z 1863 r., któremu po odzyskaniu niepodległości Józef Piłsudski przyznał osadę i nobilitujący stopień oficerski.
Pan Zygmunt w 1938 r. zaczął naukę w szkole przygotowującej kadrę podoficerów zawodowych. Pamięta, że wówczas panowało przeświadczenie, że karierę można zrobić tylko w wojsku. Pochodzenie chłopskie nie dawało wielu możliwości wyboru drogi życia. Rygorystyczne zasady wpajane w szkole miały na trwałe ukształtować jego spojrzenie na świat.
- Najważniejszymi wartościami były honor i ojczyzna - wspomina Zygmunt Grynowiecki.
Zaledwie osiemnastoletni, niedoświadczony uczeń pod koniec września 1939 r. trafił do XIX Pułku Ułanów. Wyruszył na wojenną zawieruchę, podczas której był świadkiem wielu tragicznych scen. Do jednej z nich należy wspomnienie o swoim dowódcy. Po wielu walkach jego grupa trafiła do obozu jenieckiego. Podczas rozbrojenia dowódca pożegnał się ze swoimi żołnierzami i na ich oczach strzelił sobie w głowę. Wolał śmierć niż niewolę. Zwyciężyło poczucie honoru i godności.
Inne życie
Do Szczytna Zygmunt Grynowiecki trafił po zakończeniu wojny. Tu właśnie, transportem z Wilna, przyjechała jego rodzina. Kolegów z linii frontu los rozrzucił po kraju i świecie.
- Tuż po wojnie nie chcieliśmy się szukać, odnajdywać. Przeżyliśmy zbyt wiele. Potem powoli człowiek "wpadał" w pracę, zakładał rodzinę, wychowywał dzieci i coraz rzadziej wracał w myślach do przeszłości - wspomina pan Zygmunt.
Po wielu latach odnalazł go kolega, którego los rzucił do Kętrzyna. Do dziś utrzymuje kilka zaledwie znajomości z wojennych czasów, ale kombatanckie spotkania coraz częściej odbywają się przy grobach tych, którzy już odeszli.
Z bólem zauważa, że młodych ludzi nie uczy się już patriotyzmu i umiłowania ojczyzny. Historia narodu stała się tylko szkolnym przedmiotem. A powinna uczyć bycia Polakiem, kształtować i wpajać te najważniejsze od pokoleń narodowe wartości. W nim samym tkwią one niezmiennie, choć nie tak już, jak dawniej, eksponowane.
Martwi go, że hasła, w gruncie rzeczy podobne do tych sprzed 80. czy 50. laty, dziś są traktowane jak slogany. Być może dlatego szczycieńskiemu kombatantowi coraz mniej zależy też na tym, by uroczyście obchodzić kolejną rocznicę odzyskania niepodległości. Święto jest teraz dla niego przede wszystkim okazją do spotkania się z dorosłymi już dziećmi (córką i synem) oraz wnuczkami.
Katarzyna Mikulak
2003.11.12