Właśnie mija rok od podjęcia pierwszych – i od razu poważnych – rządowych decyzji związanych z początkiem epidemii koronawirusa w Polsce.

Rok w niemiłym towarzystwieW większości uderzyły one oczywiście także w mieszkańców naszego powiatu. Takich covidowych rocznic w ostatnich dniach mieliśmy kilka. Zaczęło się formalnie 4 marca, gdy stwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Od 12 marca zawieszono zajęcia edukacyjne w szkołach, jeszcze wcześniej rozpoczęły się wzmożone kontrole na granicach – także tych wewnątrzunijnych. Jak wiadomo, mieliśmy w naszym powiecie jedną z pierwszych osób zarażonych covidem, a to za sprawą obywatela Niemiec, który przyjechał w odwiedziny do Małdańca. Na kolejne przypadki czekaliśmy długo, bo parę miesięcy. Wcześniej nasz powiat – podobnie jak cały region – uchodził za oazę spokoju, który próbowali „zakłócać” swoimi przyjazdami do domków letniskowych bardziej narażeni mieszkańcy dużych miast. Zapewne pamiętamy przekazywane informacje od znajomych i podpowiedzi, by jak najszybciej zaopatrzyć się w niektóre artykuły, bo wkrótce na 100 procent ich zabraknie.

Stąd pustawe marcowe półki, wyczyszczone z papieru toaletowego, środków dezynfekcyjnych (fot. 1) – w tym spirytusu. Już po kilku tygodniach z dostępnością tego typu towarów nie było problemu. Wkrótce pojawiły się ograniczenia związane z opuszczaniem domów. Na ulicach zrobiło się pustawo. Jednymi z nielicznych pojazdów były wozy policji i straży miejskiej, z których wzywano do nieopuszczania bez naprawdę poważnego powodu swoich domów. Rozpoczęło się jednocześnie kombinowanie, jak tu dla zaczerpnięcia powietrza i bez narażania na interwencję służb opuścić swoje cztery kąty – choćby dla zdrowia psychicznego. Można było do sklepu – ale tam należało odstać swoje w kolejce po koszyk. Na szybach pojawiły się różne dostosowane do sytuacji kartki z napisami, których najnowsza historia u nas raczej nie pamięta (fot. 2).

 Gdy wreszcie dostaliśmy się do sklepu, w kolejce do kasy pamiętaliśmy o obowiązkowych 2 metrach dystansu społecznego. Do lasu – można czy nie? Zdania na ten temat były podzielone, zmieniały się także zapisy w pospiesznie przygotowywanych przepisach. Na plac zabaw co najmniej na pewien czas wyjść z pewnością nie można było (fot. 3). Czy udanie się na cmentarz to realizacja bardzo ważnej potrzeby związanej z życiem religijnym? Takie pytania także się pojawiały, a odpowiedzi w różnych miastach bywały rozmaite. Życie religijne też uległo ograniczeniom. W kościołach pojawiły się pojemniki z płynami do dezynfekcji i taśmy zakazujące siadania w wyznaczonych ławach (fot. 4). Początkowo do świątyni mogło wejść 50 osób, potem liczbę tę ograniczono do zaledwie 5.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.