Ostatnio pisałem niemal wyłącznie na tematy aktualne, związane ze Szczytnem i naszym regionem. Dzisiaj zatem zmienię tematykę na nieco lżejszą, choć międzynarodową, a także cofniemy się w czasie. Wpadła mi w rękę książka Jana Kalkowskiego „Podróże kulinarne”.
Książkę wydano w roku 1984, toteż bez wątpienia ów tytuł nie został „ściągnięty” z telewizyjnego programu Roberta Makłowicza. Jan Kalkowski był krakowskim dziennikarzem. Stałym współpracownikiem niezapomnianego „Przekroju”, gdzie prowadził słynną rubrykę „Jedno danie”. W tamtych latach Polakom, nawet dziennikarzom niełatwo było podróżować po świecie, wyjąwszy kraje tak zwanej demokracji ludowej, czyli „demoludy”. Ogromna kulinarna wiedza autora odnośnie światowych kuchni narodowych była więc na ogół czysto teoretyczna. Kiedy Polska bardziej otworzyła się na świat, Jan Kalkowski, podobnie jak inni gastronomiczni spece, mógł wreszcie organoleptycznie uzupełnić swoje wiadomości, podróżując po krajach dotychczas nie zawsze dostępnych. Z ogromną ciekawością przeczytałem o ówczesnych fascynacjach autora gastronomicznymi spostrzeżeniami, które dla niego stanowiły nowo odkrytą ciekawostkę podczas kulinarnych podróży, a które dzisiaj, po trzydziestu latach, stanowią codzienność dla chyba każdej polskiej gospodyni domowej. Że nie wspomnę o licznej rzeszy wyspecjalizowanych restauratorów w miastach i miasteczkach Polski. Mam do książki pana Kalkowskiego bardzo osobisty stosunek, ponieważ sam w latach siedemdziesiątych dość dużo podróżowałem, a jako smakosz i koneser (żeby nie powiedzieć żarłok) doznawałem w kolejnych krajach podobnych fascynacji jak autor wspomnianej książki. A zatem prześledźmy, co w latach siedemdziesiątych zaskoczyło kuchennego specjalistę tygodnika „Przekrój”.