... torebeczka i pobita buteleczka. Do noszenia i pakowania zakupów dawniej używano uplecionych z żyłki albo sznurka siatek.
Były mocne, funkcjonalne i wygodne, ale tak skonstruowane, że sploty ukazywały całą gamę niesionych sprawunków. W taką siatkę pakowano np. puste butelki i wędrowano po mleko, maślankę, śmietanę. Gdy się szło z zakupami, to każdy widział co zostało kupione. Srebrny kapsel zdradzał zakup zwykłego mleka, a niebieski maślanki. Więc nic dziwnego, że niesione produkty poddawane były komentarzom. Wiedzieliśmy kto pije maślankę, a kto spija śmietankę. Oczywiście butelki każdorazowo były szorowane specjalnymi szczoteczkami, a te bardziej zapuszczone traktowano ziarnkami ryżu – docierały w każdy zakamarek.
Za butelki pobierano kaucję, więc były szanowane i opłacało się je zwrócić, by odzyskać kasę. Opłacało się też zbierać butelki, by trochę zarobić. Wiadomo, że wiele butelek pobiłam, ale nigdy nie płakałam z powodu rozlanego mleka, bo i tak więcej w nim było wody. Z czasem problem jakości niesionego mlecznego produktu przestał być tematem snutych sugestii, ponieważ w sprzedaży pojawiły się plastikowe, kolorowe nakładki, które szczelnie chroniły aluminiowe kapselki i każdy, kto pił mleko i tak był wielki. Mleko piłam w domu i w szkole. Podczas przerw biegaliśmy też do sklepu na szybki kefir i suchą bułkę.