O ich istnieniu wiedzą wszyscy mieszkańcy Szczytna, ale z dokładnym umiejscowieniem na mapie wielu miałoby spory problem. W powszechnej świadomości to po prostu dzielnice, bądź przedmieścia stolicy powiatu. Tymczasem podszczycieńskie wsie to typowe sołectwa, których liderzy z dumą podkreślają swoją wiejską przynależność. W poszukiwaniu podmiejskiej specyfiki "Kurek" wybrał się na obrzeża miasta.
LIPOWA GÓRA WSCHODNIA, CZYLI ANI WIEŚ, ANI MIASTO
Zapewne nie każdy spacerowicz idący ulicą Kętrzyńskiego, po minięciu skrzyżowania z Reja i Paderewskiego zdaje sobie sprawę, że oto znalazł się na wsi. Nie ułatwia tego bynajmniej oznakowanie ulic ani tablice z nazwami miejscowości. Pierwsze posesje należące do Lipowej Góry Wschodniej stoją bowiem dokładnie naprzeciwko domów, na których tabliczkach widnieje nazwa ulicy Kętrzyńskiego. Tablicy oznaczającej koniec miasta brak. Natomiast tablica z nazwą wsi stoi w miejscu, które można by określić jako jej środek, choć "środek" w przypadku Lipowej Góry Wschodniej to pojęcie bardzo umowne.
- To dość rozległa wieś. Domy usytuowane w pobliżu dróg na Romany i Lemany to też Lipowa Góra. Kiedy rozwożę pisma i zawiadomienia robię w sumie ze 30 km - mówi sołtys Eugeniusz Telechowski.
Jednak nie tylko usytuowanie stanowi o specyfice miejscowości. Obok dawnych, istniejących od wielu lat gospodarstw rolnych buduje się tam coraz więcej willi należących do mieszkańców Szczytna. Telechowski, który Lipową Górę Wschodnią pamięta z czasów dzieciństwa, wspomina, że niegdyś znajdowały się tam 22 budynki. Obecnie ich liczba wzrosła do 70, a w sołeckich statystykach figuruje 250 nazwisk. Sołtys prowadzi gospodarstwo rolne. Jego podwórko ma zdecydowanie wiejski charakter. Nieopodal domu stoi duża stodoła, słychać gdakanie kur. Tymczasem po drugiej stronie drogi widać nowe domostwa, żywcem wyjęte z miejskiego krajobrazu.
- Lipowa Góra to ani wieś, ani miasto - mówi Telechowski po dłuższym namyśle. Jednocześnie narzeka, że rozwój miejscowości źle odbija się na społecznych więziach.
- Nowi mieszkańcy nie angażują się tak bardzo w sprawy lokalnej społeczności. Podczas niedawnego spotkania z wójtem stawiło się tylko 8 osób - ubolewa sołtys. Pytany o nazwę wsi odpowiada ze śmiechem, że górek w niej wprawdzie nie brak, gorzej natomiast z lipami. Faktycznie, jak okiem sięgnąć, na Lipowej Górze Wschodniej "Kurek" nie dopatrzył się żadnej.
KAMIONEK I LIPOWA GÓRA ZACHODNIA, CZYLI DZIEDZICTWO PGR-U
Kamionek to z kolei miejscowość łatwiejsza do zlokalizowania i bardziej utrwalona w świadomości mieszkańców Szczytna. W latach 90. cieszyła się nie najlepszą sławą, z powodu mieszkających tam chuliganów identyfikujących się z ideologią neofaszystowską. Sołtys Mieczysław Janiszewski zapewnia, że te czasy należą już do historii.
- Dzisiaj Kamionek jest bezpieczny. Nie ma kradzieży ani bójek. Dawni chuligani wydorośleli, część wyjechała w poszukiwaniu pracy - mówi Janiszewski.
Trudniej na ogół wskazać, gdzie dokładnie zlokalizowana jest mniejsza z podszczycieńskich Lipowych Gór - Zachodnia, stanowiąca razem z Kamionkiem wspólne sołectwo.
- Odchodząca od ulicy Pomorskiej Ciasna to jeszcze Szczytno. Wszystkie domy stojące dalej to już wieś - objaśnia Mieczysław Janiszewski.
Kamionek to miejscowość o pegeerowskim rodowodzie. Janiszewski wspomina, że przed laty pracowało tam prawie 400 ludzi, zatrudnionych w trzech zakładach. Kiedy PGR upadł, jego byli pracownicy zaczęli migrować w poszukiwaniu pracy.
- Kiedyś takim wymarzonym celem była Warszawa. Obecnie ludzie, zwłaszcza młodzi, wybierają Wyspy Brytyjskie. W ciągu ostatnich lat do Wlk. Brytanii wyjechało z Kamionka ze 20 osób - mówi sołtys.
Tereny wokół wsi wciąż stanowią w znacznej części własność Agencji Nieruchomości Rolnych. Kilka lat temu jednak ANR sprzedała 52 działki położone wzdłuż szosy prowadzącej do Szczycionka. W tym kierunku przede wszystkim rozbudowuje się obecnie nowy Kamionek. Co ciekawe, w odróżnieniu od innych sąsiadujących ze Szczytnem wsi, sporo domów budują tam przybysze z Warszawy. Niektórzy z nich wykupili nawet po kilka działek. Mieczysław Janiszewski, który urząd sołtysa sprawuje już drugą kadencję, przyznaje, że pełnienie tej funkcji w podmiejskim sołectwie to bardzo nietypowa rola.
- Wolałbym mieć status przewodniczącego osiedla niż sołtysa. Roznoszenie ogłoszeń dotyczących w znacznej części spraw rolnych w miejscowości, gdzie jest około 12 rolników, a większość stanowią ludzie pracujący w mieście, to trochę dziwne zajęcie - wyjaśnia Janiszewski.
SZCZYCIONEK, CZYLI NAJPIĘKNIEJSZE MIEJSCE W GMINIE
Za Kamionkiem leży Szczycionek. W obiegowej opinii mieszkańców Szczytna, jest to najpiękniej położona wieś w okolicy, idealna do weekendowych wypadów i podmiejskich pikników. Widok starych domów odbijających się w tafli otoczonego lasem jeziorka rzeczywiście urzeka. Ostatnimi czasy wielu szczytnian, szczególnie tych zamożniejszych postanawia nie poprzestawać jednak na doraźnych odwiedzinach i ze Szczycionkiem decyduje związać się bliżej, budując tam swoje domy. Sołtysem wsi od 20 lat jest Edward Ciechanowicz.
- Po wojnie było tu tylko 18 gospodarstw, zamieszkanych w znacznej części przez Mazurów. Ze względu na słabe ziemie miejscowi zajmowali się głównie pracą w lesie, wielkiego rolnictwa tu nigdy nie było - wspomina Ciechanowicz. Obecnie na Szczycionku mieszka tylko jeden jedyny rolnik. Według sołtysa jego uparte trwanie przy rolnictwie wynika jedynie z zamiłowania do prowadzenia gospodarstwa. Dzisiaj o charakterze miejscowości decyduje w znacznym stopniu zjawisko, które Edward Ciechanowicz określa jako "boom na wiejskie domki". Na Szczycionku stoi już około 40 domów, w większości zamieszkałych przez "uciekinierów" z miasta. Nie należy sądzić, że są to wyłącznie letnie bądź weekendowe kwatery.
- Przeprowadzają się tu chętnie urzędnicy, lekarze, nauczyciele, policjanci i biznesmeni - mówi sołtys. Przyznaje jednocześnie, że nasilone osadnictwo "mieszczuchów" wpłynęło na jakość relacji międzyludzkich.
- Kiedyś żyło się bardziej po rodzinnemu. Ludzie częściej sobie pomagali, każdy był z każdym za pan brat. Teraz wiele osób pożąda ciszy i spokoju do tego stopnia, że nie wychodzi poza swoją działkę - ubolewa Edward Ciechanowicz. Osadnictwu we wsi z pewnością sprzyjać będzie zaplanowana na przyszły rok budowa kanalizacji. Większość mieszkańców Szczycionka niechętnie odnosi się natomiast do powracających od czasu do czasu planów połączenia wiejskiego jeziorka z jeziorami Domowym Dużym i Kobylochą.
- Byłoby to niezłe ze względów czysto turystycznych, ale tutejsi pragną nade wszystko ciszy i spokoju - mówi sołtys.
NOWE GIZEWO, CZYLI WSZYSTKO, CZEGO POTRZEBA DO SZCZĘŚCIA
Zalety swojej miejscowości zachwala również Stanisław Merchel, sołtys Nowego Gizewa. Obecnie jest to najbardziej dynamicznie rozbudowująca się podszczycieńska wieś.
- Kiedy tu zamieszkałem w 1988 roku, było zaledwie kilka budynków. Od tego czasu liczba mieszkańców zwiększyła się kilkakrotnie - mówi Merchel. Obecnie na Nowym Gizewie stoi 112 domów, według sołtysa buduje się drugie tyle. Główny kierunek budowlanej ekspansji to działki położone wzdłuż szosy na Rudkę. Tam też powstają chyba najbardziej okazałe wille w okolicy.
- Nie ma w tym nic dziwnego. Na Gizewie jest wszystko, czego potrzeba do szczęścia: miejscowość została całkowicie skanalizowana, są doprowadzone wodociągi. Okolica spokojna i bezpieczna, blisko las, a do miasta parę kroków. Czy można chcieć mieszkać w lepszym miejscu - rekomenduje sołtys.
Nowe Gizewo, podobnie jak Lipową Górę Wschodnią, od Szczytna oddziela dosłownie kilka metrów. Związki wsi z miastem są tym silniejsze, że właśnie tu ulokował się szczycieński Zakład Usług Komunalnych. Ale Nowe Gizewo jeszcze trudniej niż Lipową Górę zlokalizować przestrzennie. Można powiedzieć, że to raczej szereg małych osiedli i przysiółków, rozciągających się wzdłuż południowych obrzeży miasta. Mimo że sołtysa od jego sąsiadów oddziela niejednokrotnie spory dystans, sam zadaje sobie trud osobistego zbierania podatku. Jak twierdzi, dzięki temu lepiej poznaje nowych mieszkańców miejscowości. Stanisław Merchel, podobnie jak sołtysi Lipowej Góry, Kamionka i Szczycionka, otwarcie deklaruje się jako mieszkaniec wsi. Tak jak oni podkreśla, że za żadne skarby nie chciałby, aby jego sołectwo znalazło się w administracyjnych granicach miasta.
- Jak dotąd na gminę zawsze możemy liczyć, wszędzie widać efekty naszej zgodnej współpracy: są wodociągi, kanalizacja, nowe chodniki i utwardzone porządnie drogi. Wątpię, czy miasto poświęcałoby nam tyle uwagi, ile poświęca gmina - mówi sołtys.
Wojciech Kułakowski
2006.10.25